Film Panka to nie tylko bardzo antropocentryczna, ale wręcz męskocentryczna wizja fragmentu życiorysu Simony Kossak. Mimo że poznajemy w nim Simonę na samym początku jej naukowej drogi – jako świeżo upieczoną absolwentkę biologii u progu swojej pierwszej poważnej naukowej misji – reżysera (będącego również autorem scenariusza) nie interesuje zgłębianie źródeł jej przyrodniczej pasji, a już z pewnością nie jej fascynującej relacji z naturą. Nie za bardzo interesuje go w ogóle jej wewnętrzny świat. Koncentruje się na relacjach bohaterki z mężczyznami: tych romantycznych i zawodowych. 

Materiały prasowe dystrybutora Next Film fot. Jarosław Sosiński

Simona, niezależna?!

Simona w wersji Panka jest właściwie wyłącznie funkcją ludzi (głównie mężczyzn), którzy ją otaczają – kochanków, przełożonego, profesorów, całego grona prominentnych zmarłych Kossaków, matki i siostry. Możemy więc parsknąć śmiechem razem z wcielającą się w rolę jej matki Agatą Kuleszą: „Simona, niezależna?!”.

Podobnie jest z ramami filmowej „podróży bohaterki”: umiejscawia ją Panek ściśle w kontekście rodzinnym i społecznym (matriarchatu domu z jednej, patriarchatu świata nauki z drugiej strony), a nie w kontekście jej własnych, wewnętrznych motywacji i celów. To więc opowieść o emancypacji wobec rozmaitych struktur: rodzinnych i akademickich. Już pierwsze sceny filmu budują postać Simony wyłącznie w stosunku do otaczających ją ludzi: najpierw odpiera atak grona profesorów podczas obrony pracy magisterskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, następnie przeżywa miłosny zawód i ściera się ze swoją bezduszną siostrą, Glorią (Marianna Zydek), podczas rodzinnej imprezy w Kossakówce. Na tej samej imprezie zalicza jeszcze konfrontację z matką, która na jednym tchu wyśmiewa jej ambicje naukowe i brak talentów artystycznych („Cóż, nie każdy Kossak może być malarzem”). Dziewczyna właściwie ciągle musi się przed kimś bronić, nic dziwnego, że wybiera ucieczkę jak najdalej od Krakowa i wypełnionej duchami przodków Kossakówki. Przyjeżdżając do Białowieży, wpada jednak z jednej relacji władzy w drugą. Malowniczą Dziedzinką, do której Simona przybywa, aby badać dietę saren, zarządza bowiem leśniczy Batura (Borys Szyc), mistrz w szukaniu kompromisów z pustoszącymi puszczę przedstawicielami przemysłu drzewnego, któremu doktorat Simony jest potrzebny, aby winę za szkody w drzewostanie zwalić na zwierzęta. Dodatkowo na miejscu dokwaterowany jej zostaje współlokator, fotograf przyrody i łamacz damskich serc, Leszek Wilczek (Jakub Gierszał).

To zresztą właśnie Leszek, podczas pierwszego wspólnego spaceru, objaśni Simonie również serce puszczy, opowiadając o wyjątkowości prastarego lasu, w którym drzewa są ze sobą solidarne i wzajemnie się zasilają. Jest to jedna z najbardziej naciąganych scen w całym filmie: trochę trudno uwierzyć, że te informacje mogłyby być dla Simony nowe po pięciu latach studiowania biologii i przygotowaniach do badań białowieskiego ekosystemu, a jednak u Panka jest nimi wyraźnie oczarowana. „Mężczyźni objaśniają mi puszczę”, powiedziałaby Rebecca Solnit.

Materiały prasowe dystrybutora Next Film fot. Karolina Grabowska

Mieliśmy oglądać borsuki”

Sceny tego pokroju momentami niebezpiecznie zbliżają film Panka do uniwersum Disneya. Mamy tu matkę wyrodną jak disneyowska macocha, złośliwą starszą siostrę, przeklęty pałac rodzinny, z którego trzeba uciekać, magiczny las, który udziela bohaterce schronienia i oczywiście księcia, który odkrywa przed nią jego piękno. Dziwne, że zwierzęta nie mówią.

Nie mówią może dlatego, że nie za bardzo mają okazję. Bo zwierzęta, oczko w głowie Simony Kossak i prawdziwe „osobistości” w jej biografii, pełnią u Panka rolę co najwyżej ornamentalną. Niektórych nie ma tu w ogóle – jak mieszkającej z Simoną rysicy Agatki czy łosi Pepsi i Coli. Z kolei te, które są, mają dwojaką funkcję. Służą albo za element slapstickowy – pojawiają się na chwilę, żeby rozbawić, a potem znikają, jak chrapiący w łóżku dzik Żaba czy zdzierający sobie gardło kruk Korasek – albo są afrodyzjakiem w relacji Simony z Leszkiem, jak obserwowane nocą w puszczy borsuki, które stają się preludium do rozgrywanego w naturze aktu miłosnego.

