Twórca serialu „Uznany za niewinnego” David E. Kelley to producent i scenarzysta odpowiedzialny w szczególnym stopniu za renesans seriali spełniających w ostatnich latach największe koszmary pozornie normalnych, dobrze sytuowanych rodzin, których perypetie trzymają widzów na krańcach krzeseł. Kelley pod wieloma względami należący do legend telewizji przełomu wieków (odpowiadał za pomysł i produkcję serialu „Ally McBeal”) w 2017 roku wyprodukował „Wielkie kłamstewka”. Adaptacja książki Liane Moriarty z gwiazdorską obsadą (Nicole Kidman, Reese Witherspoon, Laura Dern, Shailene Woodley) kręcona w zamożnej enklawie Kalifornii, gdzie wyjaśniana stopniowo zagadka kryminalna mieszała się z obyczajowymi problemami grupy kobiet, stała się jednym z najpopularniejszych seriali ostatnich lat. Również kolejne seriale tworzone przez Kelleya wpisywały się w model „Wielkich kłamstewek” – „Od nowa”, „Anatomia skandalu” czy oparty na faktach „Miłość i śmierć”. 

Niezależnie od lokalizacji – brytyjska arystokracja, wyższe sfery Nowego Jorku czy amerykańskie przedmieścia w latach siedemdziesiątych – większość tych historii prócz, wątków kryminalnych i obsadzania gwiazd, miała także wiele punktów wspólnych. Rozpad rodziny, problemy z zaufaniem najbliższym, rozdarcie między lojalnością a podejrzeniami wobec współmałżonka. Wreszcie wstyd i upokorzenia związane z samym procesem. Prawnicze doświadczenie Kelleya (który przed obraniem ścieżki producenta i scenarzysty pracował w bostońskiej kancelarii prawniczej) szczególnie wybrzmiewa w podejmowanych przez niego produkcjach, gdzie świat sal sądowych i dramatycznych procesów jest na porządku dziennym.

„Uznany za niewinnego” jest natomiast pierwszym remake’iem w uniwersum producenta. W 1990 roku na podstawie książki Scotta Turowa powstał film Alana J. Pakuli z Harrisonem Fordem w roli oskarżonego prokuratora Rusty’ego Sabicha. Sam film przemknął nieco niezauważony między rolami Forda we „Franticu” czy „Ściganym”. Thriller nie wydawał się także szczególnie budować napięcia – ostatecznie żaden z widzów nie wątpił, że uwielbiany amerykański aktor, Indiana Jones i Han Solo, może nie poradzić sobie na sali sądowej i trafić do więzienia.

Serial Kelleya i rozedrgany, nerwowy, często niesympatyczny Rusty Sabich (Jake Gyllenhaal) nie dają takich gwarancji. To szanowany prokurator i przykładny ojciec rodziny, który patrzy z miejsca oskarżonego, jak jego budowane przez lata życie rozsypuje się na oczach żony, nastoletnich dzieci i śledzącej proces amerykańskiej opinii publicznej. Oskarżony o zamordowanie kochanki i współpracowniczki Sabich próbuje odkryć prawdę o zbrodni, jednocześnie nie tracąc zaufania najbliższych.

Jak wskazują sukcesy poprzednich seriali Kelleya oraz rosnąca liczba twórców, którzy w kreatywny sposób czerpią z ram i stereotypów (choćby nagradzana „Anatomia” upadku Justine Triet, świat prawniczych thrillerów i śledzonych z zapartym tchem potyczek między obroną a prokuraturą nigdy tak naprawdę nie odszedł w niepamięć.

Na sali sądowej

Jak wskazywali niektórzy recenzenci serialu, sam podgatunek thrillera sądowego może częściowo wydawać się zakurzony – ostatecznie towarzyszy on hollywoodzkim produkcjom od czasów początku kina dźwiękowego. Ale jak wskazują sukcesy poprzednich seriali Kelleya oraz rosnąca liczba twórców, którzy w kreatywny sposób czerpią z ram i stereotypów (choćby nagradzana „Anatomia upadku” Justine Triet), świat prawniczych thrillerów i śledzonych z zapartym tchem potyczek między obroną a prokuraturą nigdy tak naprawdę nie odszedł w niepamięć.

