Myrosław Łajuk do miasta przyjechał nie tylko jako reporter, ale też poeta i literaturoznawca z Kijowa. Widać to w kolejnych częściach książki. Pierwsza, „Utrwalanie”, to zbiór krótkich, w większości kilkustronicowych reportaży literackich opowiadających o żołnierzach – ukraińskich, ale też kilku rosyjskich – walczących w kotle bachmuckim od sierpnia 2022 do maja 2023 roku (pisarz towarzyszy im do kwietnia). Ważną rolę u Łajuka odgrywają też cywile, tacy jak na przykład świadkini wielkiej historii, Oleksandra, 86-letnia niestrudzona aktywistka, której narracja dodaje kolorytu opowieści o Bachmucie. Choć niektóre fragmenty tych utworów mogą okazać się „niezupełnie prawdziwe”, autor wierzy, że mają moc utrwalania rzeczywistości, a „zgromadzone fakty i wynikające z nich przemyślenia mogą pomóc w zapobieżeniu przyszłym tragediom” [1]. Reportażom towarzyszą czarno-białe fotografie ukazujące bohaterów.

Część druga, „Komentowanie”, to krótkie eseje stanowiące rozbudowane „przypisy” do reportaży zawartych w części pierwszej. Są to jednak teksty w pełni suwerenne, które można czytać w oderwaniu od frontowych obrazków z poprzedniej części książki. Łajuk przygląda się historii Bachmutu i regionu, a także kulturze ukraińskiej, która nieustająco doświadczała opresji zewnętrznej i wewnętrznej. 

Pisać reportaże jak wiersze

„Reportaże należy pisać sprawnie” – stwierdza Łajuk w otwierającym zbiór „Wyjeździe”. Teksty relacjonujące wojnę muszą być pisane szybko, nawet kosztem kompozycyjnego dopieszczenia czy stylistycznej finezji. „Może mniej doskonała literacko relacja napisana na czas będzie ważniejsza niż spóźniona, a idealnie zredagowana?” – pyta retorycznie. Łajuk przekonuje, że wspaniałą moc, dzięki której można „uchwycić emocje w locie jak dzikiego ptaka” ma mowa wiązana. Dlatego właśnie, spełniając reporterski obowiązek świadczenia prawdy, nie przestaje być poetą – opowiadanie o tym, co spotkał w donbaskim pyle i błocie, przypomina mu pisanie wierszy.

Czytelnik może mieć jednak pewne trudności z dostrzeżeniem tu poezji, ponieważ kolejne strony „Bachmutu” zapełnia wartka, choć migawkowa, proza. W kolejnych obrazach Łajuk towarzyszy pierwszoliniowej piechocie i poznaje jej wysiłki w oswajaniu codzienności przepełnionej nieznośnym oczekiwaniem. Poświęca kolejne teksty sanitariuszce, która zamierza napisać pracę doktorską o life-work balance w warunkach wojennych; kapelanom-ochotnikom, którzy mimo odmiennych wyznań zawieszają spory teologiczne i koncentrują się na pomocy psychologicznej kombatantom; czy też uważanym za bohaterów „chłopakom” z obrony przeciwlotniczej, którym udało się zestrzelić rosyjski bombowiec SU-24. Narrator jest w ciągłym biegu – ten, kto zbyt długo zostaje w miejscu, naraża się na ostrzał artylerii lub atak dronów. Na froncie panuje lęk przed cichą, wszechwidzącą śmiercią wiszącą w powietrzu. Latające maszyny, które jeszcze niedawno straszyły w futurystycznych wizjach w literaturze science-fiction, dziś stanowią stały element pola walki – bardzo sugestywnie pisał o nich Szczepan Twardoch w „Nullu”.

Twórcy reportaży oraz form non fiction romansujących z fikcją, w zetknięciu z brutalnością wojny często pielęgnują w sobie postawę przypisywaną Ernestowi Hemingwayowi. Z ich tekstów wyłania się oziębły, czy też pozornie obojętny, a niekiedy nawet cyniczny, narrator. Tym cechują się choćby historie z ogarniętej pożogą Afryki i Bliskiego Wschodu opisywane przez Sándora Jászberényiego w zbiorze „Diabeł to czarny pies” [2]. W „sidła Hemingwaya” wpadł chociażby wspomniany już Szczepan Twardoch. Od tych wpływów wolny jest natomiast Łajuk. O emocjach mówi wprost, nie unika ocen moralnych i nie insynuuje. Jest naturalny i dzięki temu staje się bliższy czytelnikowi.

