W 2022 roku kości zostały rzucone, lecz wynik nadal nie jest nam znany. Strach o suwerenność, który objawił się powszechnie w Europie, nie ulega uśpieniu pomimo ogromnych strat po stronie rosyjskiej, jak i porażek prowadzonych przez Rosjan działań ofensywnych. Biorąc jednak pod uwagę ograniczone sukcesy po stronie ukraińskiej, coraz częściej dociera do nas, że rozstrzygniecie nie będzie miało maksymalistycznego charakteru dla obrońców dotychczasowego ładu. Jednocześnie nieumiejętność przywódców europejskich do skonkretyzowania wizji nowej architektury bezpieczeństwa europejskiego i miejsca w niej Ukrainy pozostawia nas w zawieszeniu co do klarownego kształtu powojennej Europy. Ta niepewność wciąż rodzi obawy o trwałość posiadanej suwerenności w jej klasycznym rozumieniu: wolności od zewnętrznej agresji.

Rewolucyjny czas

Przemiany zachodzące na skutek zapoczątkowanej w lutym 2022 roku pełnoskalowej inwazji wojsk rosyjskich w Ukrainie określane są coraz częściej mianem odejścia od liberalnego ładu międzynarodowego. Powrót do znaczenia siły w relacjach między państwami, trwałe osłabienie systemu multilateralnego ONZ, kształtujące się sojusze bilateralne – to tylko symptomy tych zmian. Żyjemy w czasie rewolucyjnym. Znane nam schematy działania oraz relacje międzypaństwowe budowane na przekonaniu o tym, że sojusze mają charakter święty i nierozerwalny, a dyplomacja jest jedyną drogą gwarantowania pokoju, zaczynają być podawane w wątpliwość. Rosja, która dąży do obalenia status quo, ma cele nieograniczone, zagrażające bezpieczeństwu pozostałych aktorów ładu. Nie da się ich zaspokoić w ramach istniejącego systemu.

Co więcej, optyka patrzenia na strefy wpływów i znaczenie globalnej konfrontacji ulega przeformułowaniu również w Waszyngtonie. Świadomi niemożności utrzymania dotychczasowego porządku, popękanego na skutek realizacji przez inne mocarstwa swych interesów drogą siły, stratedzy tacy jak Elbridge Colby, przekonują prezydenta Trumpa do przybrania postawy uwzględniającej wyłącznie amerykańskie interesy. W tej nowej globalnej strategii, Europie przypaść ma dużo większa odpowiedzialność za zakończenie konfliktu w Ukrainie, ale także za obronę własnej suwerenności w nadchodzącej erze konfrontacji z Rosją.

Realizowany w początkowej fazie III Rzeczpospolitej program trwałego zakorzenienia państwa w systemie euroatlantyckim poprzez członkostwo w Unii Europejskiej i NATO może być postrzegany na tle walczącej o to militarnie Ukrainy jako jeden z najdonioślejszych sukcesów ostatnich dwustu pięćdziesięciu lat polskiej polityki zagranicznej. Jednocześnie, organizacje te i system bezpieczeństwa, którego są kręgosłupem, ulegają obecnie dostosowaniu do nowej epoki. Polska jest pozycjonowania do współtworzenia tej nowej wizji. Granice sprawczości określi jednak nasze patrzenie na własną przeszłość.

