
Adam Robiński ma na koncie kilka książek adresowanych do dorosłych, w których opisuje Polską przyrodę, w tym zmyślnie zatytułowane „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Bliskie mu ssaki postanowił wziąć ponownie na pisarski warsztat, tym razem tworząc kierowaną do młodej publiczności opowieść łączącą fakty i fikcję. „Wodyseja” – tytuł równie zmyślny co „Pałace na wodzie” – w centrum opowieści stawia bobrzycę Korę, która w wyniku silnego wezbrania wody zostaje rozdzielona ze swoją rodziną i mimo woli wyrusza w podróż po nieznanym jej świecie. Po drodze spotyka różne postaci i stawia czoła czyhającym na nią wyzwaniom, by wreszcie wrócić do rodziny. Nie można jednak nazwać tego momentu końcem jej podróży, jest raczej odwrotnie.
Robiński zarówno w warstwie fabularnej, jak i wykorzystanych motywach czy tytule powieści czerpie z „Odysei” Homera, a także – o czym wspomina w wywiadach – klasyki literatury fantasy, ubierając w konwencję przygodową przekaz przyrodniczy, choć to on zdecydowanie dominuje w „Wodysei”. To właśnie przez pryzmat przygody, przyrody i – z mojej perspektywy uderzającej po lekturze powieści – przypadkowości czytam „Wodyseję”.
Przygoda
Idąc śladami Homera, autor „Wodysei” uczynił narratorem opowieści stworzenie obserwujące wszystko z – dosłownie i w przenośni – lotu ptaka, dzięki czemu podróż Kory osoba czytająca śledzić może zarówno z jej perspektywy, jak i innych postaci. Korzystając ze schematu monomitu wypływającego z mitologii, a później chętnie wykorzystywanego w literaturze fantasy, w swojej powieści Robiński wysyła Korę z domu, aby w trakcie podróży przeżyła przygody i powróciła odmieniona. Ten przekaz podkreśla także podzielenie powieści na trzy części „Dom”, „Podróż” i „Wierzbowa Łąka”, z których środkowa jest najdłuższa. To właśnie w trakcie podróży bohaterka spotyka różne zwierzęta, w tym zupełnie nieznane jej gatunki, z którymi nie umie się porozumieć, niezależnie od (braku) wspólnego języka, co skutkuje pożegnaniem lub w najgorszym razie starciem, w wyniku którego Kora musi ruszyć w dalszą podróż.

Muszę przyznać, że nieraz były to jednak nużące, przeciągające się opisy dominujące nad wartką akcją budowaną przez dialogi, zabrakło mi także budowania napięcia, które jest charakterystyczne dla „Odysei”, której tytułowy bohater co rusz staje wobec potencjalnego zagrożenia realnie wpływającego na powrót do Itaki. Jak mówi narrator: „życie Bobrów było monotonne i pozbawione niespodzianek” [s. 106] – w przeciwieństwie jednak do jednego z bohaterów, Brzeszczota, nie jestem z tego zadowolony. Epos Homera pełen jest nie tylko zwrotów akcji, ale też fantastyczności i stawia tak przed Odysem, jak i osobą czytającą, kolejne wyzwania. Opisy Robińskiego z czasem zaczynają przytłaczać, po lekturze części środkowej odczuwam niedosyt, sceny konfrontacji z innymi zwierzętami były w moim odczuciu powierzchowne, a nawet gdy mówiły o uczuciach i emocjach, wydawały się patetyczne i pozbawione głębi, przez co trudno mi było dostrzec przemianę, jaka miała zajść w Korze. Z perspektywy przyjętej konwencji wędrówkę bohaterki odczytywać należy przecież nie tyle jako geograficzną zmianę położenia, co podróż w głąb samej siebie i dojrzewanie do samodzielności. Tym też wydaje się kończyć przygoda bobrzycy, mam jednak wrażenie, że ze względu na przyjętego narratora nietożsamego z Korą nie udało się tego wyzyskać.
Przyroda
Każda próba przybliżenia dziecięcej publiczności świata zwierząt kończy się przyjęciem takiego czy innego sposobu opowiadania, nieraz za niezwykle popularną antropomorfizacją idzie także oddanie głosu nieludzkiemu narratorowi. Tak też dzieje się w „Wodysei”, gdy to gołąb opowiada o przygodach Kory, w centrum stawiając perspektywę bobrów. Wydaje mi się jednak, że pewna niespójność poznawcza zaważyła na trudności, z jaką było mi wejść w świat wykreowany przez Robińskiego. Z jednej strony bohaterowie – ale też narrator – wiedzą dużo o otaczającym świecie i ze sobą rozmawiają, używając prostszych i trudniejszych słów; z drugiej – nazywanie ludzi „pnionogami”, uzasadnione fizjologicznymi cechami bobra, który zwykle nie unosi głowy, więc jedyne, co widzi u człowieka, to nogi – raczej mnie zdziwiło niż przekonało. Zresztą język powieści, który określić można mianem poetyckiego, nieraz utrudnia płynną – żeby pozostać w tematyce wodnej – lekturę, a zdania, takie jak: „Bobrzynka nawigowała z nurtem, przezroczysta niczym bryza” brzmią niemal jak ćwiczenia logopedyczne. Mimo to właśnie wiedza przyrodnicza, jaką znaleźć można na kartach „Wodysei”, jest niewątpliwie największą wartością powieści. Co rusz osoba czytająca dowiaduje się o biologii i etologii bobrów oraz ich relacji z otoczeniem, zarówno florą, jak i fauną. Podobnie jak Kora nie rozumie słów ludzi ani języka owadów, tak dla osoby czytającej część powieści może być niezrozumiała.
