Przez jednych „Kobieta bez cienia”, uważana jest za najwybitniejsze osiągnięcie tandemu Strauss–von Hofmannsthal. Przez innych, w tym przez samego kompozytora, oceniana z kolei jako najtrudniejsze z jego dzieł. Pieszczotliwie nazywana „Żabką” (niem. Frosch, akronim tytułu: „Die Frau ohne Schatten”) stanowi wyjątkowe wyzwanie dla muzyków i reżysera.

Z historii literatury – czyli jak zjeść tę „Żabę”

Hofmannsthal w liście do Straussa, w 1911 roku pisał „ta opera będzie dla «Czarodziejskiego fletu» tym, czym «Kawaler z różą» jest dla «Wesela Figara»”. Powstało więc dzieło wyjątkowe, które od wymienionych w tym liście tytułów dzielą galaktyki muzycznych i literackich światów. „Kobieta bez cienia” jest jedną z najbardziej tajemniczych oper pod względem fabularnym. 

To opowieść o szukających szczęścia dwóch parach – ludzkiej i pochodzącej ze świata duchów. Ich historie splatają się na ziemi, gdzie Cesarzowa wraz ze swoją opiekunką przybywają z zaświatów i chcą kupić od ludzi cień, dzięki któremu Cesarzowa będzie mogła mieć dzieci, co uchroni Cesarza od skamienienia. Dawcą cienia ma zostać nieszczęśliwa, zmęczona życiem Farbiarka – wcielenie archaicznych, nieokiełznanych mocy. Jest żoną Baraka, z którym dzieli go co raz większa, wzajemna niechęć; on jako jedyna postać w tej historii ma imię i jako jedyny afirmuje siebie. 

Hofmannsthala do napisania tego zagmatwanego libretta zainspirowała baśń „Das kalte Herz” Wilhelma Hauffa i „Gawędy niemieckich uchodźców” Goethego. Jak się okazało, był to dla niego dopiero początek poszukiwań. 

Hofmannsthal oddawał kolejne partie libretta Straussowi. Ten był z początku bardzo zadowolony. Hofmannsthal zaczął jednak poszerzać źródła odniesień o kolejne dzieła Goethego: „Der Zauberflöte zweyter Theil” (czyli drugiej części „Czarodziejskiego fletu”), „Wilhelma Meistra”, a nawet baśnie braci Grimm i „Księgę tysiąca i jednej nocy”. Wtedy Strauss zaczął gubić się w erudycyjnej warstwie symbolicznej libretta, w której mieszają się teorie Junga i Schopenhauera. Kompozytor zaczął domagać się uproszczeń, zaś Hofannsthal ani myślał spełnić jego oczekiwania. Zanim po ośmiu latach pracy nad operą doszło do premiery, Hofmannsthal napisał w oparciu o libretto opowiadanie. Miało ono wyjaśnić zawiłości, lecz powstało coś jeszcze bardziej przytłaczającego i poplątanego w warstwie symbolicznej.

Jak widzi baśń reżyser Tobias Kratzer

Jak na operę wystawianą niezbyt często, w porównaniu z innymi Straussa, bo stawiającą przed realizatorami naprawdę wysokie wymagania (co dla teatru oznacza wysokie koszty), to piszemy o „Kobiecie bez cienia” relatywnie często. Trudno bowiem się oprzeć pokusie doświadczania kolejnych realizacji tego wyjątkowego dzieła. 

W poprzednich tekstach „Marzenie o lepszym życiu” oraz „Najpiękniejsza żaba świata” przybliżaliśmy historię powstania utworu i zrecenzowaliśmy dwa spośród oglądanych przez nas spektakli „Kobiety bez cienia”. Były to produkcje wyjątkowe i obie utrzymane w konwencji baśni. Nowiutka inscenizacja w reżyserii Tobiasa Kratzera wystawiona w Deutsche Oper Berlin 26 stycznia zupełnie rezygnuje z baśniowego anturażu, trzyma się z dala od wszelkich konwencji realizmu magicznego i pokazuje „Kobietę bez cienia” jako współczesny melodramat. 

Fot: © Matthias Baus

Narracja prowadzona jest przez Kratzera poprzez filmowe ujęcie poszczególnych scen, których akcja rozgrywa się w spójnej wizualnie, aczkolwiek wyglądającej mocno prowizorycznie, wręcz niechlujnie scenografii autorstwa Rainera Sellmaiera. Inscenizacja podzieliła publiczność na jej zwolenników i przeciwników, trudno więc zachować wobec niej obojętność. 