Posttraumatyczna suwerenność a polityka zagraniczna

To właśnie strach o własną suwerenność i wpływ doświadczenia jej utraty stały się główną osią prowadzonej przez Jarosława Kuisza narracji o warunkach, w których trwale funkcjonują polscy decydenci. Jak twierdzi: „koncepcję suwerenności posttraumatycznej można wykorzystać do opisania zbiorowych narracji grupy społecznej na temat jej doświadczeń historycznych w celu zrozumienia właściwych dla niej długookresowych zbiorowych nawyków i politycznych emocji”. Autor odnajduje przykłady z polskiej polityki wewnętrznej, w których trauma utraty polskiej państwowości ujawniła się w ostatnich dziesięciu latach w sposób dobitny. Katalog ten dopełniają także czynniki zewnętrzne: trend rozwoju populizmu w Europie Środkowo-Wschodniej czy agresywny rosyjski imperializm. W książce słusznie zauważa się, że reakcje na pełnoskalową inwazję rosyjską w Ukrainie ujawniły, że myślenie przez pryzmat doświadczeń historycznych jest w Polsce głęboko zakorzenione. Może ono mieć wpływ zarówno na postawy społeczne, na przykład bezwarunkowe wsparcie dla migrantów w początkowej fazie inwazji, jak i stricte polityczne – dominacja odwołań do bezpieczeństwa w codziennej narracji polskich decydentów.

Kuisz w swej opowieści o meandrach polskiego myślenia politycznego, skupia się głównie na analizie posunięć z zakresu polityki wewnętrznej jako objawów posttraumatycznej suwerenności. Aspekt polityki zagranicznej pojawia się w książce głównie w odniesieniu do relacji rządu Prawa i Sprawiedliwości do polityki europejskiej. Stanowi wytłumaczenie sporu o granice ingerencji Brukseli w polską politykę i tłumaczy – poniekąd w imieniu całej Europy Środkowo-Wschodniej – różnice w myśleniu o europejskości między narodami dotkniętymi utratą suwerenności, a tymi z doświadczeniem nieprzerwanej państwowości. 

W poglądach Kuisza odnaleźć można echo intuicji wyrażonych dotychczas przez Henry’ego Kissingera na kanwie opisu zachowań państw w polityce zagranicznej. Amerykański polityk i strateg pisał o znaczeniu elementarnych doświadczeń z życia narodu dla interpretacji przezeń własnej teraźniejszości i ich wpływu na podejmowane decyzje. Jestem zatem przekonany, że wizja autora „Strachu o suwerenność” ma zastosowanie szersze niż przedstawione pierwotnie w książce i może posłużyć do analizy aktywności podejmowanych przez polskich decydentów także w szerszym rozumieniu polityki zagranicznej. Nie tylko jako podstawa do identyfikacji pozycji suwerenistycznej wobec UE, lecz także jako ideowy gorset krępujący decyzyjność w relacjach z innymi państwami. I to niezależnie od poglądów politycznych grupy sprawującej w Polsce władzę.

Pozycja suwerenistyczna

W Polsce obawy o utratę suwerenności mają charakter podwójny. Obejmują zarówno strach przed ograniczeniem pełni wykonywania imperium władzy przez państwo, jak i obawę przed zagrożeniem fizycznym atakiem. Charakterystyczne dla pozycji suwerenistycznej, która definiuje postawy byłych rządów Prawa i Sprawiedliwości, jest postrzeganie źródeł zagrożeń dla polskiej suwerenności zarówno z kierunku wschodniego, jak i zachodniego. Ze wschodu przychodzi strach przed agresją zbrojną. Zagrożenie z zachodu ma natomiast charakter ideologiczny, bazujący na wizji utraty wolności do samodzielnego definiowania tego, co dla państwa narodowego najlepsze. Kuisz słusznie zwraca uwagę na nieskuteczność i wewnętrzną sprzeczność polityki zagranicznej opartej na maksymalizacji suwerenności wobec Zachodu (rozumianego głównie jako Unia Europejska). W szczególności jeśli odbywa się to kosztem utraty wpływu na kierunek integracji europejskiej, przy jednoczesnym uzależnieniu modelu wzrostu od inwestycji zagranicznych i dobrych stosunków gospodarczych wynikających z członkostwa w UE. Uniwersalizm posttraumatycznej suwerenności w Polsce wynika jednak z faktu, że obawy o utratę suwerenności w rozumieniu fizycznym reprezentowane są przez ogół klasy politycznej. Także tej o wysokim przekonaniu o konieczności kulturowego i prawnego zakorzenienia państwa w mechanizmach unijnych. To efekt doświadczeń historycznych państwa, będącego w przeszłości ofiarą imperialnej polityki swoich sąsiadów. 