W „Uznanym za niewinnego” żywość sądowej batalii jest zasługą aktorów przedstawiających prawniczy światek. Powoli rozważający emeryturę Horgan (Bill Camp), bystra adwokat Mya (Gabby Beans), koniunkturalny i snujący polityczne gierki Nico della Guardia (O-T Fagbenle), zniecierpliwiona pokazem męskiej pychy sędzia (Noma Dumezweni) czy przede wszystkim główny rywal, czekający na kompromitację Sabicha Tommy Molto (Peter Sarsgaard). Właśnie Molto – samotny, pełen kompleksów, czasem odpychający, czasem wzbudzający litość – jest jednym z najciekawszych bohaterów. Zniszczenie kariery Sabicha i osadzenie go w więzieniu jest dla niego częścią osobistej vendetty. Proces oskarżonego jest też elementem politycznej gry della Guardii wymierzonej przeciwko jego poprzednikowi i mentorowi Sabicha. Pod samą niewyjaśnioną zbrodnią i kłamstwami zainteresowanych stron kryje się więc znacznie więcej stawek, które obie strony chcą wygrać.

Napięcie z odcinka na odcinek nie spada, przede wszystkim dzięki dialogom. Przepychanki na sali sądowej, chwilami przywodzące na myśl słynne wymiany zdań autorstwa scenarzysty i reżysera Aarona Sorkina („Ludzie honoru”, „Gra Molly”, „Prezydencki poker”), są jednymi z najlepszych w świecie seriali Kelleya. Manipulacje świadkami, ławą przysięgłych, opinią publiczną, słabe strony amerykańskiego systemu sprawiedliwości nie są szczególnie nowymi tematami, ale „Uznany za niewinnego” potrafi sprawić, że nagle znów zaczynają się liczyć. 

Serial nie pozwala także zapomnieć, że poza salą sądową pozostaje thrillerem o niebezpiecznym świecie, w którym normalnym ludziom i przeciętnym rodzinom przytrafiają się rzeczy złe – i bardzo złe.

Ponury świat serialu „Uznany za niewinnego” jest wprost wyjęty z specyficznego podgatunku thrillerów – „yuppies in peril”. Lata osiemdziesiąte pozostały czasem największego rozkwitu thrillerów obrazujących niebezpieczeństwa, które grożą zwyczajnej, zamożnej amerykańskiej rodzinie.

Yuppies in peril

Jake Gyllenhaal dość późno wkracza do świata prestiżowej telewizji – to pierwsza rola aktora w serialu, ale przy tym jedna z jego najlepszych kreacji ostatnich lat, porównywalna może jedynie z „Nocnymi zwierzętami” Toma Forda czy „Krainą wielkiego nieba” Paula Dano. Mężczyzna na skraju wytrzymałości, broniący się za wszelką cenę przed więzieniem, ale też człowiek pogrążony w żałobie. Ktoś, kto nie tylko właśnie stracił kochaną osobę, ale ma w perspektywie także przegranie własnej rodziny i wolności. Przy tym Rusty daleki jest od ideału – zawodzi nie tylko jako mąż, ale jako ojciec, przyjaciel czy współpracownik. Obok Gyllenhaala, w roli jego żony Barbary, wystąpiła Ruth Negga, aktorka wielokrotnie tworząca interesujące, wielowymiarowe bohaterki (jej role w „Loving” czy „Pomiędzy”). Rozbijając często fasadowe postacie, trwające bez słowa przy oskarżonym o zabójstwo kochanki mężu, Barbara jest krucha i jednocześnie pełna furii; próbuje ratować rodzinę i małżeństwo, ale także ma wątpliwości co do przyszłości. Śledzimy jej rozmowy z przyjaciółką, wizyty u terapeutki i gorzkie spotkanie z szefową, próby odegrania się na mężu, gdy flirtuje ona z przypadkowo poznanym mężczyzną. Wreszcie trudne rozmowy z dorastającymi dziećmi, które próbuje przekonać do ponownego zaufania ojcu.

Ponury świat serialu „Uznany za niewinnego” jest wprost wyjęty z specyficznego podgatunku thrillerów – yuppies in peril. Lata osiemdziesiąte pozostały czasem największego rozkwitu thrillerów obrazujących niebezpieczeństwa, które grożą zwyczajnej, zamożnej amerykańskiej rodzinie – najgłośniejszymi przykładami będzie „Fatalne zauroczenie” Adriana Lyne’a, „Obsesja namiętności” Jonathana Kaplana czy „Ręka nad kołyską” Curtisa Hansona. Już w XXI wieku ten swoisty podgatunek thrillerów otrzymał swą ironiczną nazwę (yuppies jako popularny w latach osiemdziesiątych skrót od young urban professionals). Filmy spod tego znaku okresowo powracają w różnych odsłonach: jako komentarze do rasowej i klasowej sytuacji w Stanach Zjednoczonych (produkcje platformy Netflix), czasem próby przekształcenia gatunku w horror („Zaproszenie”), wreszcie – w seriale.