Niewątpliwie Kratzer miał kilka wspaniałych pomysłów reżyserskich. Jednym było wprowadzenie głosów nienarodzonych dzieci (tak, w tej operze jest taki bohater zbiorowy wykonywany przez chór, zwykle za sceną), które w ujęciu Kratzera są proliferskim programem telewizyjnym oglądanym na kuchennym telewizorze przez Farbiarkę (tu oczywiście współwłaścicielkę pralni chemicznej). Kolejnym był głos sokoła, który jest tutaj śpiewającą maskotką dostarczoną przez kuriera (w tej epizodycznej roli pojawił się imponujący głosowo bas Patrick Guetti, który jeszcze w tym sezonie pojawi się na scenie DOB jako Dalland w „Holendrze tułaczu”, Don Basilio w „Cyruliku Sewilskim”, Sarastro w „Czarodziejskim flecie” i Inkwizytor w „Don Carlo”). 

Pochwała antynatalizmu

Baśnie jak wiemy, czasem kończą się tak, że „wszyscy żyli długo i szczęśliwie” – i jest to też zakończenie „Żaby”. Jednak zanim w historii opowiedzianej przez Kratzera dojdzie do szczęśliwego zakończenia, para cesarska (tutaj zwyczajna klasa wyższa) ma typowe problemy małżeńskie. Ona jest niespełniona, on woli się masturbować zamiast współżyć z żoną. Nawet jak próbuje, to okazuje się, że ona jest bezpłodna. Piastunka cesarzowej (Die Amme), wpada na pomysł z in vitro, co nie wypala, bo matką zastępczą miała być Farbiarka, która się jednak w porę rozmyśliła. Jednak dla tego małżeństwa, wszystko się dobrze kończy i mają upragnionego bąbelka. 

W rodzinie farbiarzy dzieje się jeszcze gorzej. On w miarę zadowolony z życia, ona zaś zapadająca się pod ciężarem obowiązków w pogłębiającej się depresji, w końcu w stanie aktywnego załamania nerwowego. Idą na terapię małżeńską i tu Kratzer objawia swoją pomysłowość – świetna scena „Schweig doch, ihr Stimmen!”, w której Farbiarka nie pozwala dojść nikomu do głosu, to trochę komiczne, trochę mizogińskie ujęcie babskiej histerii. Terapia okazuje się sukcesem, więc dla Farbiarki i Baraka wszystko się dobrze kończy – pogodzeni ze sobą rozwodzą się. Farbiarka jest w całej tej historii największą zwyciężczynią. Gdy pozostali zaczynają borykać się z problemami rodzicielskimi, ona celebruje swoje życie wolne od męża, a przede wszystkim od niechcianych dzieci. Ten zwrot akcji wprowadzony przez Kratzera czyni z początkowo proliferskiej opery pochwałę antynatalizmu.

Fot: © Matthias Baus

Dwie kwestie do reżysera

Inscenizacja Kratzera, mimo wielu wspaniałych rozwiązań i niektórych świetnie rozegranych scen, jest problematyczna. Przede wszystkim, jak wspomniano, wygląda bardzo prowizorycznie, nawet niechlujnie, jakby dział scenografii nie zdążył z realizacją projektu albo zupełnie zabrakło na ten element pieniędzy. Koncepcja Kratzera, jakkolwiek wydaje się spójna, to od czasu do czasu siada pod ciężarem Hofmannsthalowskiego tekstu i powoli grzęźnie, stając się mimo wszelkich starań reżysera nudna. 

Na koniec dwie kwestie. Ile razy jeszcze zobaczymy projekcję ukazującą zapłodnienie in vitro na scenie operowej? Żeby daleko nie szukać, widzieliśmy to dzień przed „Kobietą bez cienia” w inscenizacji „Makbeta” w reżyserii Marie-Ève Signeyrole, na tej samej scenie. Być może byłoby nawet zabawnie, gdyby wykorzystano dokładnie tę samą projekcję. Scena w II akcie, w której Cesarz się zadowala, była również bardzo nieudolnie wyreżyserowana. 