Należałoby zadać pytanie o wpływ traum historycznych nie tylko na polską myśl polityczną, lecz także na kulturę strategiczną. Co czyni z narodu polskiego kissingerowskiego „więźnia historii” w sposobie, w jakim porusza się on w relacjach międzypaństwowych? Uprawnione wydaje się wskazanie na trzy czynniki: 1) opisywane szczegółowo przez Kuisza doświadczenie rozbiorów; 2) trwały strach przed niepewnością sojuszy z 1939 roku i doświadczenie jałtańskiej zdrady; 3) spór między mentalnością okupacyjną a nieuświadomionym dziś w pełni doświadczeniem bycia mocarstwem regionalnym w okresie przed XVIII wieku. Dwa pierwsze czynniki, oprócz utraty suwerenności, przynoszą także pamięć ofiary koncertu mocarstw. Przekonanie o niemoralnym, niegodnym i krzywdzącym charakterze polityki zagranicznej opartej na pozycjach realistycznych i na podziale stref wpływów. Tak ukształtowana kultura strategiczna powoduje ciągłą potrzebę utwierdzania się w sile własnych sojuszników oraz w pewności zawieranych przymierzy. Jest jednak także źródłem bezwarunkowej solidarności wyrażonej wielokrotnie przez Polaków wobec ofiar wojen zaborczych.

Nabycie sprawczości 

„Nowe pokolenia Polaków stanęły przed szczególnym wyzwaniem: czy powinny odtwarzać kody kulturowe mentalności okupacyjnej czy spróbować wykształcić nowe?”pyta Kuisz, odnosząc się do zmian w optyce patrzenia na państwo polskie po przełomie 1989 roku. Mentalność okupacyjna, którą ma na myśli, wynika z napięcia w myśleniu Polaków o instytucjach państwa, postrzeganego przez pryzmat jego słabości, nieumiejętności do narzucania narracji o własnej historii, ale i egzekwowania własnych interesów na arenie międzynarodowej. Przedstawiciele pozycji suwerenistycznej poszukują sposobu na przełamanie mitu słabego państwa przez odniesienie do polityki historycznej: wykreowanie takiej narracji o polskiej przeszłości, by podkreślić nie tylko bohaterski wymiar czynów Polaków, ale też kluczowy i jednoznacznie pozytywny wpływ Polski na dzieje Europy. To narracja także o celu godnościowym. Spełnia potrzebę uznania chwalebnej przeszłości narodu, nawet w okresie, gdy instytucje jego państwa nie działały należycie (jak u schyłku Rzeczpospolitej Obojga Narodów), nie działały w ogóle (jak przez większość okresu zaborów), nie sprawowały efektywnej władzy nad jego terytorium (jak w okresie okupacji) albo były wręcz współodpowiedzialne za ograniczenie suwerenności (jak w roku 1939 czy w okresie Polski Ludowej). Symptomatyczne jednak jest, że dominuje opis przeszłości państwa polskiego przez pryzmat roli ofiary. Chwalebność czynów, będąca osią polityki historycznej, to nadal w dużej mierze narracja gloria victis.

Mit słabego państwa ma jednak także wymiar zewnętrzny. Państwo polskie było fizycznie nieobecne w okresie kształtowania się myślenia o nowoczesnych relacjach międzynarodowych wśród elit zachodnioeuropejskich. Przez długie lata pokutowało przekonanie o Europie Środkowo-Wschodniej jako o obszarze realizacji własnych interesów, pozbawionym podmiotowości. Pamięć o Rzeczpospolitej jako o „karczmie zajezdnej” maszerujących wojsk ewoluowała w krótkim okresie międzywojennym do przekonania o sezonowości państwa polskiego. O ile przedstawiciele pozycji suwerenistycznej mogą postrzegać w II RP ideał silnego państwa z przeszłości, o tyle dla wielu zagranicznych polityków nie miała ona nigdy przymiotu trwałego podmiotu polityki międzynarodowej.

