Wagner nie wyobrażał sobie, żeby wystawić „Parsifala” w teatrze innym niż Festspielhaus w Bayreuth, z czym wiąże się historia tak zwanego zakazu bayreuckiego. Wagner słynął z ekstrawagancji, można by więc pomyśleć, że to kolejna, dość niezwykła fanaberia kompozytora, ale niezupełnie.


Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
W obliczu szybko zmieniających się technologii i mediów nie pozostajemy bierni. Aby móc nadal dostarczać Ci jakościowe treści, prosimy o podzielenie się swoją opinią na temat pracy Kultury Liberalnej i wypełnienie anonimowej ankiety.
Dołącz do nas i współtwórz Kulturę Liberalną — wypełnij ankietę >> 

Działo totalne

„Parsifal” został skomponowany z myślą o specyficznej przestrzeni Festspielhausu w Bayreuth. Wagnerowska koncepcja Gesamtkunstwerk (dzieła totalnego, syntezy sztuk) obejmowała najściślejszą integrację słowa, muzyki i akcji scenicznej. W przypadku „Parsifala” była również rozszerzona na wymyślone przez kompozytora instrumenty muzyczne. 

Nie chodzi tu o sławne „tuby wagnerowskie”, które były w użyciu już wcześniej, ale o tak zwane dzwony, które z wyglądu dzwonów bynajmniej nie przypominają, no i w końcu o samą przestrzeń teatru, który został zaprojektowany z myślą o wystawieniu „Pierścienia Nibelunga” oraz „Parsifala”. Właśnie to ostatnie dzieło Wagner pisał wyłącznie dla tej specyficznej przestrzeni akustycznej. 

Wbrew intencji Wagnera ów „zakaz bayreucki” został złamany już w 1883, czyli rok po śmierci kompozytora, kiedy jego mecenas Ludwig II Bawarski, zaordynował wykonanie „Parsifala” na scenie w Monachium, bowiem chciał się zapoznać z dziełem. Król chciał nawet wznieść w Monachium kopię bayreuckiego teatru, ale plany te zostały zrealizowane dopiero w 1901 roku. Według Cosimy, wdowy po Wagnerze, która od śmierci męża była dyrektorką Festiwalu w Bayreuth, budowa tego gmachu miała być naruszeniem praw autorskich kompozytora do projektu teatru. Tymczasem to Wagner, bawiąc się w architekta, zaadoptował projekt Gottfrieda Sempera przeznaczony pierwotnie właśnie dla Monachium. 

Wydaje się, że Cosima, słusznie z resztą, obawiała się po prostu konkurencji dla swojego festiwalu – odpływu publiczności, ale przede wszystkim pieniędzy. 

Zniszczenie i powolny rozkład

Monachium nadal jest jednym z najważniejszych ośrodków wagnerowszczyzny, a kolejne inscenizacje dzieł Wagnera realizowane na tej scenie w szczególny sposób przykuwają uwagę publiczności z całego świata. Obecna inscenizacja „Parsifala” grana przez monachijską scenę miała premierę w 2018 roku. 

Ostatnie dzieło sceniczne Wagnera przenosi nas w krainę legend arturiańskich i poszukiwań świętego Graala. Strażnik Graala Amfortas doznaje nieuleczalnej rany spowodowanej świętą Włócznią, a według proroctwa „czysty głupiec” przyniesie zbawienie. Wchodzi niczego niepodejrzewający Parsifal, który właśnie zastrzelił łabędzia (Wagner miał słabość do historii z łabędziami). 

Reżyser monachijskiej inscenizacji – Pierre Audi umieszcza akcję w abstrakcyjnym, surrealistycznym lesie zaprojektowanym przez jednego z najlepiej (czytaj: najdrożej) sprzedających się niemieckich artystów – Georga Baselitza. Element scenograficzny zdaje się dominować na scenie – zniszczony krajobraz, natura w trakcie rozkładu są metaforą zniszczonych ludzi i rozkładu społeczeństwa. 

Odkrycie powolnych temp

Inscenizacja Audiego i Baselitza spotka się ze skrajnymi ocenami, a niedawne jej wznowienie wywołało dodatkowo skrajne emocje z powodu dyrygenta, Constantina Trinksa. Jak często zdarza się sytuacja, że gdy idziesz do opery, to spektakl trwa godzinę dłużej niż napisano w programie i dzieje się to bez powodu? Cóż, nie powinno to szczególnie dziwić, zwłaszcza w przypadku niektórych kompozytorów, tudzież tytułów. „Parsifal” Wagnera właśnie do nich należy. Grany bez przerwy w znanych nam nagraniach trwa od 3h 38’ do ponad 4h 40’. 

Interpretacja Trinksa zbliżyła, jeśli nie zrównała się z tymi najdłuższymi spośród zarejestrowanych nagrań. Wolne tempa dla śpiewaków rzadko są ułatwieniem, im wolniejsze tempo, tym większy wysiłek fizyczny trzeba włożyć w utrzymanie frazy. Mogą być one jednak niezwykle piękne i w wyjątkowy sposób rozkładać napięcia dramaturgiczne. Paradoksalnie Trinks swoimi wolnymi tempami ożywił dość nudną inscenizację Audiego i Baselitza. Powolnie prowadzona narracja wzmocniła charakter postaci, pozwoliła na skondensowanie najbardziej dramatycznych momentów w interpretacjach solistów. 

Zaśpiewać w maratonie

Partia Gurnemanza jest dla Georga Zeppenfelda od wielu lat jego wokalną wizytówką. Pod batutą Trinksa udało się zaprezentować znakomitą formę i wykreować trudną do opisania atmosferę. 