Ludzka twarz wroga

U Łajuka pojawia się niewielu „pedałów” (tylko tak na froncie Ukraińcy mówią o Rosjanach). Gdy narrator natrafia na nich na tyłach wojska, są to spotkania ważne i pouczające. Wśród jeńców Sił Zbrojnych Ukrainy są zarówno bierni ochotnicy na siłę wcieleni do armii, jak i bandyci z Grupy Wagnera. Jeden z podkomendnych Prigożyna, którego przerzucono do Donbasu wprost z kolonii karnej, okazuje się zapalonym czytelnikiem Nabokova i poetą publikującym swoje wiersze w sieci. U Łajuka nie odnajdziemy tego, co pojawia się chociażby w wojennych kronikach Serhija Żadana [3] – dehumanizacji najeźdźców. Pisarz pokazuje „ludzkie twarze” Rosjan. Można odczytać to jako protest przeciwko rozmyciu odpowiedzialności w kolejnych falach nadciągających „pidarów”. Jeśli wśród wrogów są ludzie wykształceni i wrażliwi na sztukę, tym straszliwsze są ich zbrodnie i tym większa wina każdego z nich – podkreśla autor.

Nieprzerywalne więzi

Motywem spajającym część reportaży jest potrzeba bliskości. To oczywiste, że braterstwo broni rozkwita w kryzysie, wśród obcych sobie wcześniej rekrutów. Zaskakują jednak wychwycone przez pisarza historie rodzinne – ojca i syna walczących ramię w ramię, braci, a nawet pewnego frontowego małżeństwa. W tych historiach na plan pierwszy wysuwa się oparcie emocjonalne i stabilność wynikająca z bliskości, które są większe niż strach. Przy tej okazji autor zwraca też uwagę na potrzebę wyrównywania statusu kobiet w armii ukraińskiej. 

Fragmenty książki zaskakują optymizmem, ale oczywiście wojna to nie tylko wsparcie, przyjaźń, ale także – a może przede wszystkim – strata. Pustkę pozwala zagłuszyć nie tylko frontowa rutyna, ale też poczucie więzi z oddziałem oraz zbiorowa odpowiedzialność. Doświadczone stratą osoby, jak na przykład dwudziestopięcioletnia Iryna – podoficerka i medyczka – wiedzą, że dzień ostatecznego zwycięstwa „to będzie dzień pamięci i ciszy”.

Potrzeba pielęgnacji więzi emocjonalnych dotyczy również natury – w straszliwych „Zwierzętach” Łajuk opisuje pobocza zasłane ciałami potrąconych zwierząt, ogłuchłe od wystrzałów, oślepione koty, porzucone i zdziczałe psy. Jednocześnie stale obecna jest u niego natura żywa, niepokonana – zaglądające do okopów susły i myszy, przebiegające przed lufami dziki i sarny. To one pozwalają żołnierzom doceniać naturę, której cykliczność stanowi obietnicę odnowienia zniszczonego przez bomby świata.

Naród więzionych poetów

W części „Komentowanie” Łajuk z eseistycznym zacięciem pisze o kulturze ukraińskiej, którą w XX wieku próbowały zniszczyć dwa totalitaryzmy: komunizm i nazizm. Kulturę tę – synkretyczną, łączącą wpływy ukraińskie, rosyjskie, a nawet tatarskie – niszczyły, wraz z całym społeczeństwem, przymusowa kolektywizacja i Hołodomor, później komunistyczna, „fala aresztów, morderstw i publicznych represji”, czystki lat trzydziestych XX wieku, w końcu druga wojna światowa. Trwającą od roku 2014 wojnę Łajuk wpisuje w dzieje zmagań Ukraińców z przemocą historyczną. 

