Uwaga do Czytelników: tekst zawiera spoilery
I
Jej egzystencja została naznaczona jeszcze przed jej narodzinami. Pierwszym prezentem, jaki otrzyma od miejscowego potentata i byłego burmistrza stolicy regionu Kampania, jest pozłacana barokowa karoca. To dość ironiczne, zważywszy, że przez ponad połowę swojego życia nie będzie chciała opuścić tego miasta nawet na chwilę. Przyjdzie na świat w morskiej wodzie, tuż przy swoim domu, a nadane jej niezwykle charakterystyczne imię stanie się zarazem synonimem wielkiego piękna i drzemiącego w nim przekleństwa. Bo tytułowa „Bogini Partenope”, protagonistka najnowszego filmu Paola Sorrentina, to istota na poły mityczna, na poły realistyczna, wiecznie uwikłana między snem a jawą, prawdą a fałszem. Napięcie między tymi przeciwstawnymi na pierwszy rzut oka wymiarami stanowi jeden z filarów interpretacyjnych filmu Włocha.
Etymologia słowa „Parthenope” nie należy do najprostszych, ale na potrzeby niniejszego wywodu przyjrzymy się tylko pewnej części tego bogatego kulturowego rodowodu. Oczywiście „partenopejski” [partenopeo] może stanowić bezpośredni synonim „neapolitańskości”, ale też z greki „Partenu-Opsis” prowadzi nas w stronę „dziewiczego spojrzenia” bądź „dziewiczej facjaty”. Temat „widzialności”, jak i w ogóle sama czynność „patrzenia”, to coś, co Sorrentina-artystę interesuje od dawna, ale w przypadku tego filmu szczególnie. Co to znaczy tak naprawdę „widzieć” i „być dostrzeganym”?
II
Partenope jest młoda i piękna, ale równocześnie nie chce, aby jej uroda ograniczała jej ambicje naukowe. Dziewczyna z dużymi sukcesami studiuje antropologię na Uniwersytecie w Neapolu. Zbliżamy się do 1968 roku, świat (i to nie tylko ten akademicki) zapłonie nowym blaskiem. Partenope również nie pozostanie obojętna wobec tej wielkiej społeczno-kulturowej rewolty. Ale w odróżnieniu od swojej potencjalnej koleżanki i „duchowej rówieśniczki” Eleny Greco, jednej z protagonistek słynnej serii o „Genialnej przyjaciółce” pióra Eleny Ferrante, nasza bogini nie chce i nie musi wyjeżdżać z rodzinnego miasta na północ Italii celem pozyskania upragnionego wykształcenia. Partenope swojej neapolitańskości nigdy się nie wstydzi. Żywot kobiecy niezależnie od statusu społecznego jest uwikłany tutaj niezmiennie w bolesną sieć systemowej przemocy, uprzedzeń i niesprawiedliwości. Ale młoda obiecującą kobieta chce trwać przy swoim właśnie w tym piekielnym mieście-wulkanie. Ona jest z tym miastem na dobre i na złe. Pomiędzy nią a Neapolem można postawić zresztą znak równości; przez kolejne dekady oboje będą wydani na te same zjawiska i siły – począwszy od masowej turystyki i wielkich spektakli, przez zafascynowanych miastem zagranicznych intelektualistów-pisarzy, aż po mafijny półświatek i instytucję Kościoła. Są to moce gotowe na to, aby uwodzić i być uwodzonymi, a następnie porzucić, zarówno miasto, jak i kobietę.
Niezwykła uroda na miarę filmowej divy nie gwarantuje Partenope pełni szczęścia. Mowa tu jedynie o odpryskach szczęścia, tak nietrwałych i łatwo zanikających jak drobinki piękna w „Wielkim pięknie” [2013]. Dziewczyna jest podziwiania i zaczepiana, ale nikt – nawet z wyjątkiem jej ukochanego brata Raimonda – nie zostaje z nią na dłużej. I choć na różnych stacjach tej introspekcyjnej podróży zwanej życiem pojawiają się różni ludzie i absztyfikanci, Partenope na dłuższą metę podróżuje zawsze sama.
