Mówi się o Sokołowie, że jest ekscentryczny, ale on jest raczej ascetyczny i skupiony na muzyce zamiast na autokreacji. Faktycznie, w dzisiejszych czasach to może uchodzić za ekscentryzm. Lubi grać w zaciemnionej sali z lampami słabo oświetlającymi klawiaturę i jego z góry. Na estradę wchodzi zdecydowanym krokiem, potem szybki ukłon, siada przy instrumencie i natychmiast zaczyna grać. Nic zbędnego, żadnych udawanych min, żadnych niepotrzebnych irytujących gestów. 

Bez areobiku i aktorstwa

Sokołow gra bez tego całego pianistycznego aerobiku i aktorstwa, którymi wielu pianistów pokazuje, jak głęboko przeżywają muzykę. Sokołow całkowicie znika jako osoba, zostaje tylko muzyka, ale zarazem jest przecież tak silnie obecny. Jego gra jest bardzo „fizyczna” – ma się wrażenie, że jego palce dotykają klawiszy bardzo głęboko, jakby do samego spodu. Tylko że u Sokołowa wszystko brzmi tak prosto, że technika gry w jego przypadku w ogóle nie jest tematem i można mówić wyłącznie o muzyce.

Jak zauważają stroiciele fortepianów, między innymi Eric Joseph Schandall, były szef stroicieli Steinwaya, „Sokołow jest wymagający i dokładnie wie, czego chce”. W udostępnianych mu fortepianach zawsze szuka najlepszego i najprecyzyjniejszego mechanizmu, a robi to nie ze świecą, a z własną latarką, z którą pojawia się przed koncertem na „przymiarce instrumentu” – zagląda do środka, sprawdza młotki. Najmniejsze detale mają znaczenie, bo bezpośrednio przekładają się na dźwięk, a Sokołow chce przedstawić swoją nieskazitelną interpretację, która jest wynikiem długiej pracy i przemyśleń, więc danym utworom zawsze stara się nadać ten sam kształt brzmieniowy, panując nad instrumentem i akustyką sali.

Zapytany, ile godzin dziennie ćwiczy, odpowiedział, że „dwadzieścia cztery, bo «ćwiczenie» nie oznacza, ile grasz, tylko ile to brzmi w twojej głowie”. Czasem podobny efekt można wywołać u słuchaczy – idzie się na koncert, który trwa półtorej godziny, lecz słyszy się go później w głowie przez kilka następnych dni, niekiedy zostaje na zawsze. 

Krystalicznie czysty wzór polifonicznych splotów

Pierwsza część koncertu to utwory Jana Sebastiana Bacha, kompozytora, który jak się wydaje zajmuje szczególne miejsce w repertuarze Sokołowa. Zaczął swój koncert „Czterema duetami” BWV 802-802. „Jakby rozmawiała ze sobą wieczna harmonia”, powiedział Goethe o muzyce Bacha. To zdanie zdaje się wyzierać z każdego taktu, z każdego powrotu tematu, przedstawianego przez pianistę w innym świetle, w innym kolorze. Wszystko wygrane w ascetyczny sposób, non legato i jakby nieustępliwie, obsesyjnie. 

Do „Partity c-moll” BWV 826 Sokołow przechodzi bez cezury, jakby Sinfonia otwierająca „Partitę” była ciągiem dalszym, ale zmienia się w tej muzyce wszystko. Sokołow znajduje dla „Partity” zupełnie inną paletę barw, a przede wszystkim krystalicznie czyste wzory polifonicznych splotów brzmią tu bardzo intymnie. 

Kontrasty agogiczne i taneczne rytmy Allemande, Courante i Sarabandy zadziwiają swoją motoryką i nawet w nagraniach studyjnych rzadko spotyka się taką „trójwymiarowość” tych utworów oraz tak perfekcyjne wyważenie każdego ze składników harmonicznych.

Chopin i Schumann powściągliwie

Drugą część koncertu Sokołow zaczyna od Mazurków op. 30 i op. 50 Fryderyka Chopina. Te trójdzielne mazurkowe rytmy pojawiają się tu wyraźnie, lecz nie są wygrane, one są jakby wyśpiewane. W każdym akordzie tych utworów słychać pełną harmonię – każdy ze składników ma swoje miejsce, czas i znaczenie retoryczne. Sokołow jednak niczego nie przerysowuje, w jego interpretacji Mazurki nie stają się salonową stylizacją, muzyczną cepelią, są po prostu naturalistycznymi, surowymi miniaturami nakreślonymi bardzo oszczędnymi gestami.

Żaden salonowy sentymentalizm nie pojawia się też w „Scenach leśnych” op.82 Roberta Schumanna. W ogóle programowość tego cyklu miniatur zdaje się odgrywać drugorzędne znaczenie w interpretacji Sokołowa, natomiast rzuca się w uszy „wydobycie” faktury i bezpretensjonalna wirtuozeria. W efekcie dostajemy urzekająco powściągliwe obrazki, jakby trochę wyblakłe bardzo osobiste wspomnienia. 

Sokołow chętnie bisuje, tym razem było nie inaczej i po pięciu bisach całość zakończył preludium chorałowym Bacha „Ich ruf’ zu dir, Herr Jesu Christ” BWV 639 w aranżacji Ferruccio Busoniego. To jeden z tradycyjnych bisów Sokołowa. Pianista chętnie wraca do tego utworu, a tym razem miał on jeszcze dodatkowy aspekt, bo subtelnie przypominał o setnej rocznicy śmierci Busoniego.

 

Recenzowany koncert odbył się 17 lipca 2024 roku w Sali im Friedricha von Thierscha, Kurhaus Wiesbaden.


Zdjęcie z koncertu © Ansgar Klostermann/RMF