Kul’ková, urodzona w Koszycach w 1992 roku, do zbioru „Hotel Balkan” (tłumaczenie Rafała Bukowicza) wybiera siedem opowiadań. Każde z nich przenosi do innego kraju na Półwyspie Bałkańskim i opowiada inną historię naznaczoną traumą – pokoleniową i osobistą. Opowieści splata postać młodej pisarki ze Słowacji, która postanawia przeprowadzić wywiady z przedstawicielami władz kolejnych państw byłej Jugosławii. Kobieta usiłuje dowiedzieć się, w jaki sposób brutalna przeszłość wpływa na życie Serbów, Albańczyków, Bośniaków czy Kosowian, czyli „jak psuje się relacje i jak się je naprawia”.

Porozmawiajmy o Bałkanach

Od wojny minęły prawie trzy dekady przepełnione resentymentami, dlatego narratorka na początku swojej pracy spotyka się z niechęcią potencjalnych rozmówców. Ostatecznie jednak udaje się jej nakłonić do dyskusji niektórych oficjeli. Spotkania odkrywają przed nią różne strategie radzenia sobie z kłopotliwym dziedzictwem historycznym Bałkanów – od wyparcia, poprzez ucieczkę w teorie spiskowe, skrajny nacjonalizm, aż po czynną walkę polityczną o uznanie i legitymizację tożsamości narodowej i etnicznej. Relacje z postjugosłowiańskich państw nabierają indywidualnej głębi, gdy przybyszka spotyka się z historiami „zwykłych ludzi”, takich jak Amra i Teodora, choć bohaterek jest więcej.

Pierwsze wspomnienia Amry („Wrony Sarajewa”) to „strzelanie i płomienie”. Ambitna dziewczyna popełnia błąd, studiując historię, a to dlatego, że:

„W Bośni i Hercegowinie lepiej nie wspominać przeszłości. Istnieją bowiem trzy prawdy i trzy różne przeszłości, ale do tej pory nie ma zgody, która z nich miałby być tą prawdziwą” [s. 10].

Teraz ze zrezygnowaniem „szasta cefałkami”, zasilając bośniacki prekariat. Jednocześnie stara się wyrwać z opresyjnego związku, co w relacjach z fundamentalizmem islamskim w tle – grozi śmiercią.

Teodora („Belgrad w ciemności”) jest z kolei wykładowczynią. Regularnie opowiada studentom złaknionym wojennych obrazów o siedemdziesięciosiedmiodniowym bombardowaniu Serbii przez NATO. „Budynki odkrywające swoje wnętrzności” nieustannie o nich przypominają. W pamięci Teodory wypaliło się kilka obrazów z tego czasu, takich jak zakrwawiona twarz ojca wracającego z pracy czy spotkanie z sąsiadką przekonaną, że Wenus na niebie to satelita szpiegowska Stanów Zjednoczonych. Czy właśnie po to, aby usłyszeć takie opowieści przyjechała pisarka ze Słowacji?

O Oanie – bohaterce opowiadania „Prishtina, City of love” – można powiedzieć, że zarówno ona, jak i Kosowo, które jest jej domem, „należą do kwantowego świata”. Jest „baśniową córką rybaka, która miała przyjść do króla jednocześnie naga i ubrana. Jest i nie jest w Kosowie, dlatego że Kosowo jest kotem Schrödingera i wszyscy boją się otworzyć pudełko” [s. 79]. Pracując dla nieokreślonej (dla czytelnika) organizacji, realizuje projekty w Prisztinie. Oddycha brudnym powietrzem, przez które Unia Europejska odradza zachodzenie w ciążę nawet do pół roku od powrotu z Kosowa. Kobieta czuje, że prywatny świat, który współtworzy z partnerem Ionuțem, ciągle się kurczy, jakby znajdowała się w pudełku. Spotkanie ze Słowaczką sprawia, że w jej głowie pojawia się wizja innego życia.

W okowach (okopach) patriarchatu

W prozie Kul’kovej pobrzmiewają nie tylko oddalające się echa wojen jugosłowiańskich, ale też odgłosy innej, trwającej na polu kulturowym i społecznym, walki. Mowa o zmaganiach z presją patriarchatu, którego gmach wznosi się na fundamentach radykalizmu religijnego czy południowoeuropejskiego maczyzmu. Bohaterki wykreowane przez pisarkę doświadczają różnych form przemocy psychicznej i fizycznej ze względu na płeć i związany z nią status społeczny.

