Na początku XX wieku sztuka przeżywała jeden ze swoich najbardziej ekscytujących momentów – mnogość manifestów artystycznych, skrajnie spolaryzowanych, które w dużej ilości zrodziły wyjątkowe dzieła. Jednocześnie populiści rośli w siłę i zaczęli dominować w polityce Rosji, Włoch czy Niemiec i zależało im na tym, alby tę awangardową sztukę utemperować i zastąpić ją taką, która będzie nie tyle politycznie poprawna, co politycznie korzystna. W ZSRR kultura cieszyła się względną swobodą do roku 1936 kiedy to biurokracja kultury wykorzystała „Lady Makbet” Szostakowicza, żeby rozprawić się z całą radziecką awangardą.

Radziecka awangarda

Szostakowicz komponując „Lady Makbet” na początku lat 30. miał na swoim koncie jeden umiarkowany sukces operowy – „Nos”, którego fabuła oparta jest na nieco surrealistycznym opowiadaniu Gogla i rozszerzona o elementy zaczerpnięte z innych dzieł pisarza.  Eksperymentalna muzyka Szostakowicza – melodie ludowe, popularne piosenki, atonalność i wszystko to ujęte w klasyczną, czytelną architekturę muzyczną – wywołały rozbieżne oceny. Szostakowicz ma 26 lat, kiedy kończy pisać „Lady Makbet”, chce przyciągnąć szerszą publiczność i przekonać ją do swojego języka muzycznego, jednocześnie stosując zasadę zero populizmu w muzyce. Naturalnie i w tej partyturze znajdziemy elementy eksperymentalne, ale nie są one tak dominujące jak w przypadku „Nosa”.

© Barbara Aumüller

W Leningradzie 22 stycznia 1934  a w Moskwie  dwa dni później odbyły się premierowe spektakle „Lady Makbet mceńskiego powiatu”. Publiczność przyjęła dzieło entuzjastycznie i w niedługim czasie opera znalazła się na afiszach wielu teatrów w ZSRR, ale i poza nim. Trudno szukać w historii muzyki XX wieku dzieł, które miałyby podobną recepcję. Dyrygent Leningradzkiej premiery, Samuil Samossud powiedział: „od czasów „Damy pikowej” Czajkowskiego nie ma w muzyce rosyjskiej opery tak nowatorskiej i zarazem  czarującej co „Lady Makbet” Szostakowicza” dodał także: „należy być dumnym, bo radziecki teatr muzyczny wystawił operę, która przyćmiła dokonania awangardy na Zachodzie”. 

Pornograficzna muzyka! Taka… „Prawda”

Oczywiście nie wszyscy byli tak entuzjastyczni w swoich opiniach, jak Samossud. W Filadelfii próbowano uniemożliwić wystawienie „Lady Makbet” a na łamach „New York Sun” William J. Henderson nazwał Szostakowicza pierwszym ważnym kompozytorem pornograficznej muzyki. Olin Downes w „New York Times” relacjonował, że najtańsze, najbardziej ilustracyjne efekty spotkały się z najdzikszym aplauzem, a operę opisał jako „luźny zbiór tanich chwytów i reminiesencji pozbawiony oryginalności i kreatywności z komunistycznym zabarwieniem”. Libretto zaś oceniano jako mroczne, przerysowane i naiwnie sensacyjne. Jednak takie głosy były naprawdę nieliczne, wkrótce pojawiły się także w ZSRR. 

Przez dwa lata w samej Moskwie zagrano „Lady Makbet” blisko sto razy. Dobra passa została przerwana na początku 1936 roku. Dwa lata po premierze Stalin poszedł na przedstawienie w towarzystwie wysokich urzędników państwowych: sekretarz Komitetu Centralnego Andriej Żdanow i członek Biura Politycznego Anastas Mikojan. Kilka dni później, 28 stycznie 1936 roku w „Prawdzie” (organie prasowym KC KPZR) ukazał się dziś równie sławny, co sama opera artykuł pod wielce wymownym tytułem „Chaos zamiast muzyki”. „Prawda” pisała anonimowo, o strzępach melodii, że „krzyk zastąpił śpiew” i że „hałas zastąpił muzykę” oraz o drobnomieszczańskich próbach formalistycznych. 