Z kolei Puszcza Białowieska w obiektywie Jakuba Stoleckiego momentami przypomina magiczny las z najnowszej adaptacji „Akademii Pana Kleksa”: wiecznie zamglony i romantycznie lśniący od rosy, a do tego czasem udekorowany efektem specjalnym. Wisienką na torcie jest scena, w której Simona i wnuczka lokalnego szamana Zoja wędrują znarkotyzowane nocą po lesie, a pod ich stopami wykwitają pulsujące złote nicie, obrazujące wszechogarniający, podziemny krwioobieg korzeni. Jest coś absurdalnego w uciekaniu się do tak kiczowatych zabiegów kreowania ekranowej magii, kiedy materiałem źródłowym jest tak fascynujące życie, jak to Simony Kossak.

Materiały prasowe dystrybutora Next Film fot. Karolina Grabowska

Niedoszłe siostrzeństwo

Relacja Simony i Zoi to zresztą kolejny motyw potraktowany w filmie po macoszemu; zaledwie nadgryziony wątek siostrzeński komitywy dwóch „wiedźm”. Panek wielokrotnie się na niego zamierza, dość niekonsekwentnie buduje nasze oczekiwania, pozwalając bohaterkom długo wymieniać porozumiewawcze spojrzenia, zanim w ogóle zamienią ze sobą pierwsze zdanie, tylko po to, żeby urwać ich wątek po dwóch wspólnych scenach. Scenach, w których rozmowy dotyczą, notabene, oczywiście mężczyzn – bo wątek Zoi i Simony test Bechdel zdecydowanie oblewa [1].

O ile z innymi kobietami rozmawia Simona głównie o mężczyznach, to o czym rozmawia sama ze sobą, nie wiemy – i w tym tkwi jedna z największych bolączek tego filmu. Za mało czasu spędzamy z nią sam na sam; reżyser nie pozwala swojej bohaterce zaistnieć niezależnie od innych, nie pokazuje jej nam w chwilach samotności, w której w pełni mogłoby wybrzmieć jej własne doświadczanie świata i natury. Nie mamy dostępu do jej, jakże bogatego, życia wewnętrznego i relacji z samą sobą – kluczowej, skoro mówimy o osobie, która nie bała się przecierać własnych szlaków, większość czasu spędzała we własnym towarzystwie, a przy tym umiała połączyć samodyscyplinę z radością życia. Nie pomoże charyzma Sandry Drzymalskiej – to postać po prostu powierzchowna i pozbawiona autonomii.

Materiały prasowe dystrybutora Next Film fot. Karolina Grabowska

Pensjonarski szlagier

Wizja Adriana Panka jest osadzona mocno w popkulturowych schematach – zarówno wizualnie, jak i narracyjnie. Wątpliwości rodzi przez to wybór tytułu: dumne „Simona Kossak” sugeruje podejście dużo bardziej holistyczne, osadzone mocno w kontekście biograficznym i faktograficznym. Do pensjonarskiego klimatu i frywolnego tempa filmu bardziej pasowałoby samo „Simona”, a jeszcze bardziej „Simona: Początek”.

Na tle filmografii Adriana Panka „Simonie Kossak” na pewno bliżej do produkcji zrealizowanych przez reżysera dla platform niż jego starszych filmów, „Wilkołaka” czy „Daas”, złożonych i nieoczywistych zarówno w warstwie scenariuszowej, jak i inscenizacyjnej. Szkoda, bo film o takiej postaci jak Simona Kossak na pewno zyskałby na odrobinie „wilkołaczej” energii, jego wizualnej i scenariuszowej świeżości i odwadze.

Tymczasem Panek wybrał jednak dla tej opowieści format zdecydowanie bliższy Netlifksowi. To mocno zestandaryzowane w środkach wyrazu „kino stylu zerowego”, znajdujące się na przeciwległym biegunie w stosunku do bohaterki, o której opowiada: klasyczne i konwencjonalne, posługujące się dobrze znanymi schematami narracyjnymi, bezpiecznym humorem sytuacyjnym i wymuskanymi obrazami przyrody. Dobrze naoliwiona maszyna, która nie stara się nawet dogonić oryginalności i skomplikowania prawdziwej Simony Kossak – ma widza po prostu zabawić i wzruszyć, tak jak płynące z ekranu szlagiery Andrzeja Dąbrowskiego czy Miry Kubasińskiej.

Tych, którzy chcą faktycznie dowiedzieć się czegoś więcej o nietuzinkowym świecie Simony, odesłać należy do dokumentu Natalii Korynckiej-Gruz „Simona” [2022] – opowieści o wiele bardziej niejednoznacznej i wciągającej. Film Panka to przy niej po prostu bajka o dziewczynce, która zawędrowała do magicznego lasu.

 

Przypis:

[1] Test Bechdel, znany również jako test Bechdel–Wallace, jest używany jako wskaźnik aktywnej obecności kobiet w treściach kultury. Aby zaliczyć test, film (lub inne dzieło) musi spełnić trzy warunki: 1) muszą pojawić się co najmniej dwie postacie kobiece, 2) które prowadzą ze sobą rozmowę, 3) dotyczącą czegoś innego niż mężczyźni. Por. [https://pl.wikipedia.org/wiki/Test_Bechdel].