Kluczem do uzyskania przez Warszawę sprawczości w realiach nadchodzącej epoki będzie wykreowanie nowego rodzaju narracji o własnej pozycji w Europie. Przyjmijmy, że nowy ład międzynarodowy rzeczywiście stanowił będzie odejście w stosunkach międzynarodowych od dominującej roli wartości jako wyznacznika prowadzonej polityki na rzecz prymatu siły oraz stref wpływów. Polska musi określić, w jaki sposób chce uczestniczyć w zwrocie, jaki cała UE przechodzi w stronę pozycji gracza geopolitycznego. W istocie już dziś, stojące u podstaw naszej kultury strategicznej po 1989 roku przekonanie o świętym charakterze sojuszów opartych na wspólnocie wartości, ulega ograniczeniu na rzecz budowy własnych zdolności zwiększających niezależność w ramach istniejących aliansów. Przykład daje tu Ukraina, której skala samodzielnego oporu w pierwszej fazie wojny dała czas na ukształtowanie się sprzyjających Kijowowi relacji sojuszniczych. Nie oznacza to jednocześnie odrzucenia wiary w sprawczość NATO. Co więcej, Polska ma ambicje, by zostać jednym z odgrywających kluczową rolę graczy europejskich. W przyszłości na równi z Francją czy Niemcami. Nie może więc trwale wykluczać się z odpowiedzialności za kształtowanie rozstrzygnięć międzynarodowych. Nawet jeśli oznaczać miałoby to współodpowiedzialność za wizję Unii Europejskiej jako uczestnika koncertu mocarstw czy jakiejś formy europejskiej koalicji chętnych. Obecna w naszej mentalności wyższość honorowej roli ofiary nad nieszlachetnym beneficjentem ustaleń wielkich graczy, po prostu nie będzie przystawać do nowych realiów świata. Historycznie Polska ma przy tym z czego czerpać. Wspomnienie wolności, które cementowało przez lata narody ULB poddane pod carski i radziecki imperializm, nie wynikało tylko z pamięci o ich krótkotrwałej niepodległości, lecz było także wynikiem politycznej alternatywy, którą obszarowi Europy Wschodniej dawała w odpowiedzi na samodzierżawie Rzeczpospolita Obojga Narodów.

Potrzeba wielkiej narracji

Czy jednak posttraumatyczna suwerenność w rozumieniu Kuisza ogranicza się wyłącznie do negatywnego wpływu na polską politykę? Od trzech lat strach przed konfrontacją z agresywnym i niepohamowanym rosyjskim imperializmem wyszedł poza granice Europy Środkowo-Wschodniej. Sekurytyzacja życia codziennego i myślenie kategoriami przygotowań na potencjalną wojnę są z różnym natężeniem obecne w całej Europie. Polacy nie zmienią swojej przeszłości, jednak mogą przekuć negatywne doświadczenia na sprawczość, której wielu europejskim państwom przez lata appeasementu wobec Rosji brakowało. Dzisiejsze zagrożenie, uniwersalne w swym zasięgu, powoduje, że na nowo odkrywamy potrzebę powszechności koalicji obronnych, których spoiwem jest nie tylko pamięć o wspólnym niebezpieczeństwie, ale jego namacalność. W gruncie rzeczy jesteśmy nie tylko więźniami własnej historii, ale też i geografii. Natomiast jak wskazywał realista Metternich: konfrontacja zawsze będzie ostatecznością dla państwa usytuowanego w środku Europy, gdyż o jego bezpieczeństwie decyduje pierwsze, nie zaś ostatnie starcie.

Jarosław Kuisz świetnie identyfikuje w swojej książce potrzebę, jaką dla przyszłej polskiej polityki zagranicznej będzie umiejętność napisania nowej narracji o roli Polski w zmieniającym się ładzie międzynarodowym.

Książka: 

Jarosław Kuisz, „Strach o suwerenność. Nowa polska polityka”, Znak–Fundacja Kultura Liberalna, Kraków–Warszawa 2025.