„Uznany za niewinnego” nie jest pierwszym serialem, który próbuje przypomnieć i zrewidować czasy yuppies in peril. Rok wcześniej powstał serial „Fatalne zauroczenie”, stanowiący wariację na temat słynnego thrillera z Michaelem Douglasem i Glen Close z 1986 roku. Dan (Joshua Jackson) spędza lata w więzieniu po domniemanym zabiciu swojej niezrównoważonej kochanki Alex (Lizzie Caplan). Mężczyzna po zakończeniu wyroku próbuje udowodnić swoją niewinność i nawiązać relację z córką, której dorastanie przypadło na okres odbywania przez niego kary. Serial nie odniósł sukcesu, był krytykowany za powielanie stereotypów oryginału, ale także za brak umiejętności kreatywnego przetworzenia fabuły filmu. Serialowa rzeczywistość była przedstawiona tak, jak gdyby przez ostatnie cztery dekady nic się nie zmieniło pod względem dynamiki między płciami czy reprezentacji osób z problemami psychicznymi.

Serial Davida E. Kelleya nie popełnia takich błędów. Zamiast wyidealizowanych wizerunków perfekcyjnych rodzin, które w thrillerach lat osiemdziesiątych bez zająknięcia wspierały oskarżonych, otrzymujemy pełen niuansów świat wątpliwości i wzajemnych pretensji. Serial uwypukla to, co zwykle ginęło pod samą akcją w sali sądowej. W „Uznanym za niewinnego” cała rodzina Sabichów ponosi konsekwencje działań Rusty’ego. Codzienne interakcje ze znajomymi, współpracownikami, wreszcie obcymi znającymi oblicza rodziny z odbiorników telewizyjnych odbywają się w cieniu rzucanych przez proces podejrzeń. Obsadzenie Ruth Neggi dodało tu także wydźwięku związanego z rasą i niesprawiedliwością społeczną we współczesnych Stanach. Barbara obawia się nie tylko o skutki, jakie proces wywrze w życiu jej dzieci, boi się także o ich bezpieczeństwo – policja i system sądownictwa nie są przecież dla nich wyznacznikami ani ładu, ani sprawiedliwości. Ta wypowiadana zaledwie w kilku scenach groźba wydaje się ciążyć nad całą rodziną. Role córki (Chase Infiniti) i syna (Kingston Rumi Southwick) także znacznie rozbudowano, nie są tu jedynie dodatkowymi elementami kryminalnej układanki. Ich słodko-gorzkie relacje z ojcem sprawiają, że często serial nabiera niepokojąco realistycznego wydźwięku. 

Thrillery lat osiemdziesiątych spod znaku yuppies in peril były oczywistą przestrogą przed małżeńską niewiernością – przestrogą związaną z konserwatyzmem ery Ronalda Reagana i szalejącym strachem przed epidemią AIDS. Czasem warto wracać do filmów z tamtego okresu, choćby po to, by zweryfikować, jak bardzo zmieniły się postawy, wzorce i wyznaczniki moralności.

„Niewinni nikogo nie obchodzą”

Największą wadą „Uznanego…”, która coraz bardziej uwidacznia się z odcinka na odcinek jest postać samej Carolyn Polemus (Renate Reinsve), zamordowanej współpracowniczki i kochanki Rusty’ego. W przewijających się retrospekcjach zarysowana jest interesująca bohaterka – oddana swojej pracy, trochę nieodgadniona, nie wahająca się podejmować trudnych i kontrowersyjnych decyzji. Ale skazana została na bycie ukazywaną jedynie przez pryzmat związku z Sabichem – nie poznajemy jej z żadnej innej perspektywy. Twórcy serialu, podobnie jak samo Hollywood, nie umieją odpowiednio wykorzystać talentu Renate Reinsve, która po sukcesie w „Najgorszym człowieku na świecie” dalej czeka na role na miarę jej talentu – zamiast budzących jedynie niedosyt epizodów.

Agatha Christie powiedziała kiedyś, że to „przerażające, że niewinni nikogo nie obchodzą”. Ten słynny, przytaczany często cytat sławnej autorki „Morderstwa w Orient Expressie” oraz „I nie było już nikogo”, zdaje się patronować wielu produkcjom kultury popularnej, których dramaturgię zbudowano na strachu przed niesłusznymi oskarżeniami i trosce o niewinnych postawionych przed sądem. Thrillery lat osiemdziesiątych spod znaku yuppies in peril były oczywistą przestrogą przed małżeńską niewiernością – przestrogą związaną z konserwatyzmem ery Ronalda Reagana i szalejącym strachem przed epidemią AIDS. Czasem warto wracać do filmów z tamtego okresu, choćby po to, by zweryfikować, jak bardzo zmieniły się postawy, wzorce i wyznaczniki moralności. Ale także, by zobaczyć, że niektóre elementy tamtych opowieści wciąż nie straciły na aktualności. Czym jest prawda, czym złudne poczucie bezpieczeństwa, a czym zaufanie? To ostatnie, jak zdaje się mówić serial, jest przede wszystkim czymś bardzo kruchym.