Ten ostatni zarzut stanie się niebawem najczęściej powtarzającą się naganą, „etykietką” nadawaną twórcom działającym sprzecznie z interesem narodu, niemelodyjnie i w oderwaniu od tradycji. Argumentacja przypominała tę, jaką kilka lat wcześniej zastosowali naziści przeciw tzw. „Sztuce zdegenerowanej” (Entartete Kunst). Początkowo mogło się wydawać, że ta krytyka wymierzona jest jedynie w Szostakowicza, tymczasem za pomocą „Prawdy” zamierzano się rozprawić nie tylko z trzydziestoletnim wówczas kompozytorem, ale i z radziecką awangardą w ogóle. 

Lista oper zakazanych

Po ukazaniu się recenzji w „Prawdzie” Szostakowicz poczuł się poważnie zagrożony i czekał spakowany licząc na zsyłkę do Gułagu. Sytuację kompozytora przedstawia w ciekawy sposób powieść Juliana Barnesa „Zgiełk czasu”. Trwała wielka czystka w świecie kultury, która zakończyła się w 1939. Meyerholda NKWD oskarżyło o współpracę z obcym wywiadem i rozstrzelano, a Nikołaj Żylajew muzykolog, kompozytor i nauczyciel Szostakowicza został rozstrzelany za „zdradę ojczyzny” a niedawny pupil władzy Maksym Gorki z powodów politycznych prawdopodobnie został otruty. 

© Barbara Aumüller

Po wojnie władza ponownie zainteresowała się muzyką. Rozpoczynał się okres żdanowszczyzny – odtąd w ZSRR miała obowiązywać w sztuce doktryna socrealizmu! Andriej Żdanow zwołał w 1948 na Kremlu zebranie (niedługo potem wykończyło najpewniej drillium tremens, nie dożył ślubu syna z córką Stalina), którego efektem była lista „formalistów” winnych upadku muzyki radzieckiej. Znaleźli się na niej obok Szostakowicza np. Siergiej Prokofijew, Wissarion Szebalin, Nikołaj Miaskowski. Kompozytorzy zmuszani byli do pisania utworów zgodnych z doktryną socrealizmu, do składania samokrytyki i donoszenia na siebie nawzajem. 

Szostakowicz raz był przez ZSRR nagradzany zaszczytami, raz ganiony. Nie inaczej było z samą „Lady Makbet”. Po recenzji w „Prawdzie” opera zniknęła z sowieckich scen na 24 lata, by w 1962 roku pojawić się w nieco mienionej przez kompoztara wersji i pod innym tytułem („Katarzyna Izmaiłowa”). Dwa lata później zdecydowano się na nagranie studyjne, które do dzisiaj robi wielkie wrażenie – Gennadij Prowatorow dyryguje Okriestrą Radia Moskiewskiego a w rolę tytułową wciela się Eleonora Andriejewa. Od tamtego czasu „Lady Makbet / Katarzyna Izmaiłowa” jest ikoną rosyjskiej muzyki.

Ikona opery radzieckiej

Ikonę tę jednak bardzo trudno odmalować. Skąd więc relatywnie duża popularność „Lady makbet” na niemieckich scenach operowych? Wymieńmy kilka produkcji, które były pokazywane w ostatnich latach: Monachium, gdzie Kiryłł Pietrienko fenomenalnie dyrygował bardzo udanym spektaklem w reżyserii Harrego Kupfera; Berlińska Deutsche Oper, gdzie partię tytułową świetnie śpiewała Ewelin Herlitzius; Hamburg, czy też nowiutka produkcja w Lipsku, która w przyszłym roku pojawi się na Festiwalu w Salzburgu. Natomiast Opera we Frankfurcie wznowiła właśnie dość nudnawy spektakl w reżyserii Anselma Webera, który miał premierę w 2018 rok. Cóż, kluczem do zrozumienia wziętości tego tytułu w Niemczech są dobre orkiestry i ambitni dyrygenci. Bez odpowiedniego aparatu wykonawczego nie ma co się zabierać za najtrudniejsze utwory.