Zastanawia mnie niewyjaśnianie terminów przyrodniczych (np. „pod ciężarem okiści” [s. 126] czy „słyszała klangor żurawi” [s. 128]), bliski fantastyce, w której także nie tłumaczy się obcobrzmiących słów opisujących zjawiska charakterystyczne dla zmyślonego świata. W tym przypadku jednak zmyślona staje się przyroda, a więc świat jak najbardziej realny. Gdyby w tym kluczu czytać „Wodyseję”, na co oczywiście pozwalają odniesienia do klasyki fantasy wskazywanie także przez samego autora, uznałbym to za ciekawą grę konwencją. Mam jednak wrażenie, że sięgające po „Wodyseję” osoby czytające mogą być żądne wyjaśnień dotyczących świata natury i życia zwierząt, powieść Robińskiego jest bowiem silnie popularnonaukowa, balansując na granicy fikcji i faktu.
Przypadkowość
Nie jest to oczywiście novum w obszarze książki dziecięcej, niezwykle popularny Tomasz Samojlik to chyba sztandarowy autor posiłkujący się różnymi konwencjami opowiadania słowem i obrazem, które pozwalają na angażujący i ciekawy przekaz popularyzujący wiedzę o świecie przyrody. Mam jednak wrażenie, że w „Wodysei” więcej jest przypadkowych – przynajmniej na moje oko – rozwiązań i pomysłów, które jednak nie układają się w spójny przekaz. Gra z mitologią to świetny pomysł, ale do „Odysei” powieści Robińskiego daleko, nie tylko z powodów, o których pisałem wcześniej, ale też dlatego, że niektóre nawiązania – jak dialog Odyseusza z Polifemem – zdają się wyłącznie zapychaczem, który nie wnosi nic więcej. Podobnie zagadkowe wydaje mi się powtarzające wspominanie o przesileniu, o którym ludzie już zapomnieli, jest ono jednak kluczowe dla świata natury i samej Kory, która ma się jakoś do niego odnieść: bohaterka ma przemyśleć swoje miejsce w świecie, ale po przeczytaniu powieści trudno powiedzieć, co siedzi jej na sercu, bo postać nie zostaje wyraziście rozbudowana. Co prawda narrator próbuje przekonywać, że Kora opuściła dom jako dziecko i wróciła jako dorosła, ale trudno mi w to uwierzyć. Podobnie jak trudno przyjąć niektóre rozwiązania językowe, gdy rozmowa dotyczy wyjaśnienia słowa „metafora” [s. 46] niezrozumiałego dla protagonistki, ale użyte na innej stronie przez narratora „szabrownictwo” pozostaje bez komentarza, jakby publiczność określana na 10+ je znała…

Z rozczarowaniem patrzę też na utrzymanie w czerni ilustracje Bartka Glazy, które nieraz pełnią funkcję wyłącznie dekoracyjną – małe winietki obgryzionych pni pojawiają się co kilka stron, budząc pytanie o ich zasadność i znaczenie. Gdy jednak ilustrator ma szansę na pełnostronicowe kompozycje, te są albo niezwykle urokliwe i sympatyczne, albo lekko upiorne, gdy mają zbudzić niepokój – Glaza świetnie oddaje zantropomorfizowaną mimikę zwierzęcych postaci, nieraz są natomiast niewnoszącymi nic do opowieści obrazkami drzew czy nurtu rzeki, zastanawia mnie więc, czy są rzeczywiście konieczne.
Tak też myślę niestety o „Wodysei” – świetny pomysł na wykorzystanie wzorów z literatury antycznej i klasyki fantasy do przekazania wiedzy o bobrach, w moim odczuciu nie przyniósł zadowalającego, wciągającego i przekonującego efektu. Fandom bobrów na pewno nie straci na lekturze powieści Robińskiego, jednak osoby, które oczekują wciągającej i angażującej przygody, mogą być rozczarowane.
Książka:
Adam Robiński, „Wodyseja, czyli prawdziwa historia Kory z Wierzbowej Łąki”, il. Bartek Glaza, wyd. Widnokrąg, Piaseczno 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 10+ (wskazanie wydawcy)
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.