Niestety dzieje się to we wspaniałej muzycznie, dramatycznej scenie, w której Cesarz śpiewa swoją wzruszającą, piękną arię „Falke, Falke, du Wiedergefundener”. Reżyseria zamiast nadać jej sens i dodatkowy kontekst, wzbudziła śmiech i kpiny publiczności. Jeśli reżyser kiedyś ponownie uzna za konieczne wprowadzenie takiej sceny, to może niech obejrzy kilka filmów instruktarzowych w internecie.

Gigantyczna konkurencja śpiewaczek 

Trzeba dodać, że Clay Hilley, który wystąpił w roli cesarza, wypadł rewelacyjnie pod względem wokalnym i zaprezentował wyjątkowo piękne, pełne blasku brzmienie heldentenorowego głosu. Cesarz to partia niedługa, jednak ze względu na tę scenę wymagająca głosu zdolnego zaśpiewać Tristana. Clay Hilley był parą dla Danieli Köhler (Cesarzowa), która w pierwszym akcie walczyła z materią Straussowskiej frazy i ciężką orkiestrą. Miało się wrażenie, że partia Cesarzowej ją wokalnie krępuje, zamiast dawać pole do ekspresji. Im dalej, tym szło jej lepiej, z tym że do końca nie zaangażowała się w rolę. 

Köhler, która jest dobrą śpiewaczką, tym razem miała gigantyczną konkurencję na scenie, nie tylko w osobie Claya Hilleya, ale i Mariny Prudenskiej wykonującej rozbudowaną, popisową partię Piastunki (Die Amme). Prudenskaja z właściwą sobie swobodą wyrazu i pewnością siebie zaprezentowała rolę Piastunki błyskotliwie i lekko, co w kontekście wielkiego ambitusu tej roli zakrawa na niemożliwość. 

Baryton Jordan Shanahan, który wcielał się w rolę Baraka, dysponuje głosem niepospolitej urody i ma talent do plastycznego kształtowania długich fraz, co uzupełnia dobrą dykcją. Parą dla niego była Catherine Foster. Do tej pory śpiewaczkę podziwialiśmy za moc głosu i umiejętność śpiewania z wielką orkiestrą. W partii Farbiarki Foster objawiła niezgłębione pokłady liryzmu. Śpiewaczka w swoim wielkim głosie odnalazła piękne, czułe brzmienie. Spodziewaliśmy się po niej jak zawsze dobrego śpiewania, jednak to, co usłyszeliśmy, przerosło nasze oczekiwania.

Orkiestra dobra, ale z niewykorzystanym potencjałem 

Nie byłoby „Kobiety bez cienia” bez orkiestry. To przez to medium Strauss wyraża nie mniej niż przez śpiew. Orkiestra pod batutą Donalda Runniclesa brzmiała dobrze, choć zabrakło ekspresji brzmienia, a czasem spójności.

Jakby zapomniał trochę o tym, co było wyróżnikiem tego zespołu i jego samego, jako dyrygenta, przez lata współpracy z Deutsche Oper, czyli o szeroko brzmiącej, masywnej średnicy, o wyrównanym mocnym brzmieniu smyczków. Altówki i wiolonczele brzmiały słabawo, całość orkiestry zdawała się co raz bardziej podzielona na sekcje, a wszystko coraz mniej zespolone i jednocześnie pozbawione wyrazu.

Runnicles niewątpliwie nie wykorzystał w pełni potencjału wyrazowego, jaki daje ta partytura oraz zespół DOB. Oczywiście wciąż jest to brzmienie na wysokim poziomie, ale oczekiwania od jednej z topowych scen operowych na świecie są wyższe. 

Opera: 

„Die Frau ohne Schatten”

muzyka: Ryszard Strauss
libretto: Hugo von Hofmannsthal

reżyseria: Tobias Kratzer
dyrygent: Donald Runnicles

soliści: Clay Hilley, Daniela Köhler, Marina Prudenskaya, Jordan Shanahan, Catherine Foster, Philipp Jekal, Padraic Rowan, Thomas Cilluffo, Harald Heinz, Patrick Guetti, Hye-Young Moon, Chance Jonas-O’Toole, Nina Solodovnikova, Stephanie Wake-Edwards

Chor und Orchester der Deutschen Oper Berlin

Recenzowane spektakle odbyły się 30 stycznia i 5 lutego 2025 roku