III
Czy tytułowa bogini była w stanie przez całe swoje życie kogoś tak naprawdę pokochać? Z pewnością darzyła silnym uczuciem swojego brata, który był dla niej przyjacielem, powiernikiem, towarzyszem przygód. Relacja między rodzeństwem składa się z momentów „na krawędzi” tego, co społecznie i moralnie dopuszczalne. Kiedy chłopak oparzy się owsianką, dziewczyna w to miejsce go pocałuje. Dwójka ta uwielbia też półnaga czytać w swoich objęciach ukochane książki i wypalać na zmianę, z ust do ust, tego samego papierosa. Tak jakby duch Luchina Viscontiego unosił się filozoficznie nad nimi („Błędne gwiazdy wielkiej niedźwiedzicy” [1965], „Rocco i jego bracia” [1960]). Przy czym zarówno Partenope, jak i Raimondo wiedzą, że nie mogą być razem inaczej niż w porozumieniu „bliźniaczych dusz”. Ich bliskość – choć namacalna, wręcz wszechobecna – ma jednak swoje granice. I taką granicą może być seksualne pragnienie młodzieńca, które nie potrafi się zamanifestować w towarzystwie innych kobiet, albo też jego wrodzona dekadencka natura, która prowadzić go będzie w stronę „egzystencjalnej kapitulacji”. Po samobójczej śmierci Raimonda nic nie będzie dla tytułowej bogini takie samo. Jest to wydarzenie tak silne, że dzieli właściwie film Sorrentina na dwie części – życie Partenope „ZR”, czyli „Za Raimonda” i „BZ” – „Bez Raimonda”.
IV
Partenope nigdy nie wyszła za mąż, bo ponoć nikt jej się tak naprawdę nigdy nie oświadczył. Oczywiście, kręcili się wokół niej od zawsze mężczyźni, zarówno młodsi, jak i starsi, bogatsi i biedniejsi. Ale czy którykolwiek z nich był w stanie zaoferować jej cokolwiek więcej niż samą sztuczkę uwodzenia? W momencie gdy stawiana jest na piedestale, pełna uroku bogini staje się po prostu kobietą, która ma ochotę oddać się uwodzącemu ją mężczyźnie – czyli wyjść ze swojej „dziewiczej świątyni” na spotkanie z tym, co cielesne i ludzkie – wówczas zdaje się tracić swoją szczególną, autarktyczną moc. Po zbliżeniu nikt już do niej nie dzwoni (choć początkowo obiecuje); albo partner wprost mówi jej, że będzie już zajęty i nici z dalszego romantycznego zapoznawania się (vide kardynał Tesorone, któremu marzy się zostanie papieżem). Bycie divą zakłada nietykalność. Divą jest się na ekranie albo na scenie. Dystans między gwiazdą a widownią okazuje się konieczny dla trwania tej aury tajemniczości, niedostępności.
V
Partenope przez całe życie miała chyba tylko jednego prawdziwego przyjaciela. Był nim profesor Marotta, jej były wykładowca, a następnie promotor jej doktoratu. Badacz antropologii jako jedyny widzi w dziewczynie kogoś na wzór sparingpartnera. Bohaterka dzieła Sorrentina uwielbia zajęcia ze swoim profesorem, a choć na jego niewzruszonej, kamiennej twarzy prawie w ogóle nie pojawia się cień uśmiechu, możemy zakładać, że on też ją lubi. Z pewnością szanuje jej intelekt, zawziętość, wrażliwość i zawsze gotową ripostę. Na pozór niewzruszony i pozbawiony genu opiekuńczości, Marotta stanowi dla Partenope kogoś na wzór wymarzonej figury ojcowskiej. I w drugą stronę: dziewczyna mogłaby być dla Profesora tym „genialnym dzieckiem”, którego akurat nie było mu dane – w takim wymiarze – posiadać. Protagonistka filmu Sorrentina otrzymała wiele różnych lekcji od osób, których spotykała na swojej krętej drodze. Ale najcenniejszą z nich z pewnością dostarczył jej właśnie ów Profesor. To on tłumaczy wreszcie Partenope, że antropologia to nic innego jak „sztuka patrzenia” – najtrudniejsza ze wszystkich sztuk tego świata. Kiedy tak naprawdę uczymy się dostrzegać to, co wartościowe i co przetrwa ostatecznie próbę czasu? Kiedy już wszystko w życiu zobaczymy? A może kiedy – mimo już zaawansowanego wieku – jeszcze coś będzie w stanie wywołać w nas uczucie zaskoczenia?