Gdy Gurnemanz zaczyna opowiadać historię pierwszego Króla Graala Titurela i jego syna Amfortasa, głos śpiewaka w wolnym tempie brzmi mocniej niż zazwyczaj. Zeppenfeld mistrzowsko moduluje barwę, a dzięki perfekcyjnej dykcji przenosi słuchaczy z opery do teatru słowa. Na wysokich dźwiękach jego głos nie traci alikwotów i cały czas dźwięczy basową głębią podbitą metalicznym brzmieniem. 

Christian Gerhaher w roli Amfortasa zademonstrował największą ze wszystkich śpiewaków występujących w tej obsadzie moc głosu. Jednak ta interpretacja opiera się, jak zawsze w jego przypadku, na pieśniarskim, pełnym subtelności podejściu do muzyki. Zetknięcie z Gerhaherem w roli Amfortasa pozostawia niezacieralne wrażenie. Zeppenfeld i Gerhaher dali wokalny pokaz tego, jak przemówić śpiewem do słuchaczy.

Irene Roberts śpiewająca partię Kundry debiutuje na scenie Bayerische Staatsoper i odnosi sukces. Jej interpretacja w żadnym dźwięku nie jest banalna i oddaje mistyczny charakter postaci zawieszonej między światem realnym a światem magii, dobrze współgrała także z tą niezwykłą wizualnie inscenizacją. Śpiewaczka wykazała się dużą elastycznością głosu i rzadką umiejętnością dobrego wpasowywania się w strukturę brzmieniową orkiestry – zawsze znajdowała przestrzeń do wybrzmienia swojego głosu. 

Clay Hilley w tytułowej roli jest Parsifalem – jest interpretacyjnie prosty, lecz nie prostacki, czym idealnie wpisuje się w rolę naiwnego bohatera, który ma przynieść odkupienie. Po drobnych kłopotach intonacyjnych w pierwszym akcie zademonstrował w dalszej części spektaklu dobrą formę i dobre wyczucie dramaturgiczne, które szczególnie ujawniło się w rozbudowanym duecie z Irene Roberts. Duet ten często wymyka się solistom, wydaje się wlec i nie mieć puenty. Relatywnie wolne tempo zaproponowane w tym fragmencie przez Trinksa zadziałało w paradoksalny sposób, solistom udało się zbudować bardzo duże napięcie emocjonalne. Roberts i Hilley okazali się znacznie ciekawszą pod względem muzycznym parą, niż śpiewający w tej inscenizacji wcześniej Nina Stemme i Jonas Kaufmann – głosy Roberts i Hilleya brzmią czyściej, głośniej i celniej przekazują intencje kompozytora. 

Jochen Schmeckenbecher wciela się w rolę czarnoksiężnika Klingsora i jest prawdziwie odrażającym czarnym charakterem. Śpiewakowi udaje się zachować równowagę i przy odpowiednim doborze środków wokalnych zachować twarz demona przy całej groteskowości kreowanej przez siebie postaci.

Sześć godzin w operze niekoniecznie musi się dłużyć

Dzieła Wagnera są dla wykonawców, szczególnie odtwórców głównych ról, jak maraton, czasem nawet podwójny. W wolnych tempach zaczyna paradoksalnie tracić ten smaczek sportu ekstremalnego i oddalać się w stronę jakiegoś transgenicznego obrzędu muzycznego. 

Jeden z najwybitniejszych dyrygentów swojej epoki – Richard Strauss, powiedział na próbie „Parsifala” do orkiestry „Mistrz już skomponował «Parsifala» tak, aby był bardzo wolny, więc nie trzeba go już dodatkowo spowalniać”, co jest dowodem na to, że od zawsze dyrygenci miewali skłonności, by robić z oper Wagnera muzyczne maratony, w których muzycy zarówno z orkiestry, jak i ze sceny rzadko dobiegali do końca. Można jednak urządzać takie długodystansowe wieczory operowe, trzeba tylko wiedzieć jak i z kim. 

Spektakl „Parsifala” pod batutą Trinksa, który odbył się 31 marca 2024 roku, był jednym z tych wieczorów, kiedy wolne tempa ujawniły niezwykłość tej partytury i faktycznie zaczęły nadawać spektaklowi nieco transowy charakter, lub jak chciał Wagner – „misteryjny”. 

To niecodzienne wykonanie i jego atmosfera zmusiły część słuchaczy do pojawienia się w operze także 10 kwietnia. Cóż… publiczność wagnerowska to gatunek słuchacza, który zawsze znajdzie sześć godzinek, żeby wyskoczyć do operki, jeśli tylko ma dobry powód.

Opera:

Ryszard Wagner „Parsifal”

dyrygent: Constantin Trinks
reżyseria: Pierre Audi
scenografia: Georg Baselitz

soliści:

Amfortas: Christian Gerhaher
Titurel: Bálint Szabó
Gurnemanz: Georg Zeppenfeld
Parsifal: Clay Hilley
Klingsor: Jochen Schmeckenbecher
Kundry: Irene Roberts 

głos z góry: Emily Sierra 

w pozostałych rolach: Kevin Conners, Roman Chabaranok, Seonwoo Lee, Emily Sierra, Jonas Hacker, Zachary Rioux, Louise Foor, Xenia Puskarz Thomas, Eirin Rognerud, Eliza Boom, Natalie Lewis 

Bayerisches Staatsorchester
Bayerischer Staatsopernchor 

Recenzowane spektakle odbyły się 31 marca oraz 10 kwietnia 2024 roku

zdjęcia © Ruth Walz / Bayerische Staatsoper