Vargas Llosa w przemowie z okazji wręczenia literackiej nagrody Nobla, którą otrzymał w 2010 roku, mówił:
„Czytać nauczyłem się mając pięć lat, w klasie brata Justyniana w Colegio de La Salle w Cochabambie w Boliwii. Czytanie to najważniejsza rzecz, jaka mi się życiu przydarzyła. Prawie siedemdziesiąt lat później wciąż wyraziście pamiętam, jak magia przekładania słów z książek na obrazy odmieniła moje życie, obaliła bariery czasu i przestrzeni i pozwoliła przebyć z kapitanem Nemo 20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi, walczyć u boku d’Artagnana, Atosa, Portosa i Aramisa przeciw knowaniom grożącym Królowej w czasach przewrotnego Richelieu i czołgać się jak Jean Valjean przez wnętrzności Paryża z rannym Mariuszem na plecach. Czytanie zmieniało sen w życie, a życie w sen, kładło w zasięgu małego człowieczka, jakim byłem, wszechświat literatury”.
Aby zostać dobrym pisarzem, trzeba najpierw przeczytać tysiące stron napisanych przez innych. Banał powtarzany przez wielu, ale mający niesamowitą moc, bo prawdziwy i odnoszący się do wszystkich najważniejszych twórczyń i twórców literatury. Nie słyszymy o samorodnych geniuszach, którzy nie przeczytawszy ani zdania, akapitu, rozdziału, tworzą literaturę wybitną czy choćby dobrą. Wszyscy opowiadają nam o lekturach formujących, lekturach, które pozwalały im uciekać przed rzeczywistością w inne światy. Podróżować w wyobraźni, zrozumieć, że w innych zakątkach świata ludzie mogą żyć i wierzyć inaczej. Wciąż znajdziemy z nimi nić porozumienia, jaką są emocje i doświadczenia. I to właśnie odnajdowaliśmy, czytając książki peruwiańskiego pisarza.
Mario Vargas Llosa pisał często o własnych przeżyciach – jak w powieści „Miasto i psy”, gdzie znajdziemy jego szkolne doświadczenia, czy w „Zielonym domu”, gdzie opowiada o peruwiańskiej Piurze. W 1955 roku poślubił Julię Urquidi, daleką ciotkę, starszą od niego o dziesięć lat, co wywołało skandal obyczajowy, ale przełożyło się też na powieść „Ciotka Julia i skryba”.
Peru–Boliwia–Paryż–Londyn
Llosa mieszkał w różnych miejscach, ale pozostał zaangażowany w politykę i kulturę swego kraju. Kandydował nawet na urząd prezydenta w 1990 roku z ramienia liberalnego Ruchu Wolności i dostał się do drugiej tury wyborów. A wątki polityczne, koncentrujące się na przykład na kolonializmie, możemy znaleźć choćby w książce „Marzenie Celta”. To historia oparta na prawdziwej postaci Rogera Casementa – słynnego twórcy raportu z Kongo, który uświadomił światu barbarzyństwo uprawiane przez kolonizatorów w Afryce.
Polityka jest też obecna w „Raju tuż za rogiem”, gdzie przeplatają się losy malarza Paula Gauguina, który wyjechał na Tahiti, oraz Flory Tristan – rewolucjonistki, która wierzy w stworzenie utopijnego społeczeństwa wśród bohemy i robotników francuskich miast. Dla polskiej czytelniczki i czytelnika najważniejszą książką Mario Vargas Llosy pozostaje jednak monumentalna „Rozmowa w katedrze”. W Polsce w latach siedemdziesiątych XX wieku należała do najchętniej czytanych i komentowanych, zwłaszcza przez opozycję polityczną. I choć to opowieść o społeczeństwie peruwiańskim w cieniu dyktatury generała Odríi, to analiza mechanizmów przemocy czy zniewolenia, której dokonuje Llosa, jest bliska również nam.
W ostatnich latach na polskim rynku pojawiła się książka „Pół wieku z Borgesem. Niezwykłe spotkania gigantów literatury”, w którym Llosa opowiada o jednym z najważniejszych dla siebie mistrzów. Pierwszy raz spotkali się w 1963 roku w Paryżu i odtąd rozmawiali wielokrotnie. A także korespondencja z Gabrielem Garcíą Márquezem „Dwie samotności. Dialog mistrzów”. Ostatnia powieść Llosy to zaś „To dla Pani ta cisza”, o której w „Kulturze Liberalnej” pisał Wojciech Engelking.
O innej ważnej powieści Llosy, „Burzliwe czasy”, opowiadającej o inspirowanym przez USA puczu w Gwatemali, pisał Paweł Majewski.
Nad kontrowersyjnym w niektórych kręgach członkostwie pisarza w Akademii Francuskiej pochylił się z kolei Piotr Kieżun.
Jeśli chcecie poznać lepiej sylwetkę zmarłego 13 kwietnia peruwiańskiego pisarza, przeczytajcie książkę autorstwa Tomasz Pindla, którą polecała Joanna Kozłowska.
Dlaczego mielibyśmy dziś czytać Llosę? Na to pytanie odpowiedział on sam, w przywoływanej na początku przemowie noblowskiej:
„Bylibyśmy gorsi, niż jesteśmy, bez dobrych książek, które czytamy. Bylibyśmy większymi konformistami, mniej niespokojni i mniej niepokorni, a duch krytyki, napęd postępu, w ogóle by nie istniał. Podobnie jak pisanie, także czytanie jest formą protestu przeciw niedostatkom życia. Ten, kto w fikcji szuka tego, czego mu brak, mówi, bez wypowiadania tego głośno, a nawet może tego nie wiedząc, że życie takie, jakim jest, nie wystarcza, by zaspokoić nasze pragnienie absolutu, tej podstawy ludzkiej kondycji; że powinno być lepsze. Wymyślamy fikcje, żeby móc przeżyć tych wiele żywotów, które chcielibyśmy mieć, choć mamy zaledwie ten jeden jedyny. […] Dobra literatura przerzuca mosty między różnymi ludami i ludźmi. Budząc rozkosz, cierpienie czy zdumienie, łączy nas ponad dzielącymi nas językami, wierzeniami, przyzwyczajeniami, obyczajami i przesądami”.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Mario Vargas Llosa, CC BY-NC 2.0