
Dziś na początek oferuje się smaczny cytat:
„Prowadzenie wykopalisk w latrynach należy do najbardziej nieprzyjemnych elementów badania życia we wczesnym średniowieczu, zwłaszcza jeśli grunt jest podmokły, a co za tym idzie – zachowuje zawartość latryn w stanie niezmienionym, wciąż wilgotną i z oryginalnym bukietem zapachów. Zdarzył mi się kiedyś taki tydzień, podczas którego wstrzymywałem oddech, próbując dokopać się do dna latryny w Jorku” [s. 105].
Takim wspomnieniem i wrażeniem dzieli się z nami autor świeżo wydanej w polskim przekładzie obszernej historii wikingów, brytyjsko-szwedzki archeolog Neil Price. Jego dzieło o tytule „Dzieci jesionu, dzieci wiązu” ma imponującą bibliografię i zaświadcza ona, że autor zna bodaj wszystko, co dotychczas napisano na temat, który sam zdecydował się raz jeszcze podjąć. Z pewnością mamy do czynienia z fachowcem. Pytanie nie brzmi zatem, „czy autor na pewno wie, o czym pisze?”, lecz „co autor zrobił ze swoim materiałem?”. Pytanie to jest o tyle sensowne, że temat „wikingowie” dotychczas rzadko kojarzył się z latrynami, a w książce Price’a szczegółów odnoszących się do codzienności tych twardych i srogich ludzi Północy, także w jej najbardziej przyziemnych wymiarach, jest sporo.
Życie codzienne
W ostatnich latach dużą karierę zrobiło pojęcie „niematerialnego dziedzictwa kulturowego”. Tworzy się instytucje do opieki nad nim, katalogi jego zawartości i listy chronionych prawem praktyk społecznych wchodzących w jego zakres. Niestety (chociaż zarazem dla niektórych zaangażowanych w to instytucjonalnie osób bardzo szczęśliwie), niemożliwe jest precyzyjne określenie treści tego pojęcia. „Niematerialnym dziedzictwem” może być na dobrą sprawę wszystko, każde ludzkie działanie, każda idea, każda forma tradycji, każda praktyka symboliczna. W istocie koncept „niematerialnego dziedzictwa kulturowego” zasadza się na jego domyślnym odróżnieniu od dziedzictwa „materialnego”, czyli od zabytków i artefaktów pozostawionych nam przez przeszłość. Jest to zwodnicze rozróżnienie sugerujące, że obie te dziedziny można traktować rozłącznie.
Ale nie można, ponieważ w uniwersum ludzkiej kultury duch i materia są nierozłącznym jednym, ponieważ idee, które nie mają żadnego materialnego korelatu, po jakimś czasie nieuchronnie zanikają w niepamięci, a przedmioty oderwane od swoich znaczeń symbolicznych stają się tylko bryłami obrobionej materii. Tysiącletni manuskrypt jest dla kogoś, kto nie potrafi odczytać zapisanego w nim tekstu, właśnie tylko taką bryłą – kawałem starego pergaminu w zmurszałej oprawie.
Fascynującym przykładem tej narzucającej się materialności kryjącej przekaz niematerialny są zwęglone podczas wybuchu Wezuwiusza zwoje papirusowe z biblioteki w tak zwanej Villi dei Papiri w Herkulanum. Była to luksusowa rezydencja jakiegoś zamożnego rzymskiego entuzjasty filozofii hellenistycznej (kiedyś spekulowano, że należała do teścia Cezara). Odkąd odkryto zasypane popiołem wulkanicznym Pompeje i Herkulanum, czyli od ćwierci tysiąclecia, zwoje te są obiektem usilnych starań mających na celu ich odczytanie. Ostatnio pojawiły się sensacyjne newsy o tym, jakoby sztuczna inteligencja miała je już zaraz w całości odczytać. Faktycznie dzieje się to znacznie wolniej, a ludzie badający te zwoje (które wyglądają jak kawałki węgla drzewnego) odczytali z nich całkiem sporo już od początku XIX wieku, bez pomocy sztucznej inteligencji. Nie jest też prawdziwe wyrażane przez niektórych przeświadczenie, że AI wyczyta nam z tych zwojów na przykład zaginione tragedie Sofoklesa, ponieważ księgozbiór właściciela Villi dei Papiri był raczej wąsko sprofilowany. Możemy liczyć głównie na nowe fragmenty pism stoików i epikurejczyków, tekstów stricte literackich, w naszym rozumieniu, raczej tam nie było.
Wyprawy wikingów
Ale miało być o wikingach (którzy zresztą jakieś dziewięćset lat po wybuchu Wezuwiusza zawędrowali i na Morze Śródziemne). Naznaczona przez człowieka materia z przeszłości powraca do obiegu przyrodniczego lub zostawia niespójne ślady. Ludzkie ekskrementy w dołach kloacznych też są takimi śladami, choć nie tak efektownymi jak rzeźby, freski czy manuskrypty z wiecznotrwałymi genialnymi tekstami. Wszystkie ślady, bez względu na swoją postać i proweniencję, mówią nam jednak coś o naszych odległych poprzednikach, którzy żyli tak samo jak my, przynajmniej w tym sensie, że tak samo musieli jeść, pić i wydalać – jest to bardziej pewne niż nasza wiedza o tym, jak odczuwali swoje istnienie i jak je przeżywali.