Ukraińska literatura powstaje w okopach, piwnicach, aresztach i łagrach. Dlatego właśnie reprezentatywnym dla niej gatunkiem jest nie powieść i epickie sagi, lecz poezja – „przecież wiersz można napisać nawet w więziennej celi lub w schronie podczas alarmu bombowego” – zauważa pisarz. Ukraińska literatura, nie tylko w treści, ale i w formie, odzwierciedla dynamikę życia w kraju. Tak było w modernistycznym międzywojniu, w latach sześćdziesiątych, gdy tworzyli i o odrodzenie języka zabiegali „Szistdesiatnyky” z Wasylem Stusem na czele (o którym Łajuk sporo pisze) i tak jest teraz, gdy w okopie ginie Maksym Krywcow, w masowym grobie odnajduje się Wołodymyr Wakulenko, a badająca jego losy Wiktoria Amelina zostaje śmiertelnie raniona podczas ostrzału rakietowego restauracji w Kramatorsku. Opór trwa, choć na uniwersytety i muzea spadają iskandery i kaliby. Kultura to „nitki, na których Ukraina utrzymała się kiedyś, na których wisi teraz”. Historia Ukrainy, nawet jeśli się nie powtarza, z pewnością się rymuje. A tam gdzie rymy i rytm, tam musi być i poezja.

Rzeczywistość przebija fikcję

Łajuk w swojej książce rozwija ważny wątek związany z literaturą wojenną – zagadnienie literackości rzeczywistości. Nawiązuje do wszystkich tych sytuacji, które wiernie spisane przez reportera, wydają się dla odbiorcy nader śmiałą fikcją literacką. „Dziś rzeczywistość rozkłada literaturę na łopatki. Nie trzeba nic wymyślać” – twierdzi. „Co więcej, ta pierwsza jest na tyle kreatywna, że naśladuje beletrystykę w jej najgorszym wydaniu: taką, w którą nikt nie wierzy”. Co zatem powinien zrobić rzetelny sprawozdawca, gdy ujęta w karby reportażu rzeczywistość staje się dla czytelnika tak nieprzekonująca, że traci on zaufanie do piszącego? Choć Łajuk nie jest pewien, jak przeskoczyć tę przeszkodę, twierdzi, że zadaniem literatury może być nie tylko zbliżanie odbiorcy do problemu, ale też dystansowanie go od niego. A to pozwala poszerzyć swoją perspektywę i dostrzec pełniejszy obraz sytuacji. Pamiętajmy, że sposób przedstawiania informacji i obudowywania jej w przeróżne konteksty, ma kluczowe znaczenie teraz, gdy wojna hybrydowa z Rosją trwa i putinowscy specjaliści od propagandy odnoszą sukcesy na polu zniechęcania Polaków (i nie tylko ich) do pomocy Ukrainie.

„Bachmut” Myrosława Łajuka to kolejne, obok „Kryptonimu dla Hioba” Oleksandra Mycheda, literackie świadectwo pierwszych miesięcy pełnoskalowej wojny rosyjsko-ukraińskiej, z którym może zapoznać się polski czytelnik. Myched, pisarz, który w lutym 2022 roku dołączył do Sił Zbrojnych Ukrainy, w swojej przepełnionej gniew i tyrteizmem kronice poszukuje języka adekwatnego do opisu pełnej okrutnych absurdów rzeczywistości wojennej. U Łajuka gniewu jest mniej albo jest on pewną ręką trzymany na wodzy. Temu też sprzyja konwencja krótkich reportaży, które koncentrują się nie tyle na najeźdźcy, ile na ukraińskich żołnierzach i cywilach z Bachmutu. 

Łajuk nie szuka języka – wypracował swój własny, któremu w pełni zawierza. Choć na jego oczach miasto zamieniało się w zgliszcza, nie mówił o porażce. Jak sam stwierdził – jeśli nadzieja to trucizna, on pragnie być podtruwany. Książkę skończył pisać wiosną 2023 roku. Chce się wierzyć, że także teraz miałby w sobie tyle wewnętrznej determinacji i ufności w przyszłość.

Przypisy: 

[1] Myrosław Łajuk, „Bachmut”, tłum. Maciej Piotrowski, wyd. Ha!art, Kraków 2025, s. 14.

[2] Sándor Jászberényi, „Diabeł to czarny pies”, tłum. Karolina Wilamowska, wyd. Ha!art, Kraków 2023.

[3] Serhij Żadan, „W mieście wojna”, tłum. Michał Petryk, wyd. Czarne, Wołowiec 2024.

Książka:

Myrosław Łajuk, „Bachmut”, tłum. Maciej Piotrowski, wyd. Ha!art, Kraków 2025.