Presji patriarchatu doświadcza też dziennikarka, gdy dociera do Albanii („Albanki rodzą się cudze”). Relację zawodową za wszelką cenę próbuje zmienić w romantyczną jej rozmówca, podobnie jak kelner obsługujący ją w obskurnym hotelu. Żaden z nich nie traktuje jej poważnie. Mimo przekształceń kulturowych, odejścia od praw Kanunu (Kanun Leki Dukagjiniego – kodeks albańskiego prawa zwyczajowego) i formalnego umocnienia pozycji kobiet w społeczeństwie albańskim, te nadal nie mogą czuć się bezpiecznie. Nawet w otoczeniu najbliższych. Jak wyznaje narratorka – w Albanii „kobieta sama jest swoim domem”. Poczucie zagrożenia potęgują setki tysięcy schronów zbudowanych za czasów dyktatury Envera Hodży izolującego Albanię na arenie międzynarodowej i utrzymującego w ludności ciągłe poczucie zagrożenia z zewnątrz. A wróg przecież cały czas był w środku.

Opresyjność w opowiadaniach słowackiej pisarki może być zawoalowana lub bezceremonialna. To zarówno bagatelizowanie pytań dziennikarki i przekraczanie granic profesjonalizmu przez polityków, jak i szantaż emocjonalny. Pojawiają się również przypadki o wiele bardziej drastyczne. Bohaterka „Ochrydzkiej perły”, Itema, nie może rozstać się z Goranem, ponieważ ten grozi jej samobójstwem. Partner Amry, Imran, w momencie rozstania demoluje pokój siekierą. Chłopak Jovany („Czarnogóra, czarny ptak”) szantażuje ją płaczem, wpędza w poczucie winy, a potem dopuszcza się gwałtu małżeńskiego. Kuľková daje do zrozumienia, że do istotnych reperkusji wojny domowej należą różne oblicza domowej przemocy. A gwałt, broń każdego konfliktu zbrojnego, również w czasach pokoju okazuje się narzędziem upokarzania i dominacji.

Odpychanie i przyciąganie

„Hotel Balkan” to książka pełna przemilczeń (bo w milczeniu panoszy się trauma), co przydaje jej smutnego, poetyckiego wdzięku. Styl autorki jest nieoczywisty, a przez to intrygujący – przebija z niego jednocześnie wrażliwość na krzywdy, jak i wyzucie z emocji. Forma zbioru, jego polifonia i zmiany trybu narracji, współgrają z kolejnymi ważnymi tematami – rozbiciem bałkańskiego społeczeństwa czy podszytą pogardą do innych radykalizacją poglądów. Narratorka-Słowaczka wyznaje: 

„W Zagrzebiu stąpa się po metaforycznych płytach tektonicznych, podobnie jak w Sarajewie. Przepaść między nimi się nie zmniejsza” [s. 87].

Nieco dalej czytelnik natrafia na scenę dobitnie ilustrującą wspominaną przepaść: w trakcie wielkiej fiesty, po zajęciu przez Chorwację drugiego miejsca podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w 2014 roku, w plenerze występuje „ultranacjonalistyczny piosenkarz znany między innymi z utworu «Zabij Serba»”.

Jednocześnie na ludzi, których wojna i granice na mapie uwięziły na różnych terytoriach, działają siły przyciągania. A te prowadzą między innymi do zbliżeń pozornie trudnych ze względu na zaszłości historyczne, takie jak małżeństwa Chorwatów i Czarnogórek.

Rozczarowania i ucieczki

W cieniu wielkich zawirowań dziejowych, Gavrila Principa i Franciszka Ferdynanda, starć mitologii Tity i Miloševicia, pojawiają się indywidualne kryzysy tożsamości i dramaty alienacji. Te dotyczą również przybyszki ze Słowacji, która po dotarciu do Chorwacji stwierdza, że „kraj jej dzieciństwa nigdy nie istniał”. W Albanii z kolei „jej samotność była jak sceniczna lampa, pod którą cudzoziemka stała zupełnie naga”. Historia Bałkanów zatruwa pisarkę. Nocami na zmianę dręczą ją strach, koszmary, bezsenność i baśniowa Baba Roga. Wieczorami, by uspokoić przebodźcowany umysł, kobieta poddaje się rutynie wyczerpujących biegów. Niekiedy musi uciekać nie tylko przed sobą, ale i przed wronami. Na szczęście ci, którym udało się z Bałkanów wyjechać, przekonują się, że nie wszędzie te ptaki przypominają o śmierci czy śmierć swoich braci i sióstr wypominają. To ważna pociecha płynąca z tej krótkiej książki, napisanej prostymi, ale efektownymi zdaniami – są bowiem miejsca, w których można zacząć na nowo, zostawiając za sobą przygniatający bagaż. Nawet jeśli brzmi to banalnie, Kuľková sugeruje, że warto o tym pamiętać.

Książka: 

Miroslava Kuľková, „Hotel Balkan”, tłum. Rafał Bukowicz, wyd. Ha!art, Kraków 2025.