„Wiking” to, według opinii większości specjalistów, nie etnonim, jak „Polak” czy „Portugalczyk”, lecz nazwa zbrojnych ekspedycji łupieżczych przedsiębranych przez ludy zamieszkujące obszar dzisiejszych państw skandynawskich (z wyjątkiem Finlandii) w okresie od końca VIII do XI wieku. Wyprawy te cieszyły się złą sławą wśród ludności Europy kontynentalnej, ponieważ wojownicy biorący w nich udział słynęli z okrucieństwa, a głównym celem ich ekspedycji był rabunek. Wyprawy wikingów wywarły jednak duży wpływ na formowanie się świata dojrzałego europejskiego średniowiecza – dość powiedzieć, że niemal na pewno to one dały impuls do powstania i rozwoju pierwszego państwa ruskiego (Rusi Kijowskiej).
Ruryk, założyciel dynastii, która rządziła ziemiami rosyjskimi aż do końca XVI wieku, a spora część rosyjskiej arystokracji pochodziła z jej bocznych linii, był niemal na pewno wikingiem, a ściślej Waregiem i nazywał się pierwotnie Hrøríkr. Niegdyś sądzono, że takie samo było pochodzenie Mieszka I, ale obecnie rzadko uznaje się tę supozycję za wartościową. Wojownicy z Północy robili także duże wrażenie w Bizancjum (między innymi z powodu swoich cech fizycznych – jako blondyni o jasnych oczach), gdzie przez pewien czas rekrutowano spośród nich elitarne oddziały cesarskie.
Historia a popkultura
Wszystko to nie mogło nie odbić się w treściach nowoczesnej popkultury – dalekie ekspedycje, łupieżcze najazdy, brutalne walki, ekscytująca przemoc, a także pogłoska, jakoby to właśnie wikingowie odkryli Amerykę (uzasadniona, bo to oni byli najprawdopodobniej pierwszymi ludźmi z Europy, którzy dopłynęli tam przez Atlantyk) – były i nadal są pożywką dla wielu jej wytworów. Dla osób w określonej kohorcie wiekowej (do której zalicza się piszący niniejsze) najważniejszym popkulturowym śladem obecności wikingów jest oczywiście Thorgal, który sam wprawdzie się do nich nie zaliczał jako potomek kosmitów, ale mocno wśród nich namieszał.
W książce Price’a nie ma wprawdzie informacji o Thorgalu, ale dostajemy w niej prawdziwie aktualny miks wiedzy z zakresu mitologii skandynawskiej, antropologii i archeologii oraz historii faktualnej. Tej ostatniej jest najmniej, a konkretnych postaci i faktów historycznych pojawia się tam zdumiewająco mało jak na rzecz z „historią” w podtytule. Częściowo jest to zapewne skutkiem formacji intelektualnej autora (archeologowie rzadko mają do czynienia z wyraźnie wyodrębnionymi jednostkami ludzkimi o dobrze określonych cechach indywidualnych innych niż wymiary czaszek i kości), częściowo zaś, jak wolno mniemać, wynika z obranej przez niego metody, współgrającej z aktualnymi trendami w humanistyce.
Takie pisanie historii jest podobne do znanej w XX wieku metodologii marksistowskiej, gdzie również marginalizowano jednostki na rzecz anonimowych niezróżnicowanych zbiorowości, którymi w tamtej optyce kierowały spiżowe prawa dziejów i materializmu dialektycznego oraz wielkoskalowe procesy społeczne. Tu założenia są wprawdzie odmienne, lecz co do zasady idzie również o to, by pisać historię, nie wysuwając na pierwszy plan żadnych jednostek, choćby wodzów i królów – przyjmuje się bowiem, że każdy z ich podwładnych i poddanych ma takie samo prawo do naszej pamięci, a skoro nie sposób zrelacjonować ich żywotów, najlepiej będzie nie skupiać się na żadnych, nawet tych, o których coś wiadomo.
Ta obszerna monografia ucieszy na pewno każdego miłośnika opowieści o ludziach Północy sprzed tysiąca lat. Jest dość fachowa, by nie obrazić inteligencji czytelnika, i dość przystępna, by nie zniechęcić go naukowym szczególarstwem. Napisano ją w tonie dalekim od zeszłowiecznej akademickiej powagi, ale nie osuwającym się w paplaninę. Jak na nasze czasy to duże, dobre osiągnięcie.
Książka:
Neil Price, „Dzieci jesionu, dzieci wiązu. Historia Wikingów”, tłum. Maciej Froński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2025.