We Frankfurcie nowy dyrektor muzyczny opery Thomas Guggeis przejął świetnie przygotowaną orkiestrę przez swojego poprzednika Sebastiana Weigle. Guggeis prowadzi „Lady Makbet” ze swobodą, fantazja i precyzją. Orkiestra Frankfurter Opern- und Museumsorchester ma w wirtuozowskich interludiach wszystkie kolory i intensywność. Towarzysząc śpiewakom orkiestra nadaje całości dramatu głębi i ostrości!

Śpiew nie może być nudny

Libretto „Lady Makbet” oparte jest na opowiadaniu Mikołaja Leskowa, który wykorzystał do stworzenia fabuły prawdziwą sprawę karną. Leskow stara się być obiektywny niby Flaubert w „Madame Bovary”. Szostakowicz obiektywny zupełnie nie jest. Miał plan napisania trylogii opowiadającej o trudnej sytuacji kobiet, w swojej bohaterce widział ofiarę opresyjnego XIX wiecznego społeczeństwa. Jednocześnie uważał, że „Katarzyna Lwowna to wyjątkowa i bardzo silna osobowość. Jej życie jest nudne. A kiedy w jej życiu pojawia się miłość, to jest dla niej gotowa posunąć się do zbrodni. Opera opowiada także o tym, jak mogłaby wyglądać miłość, gdyby wokół nie było zła”. Rola tytułowa to jedna z tzw. „voice killer” – długie, trudne, z częstymi wycieczkami w dół i w górę na zmianę i jak nie masz dobrej techniki, to mówiąc dramatycznie – stracisz głos. Centrum dramatu stanowią trzy duże monologi Katarzyny. 

Niestety Aile Asszonyi jako Katarzyna wypadła pod względem wokalnym nieśmiało, blado. Może za bardzo wzięła sobie do serca słowa kompozytora o Katarzynie, ale niestety spiewać nie można w nudny sposób, bo to zabija muzykę, nie głos. Wydaje się, że Asszonyi nawet nie próbowała znaleźć odpowiednich środków wyrazu dla tej postaci. Zabrakło także głosu, bo nad wszystkim dominował problem intonacji, który przyjmował czasem radykalną postać, jak w „lamencie” nad trupem teścia. Nie można powiedzieć, żeby to był udany debiut w roli, może Asszonyi musi nieco się z tą rolą głębiej zapoznać, co wymaga czasu.

Andreas Bauer Kanabas (Borys) również pierwszy raz występował w operze Szostakowicza i był to debiut bardzo udany. Ciemny bas, bardzo intensywna obecność na scenie i brutalna siła wyrazu z jaką śpiewał znakomicie pasują do roli teścia, któremu życzy się śmierci od początku i dziwimy się bohaterce, że tak długo zwleka z podaniem mu w grzybach trutki na szczury. Kolejny baryton, którego często można usłyszeć we Frankfurcie, i którego każde pojawienie się na scenie to wybuch wokalnej energii to Iain MacNeil – wstąpił w trzecioplanowej roli szefa policji, jednak trudno ten występ przemilczeć. Podobnie z resztą jest z epizodyczną postacią Sonietki, której rys wyrafinowania i wyrachowania nadała Zanda Švēde.  Dmitry Golovnin jest wspaniałym odtwórcą partii Siergieja, porusza się po tej muzyce instynktownie.

Opera:

Dimitrij Szostakowicz „Lady Makbet mceńskiego powiatu” (Леди Макбет Мценского уезда)

dyrygent: Thomas Guggeis
reżyseria: Anselm Weber 

Chor der Oper Frankfurt
Frankfurter Opern- und Museumsorchester

Soliści: Aile Asszonyi (Katarzyna Ismaiłowa), Dmitry Golovnin (Sergei), Andreas Bauer Kanabas (Borys Ismaiłow), Gerard Schneider (Ismailow), Changdai Park (Pop), Zanda Švēde (Sonjetka), Iain MacNeil (szef policji); w pozostałych rolach: Peter Marsh , Dietrich Volle, Anna Nekhames, Mikołaj Trąbka, Erik van Heyningen, Theo Lebow, Michael McCown, Kudaibergen Abildin, Barbara Zechmeister, Alexey Egorov, Yongchul Lim

Recenzowany spektakl odbył się 29 września 2024 r.