Jednej z największych zbrodni doznajemy wraz z pierwszym łykiem powietrza. Jest nią ogłoszenie naszego – wcale nie dobrowolnego przecież – istnienia przy pomocy jednej z dwu kategorii płciowych (gotowych już i niecierpliwie czekających w różu i błękicie na swoje desygnaty), zazwyczaj obudowane w ekscytację przypadkową cechą anatomii i kompletną obojętność wobec rzutującej na całe życie człowieka decyzji, by w karcie narodzin zastosować wobec niego pierwszy, jakże znaczący akt przemocy symbolicznej. „It’s a lesbian!”, chciałoby się, w ślad za żartem Judith Butler, krzyknąć w reakcji na ten gest aroganckiego egoizmu, komplikujący wielu osobom życie i skazujący je na dramatyczną walkę wewnętrzną, egzystencjalną szamotaninę, a w końcu samounicestwienie. Od tej chwili nasze istnienie wpisane jest w absurdalną walkę Wenus z Marsem. 

Binarność

W wygodnej wizji płci jako dwoistego zjawiska, w której rozgościły się europejskie (i nie tylko) społeczeństwa, fałszywe (w sensie: historyczne) jest wszystko – zarówno rozbrajająco naiwna wiara w binarność, jak i dostosowane do dominującej formy reprodukcji i przywiązanie do złudnego, bo niebędącego uniwersalnym doświadczeniem, dymorfizmu.

Pojęcia binarne, które sprawdzają się w matematyce czy innych językach opisu obiektów abstrakcyjnych, niewiele mają do powiedzenia o rzeczywistości świata empirycznego, w którym to raczej procesualność charakteryzuje zjawiska tak trudne do wytłumaczenia jak płeć, seksualność czy tożsamość. Jeśli bowiem wiadomo, czym jest kwadrat, łatwo wskazać jest nie-kwadraty. Czym jednak jest „kobieta” i kto klasyfikuje się jako „nie-kobiety”? Płeć jako zjawisko wielopłaszczyznowe, kontinuum, w którym nakładają się na siebie spektra męskości i kobiecości, a więc wartości kulturowe, jest konceptem tyleż niezbędnym do samookreślenia, co zasiedziałym we wspólnotowej wyobraźni, a zmierzch jego długiego trwania, charakterystyczny wciąż tylko dla narracji utopijnych, pozostaje wywrotowo kuszącą fantazją [1].

Męskie i kobiece?

Choć sam termin „niebinarność” funkcjonuje w języku mówienia o płci od niedawna (jest nie tylko młodszy od nadrzędnej w stosunku do niego „transpłciowości” – również znacznie młodszy niż same studia queerowe) – pojawił się jako odpowiedź na dojmujący brak leksykalny, znacznie ułatwiając opisanie zjawiska starego jak człowiek. W końcu człowiek jest istotą niebinarną płciowo, skoro płeć jest niebinarnym zjawiskiem, niezbędnym do kategoryzowania, politycznego mocowania i symbolicznego wyznaczania ról. Najbardziej jaskrawe bieguny męskości i kobiecości są więc niczym innym, jak zapisem fascynujących historii pewnej fantazji o czytelnych kulturowo kodach, przy pomocy których reprodukujemy nasze rozumienie świata. Najwygodniej tkwić w czymś, co znane – pozory bezpieczeństwa kuszą bardziej niż mglista perspektywa nieznanej wolności.

„Cispłciowość nie jest przecież stanem natury, ale formą naiwności. To przeżywanie własnej płci tak, jakby była ona czymś oczywistym, przejrzystym, niestawiającym żadnego oporu” [2] – z tą celną refleksją przychodzi J. Szpilka w swojej nieoczywistej, erudycyjnej, a zarazem lekkiej opowieści „Gorset, wstyd i kocie uszka. O transkobiecości”. Pierwsza książka autorki pojawia się w momencie tworzenia się nurtu, który możemy nazwać transliteraturą. Ten szczególny czas, który można próbować określać jako moment emancypacyjny dla tematyki transpłciowości w ogóle, zapewne zostawi po sobie sporo publikacji. Wydaje się, że „Gorset…” może być jedną z tych, które znacząco wpłyną na dyskurs emancypacyjny, a wręcz – idąc w ślad za intencją autorki – afirmacyjny, skupiony wokół zagadnień płci i seksualności. Szpilka w sposób bezkompromisowy rozprawia się bowiem z mitem cispłciowości, a emancypująca siła tej opowieści wykracza daleko poza prostą negację. Książka wyróżnia się na tle dotychczasowych „transpublikacji” choćby tym, że proponuje projekt pozytywny: buduje narrację bogactwa wewnętrznego, budzi ciekawość, a następnie sprawnie prowadzi wszystkich zainteresowanych przez przestrzenie pełne zaskakujących sojuszy subkulturowych, wreszcie: ma potencjał, który z całą świadomością fantastycznych konotacji, można nazwać światotwórczym.

Dokument życia osoby transpłciowej w Polsce

Mając swe źródło w buncie przeciwko bezrefleksyjnemu paradygmatowi cispłciowości, potoczysty esej płynie meandrami kolejnych kulturowych, socjologicznych i erotycznych fascynacji autorki niczym wyznanie-rzeka. Już na samym początku, wiedziona pokusą stawienia czoła współczesnemu „miejscu wspólnemu” retoryki non fiction, Szpilka zawiera specyficzny rodzaj paktu z czytelnikiem. Jej świadectwem byłby pewien dokument życia osoby transpłciowej w Polsce – choć, tak naprawdę, w specyficznej dyslokacji przestrzennej, bo trochę w Stanach Zjednoczonych (fascynacje kulturowe), trochę w internecie (relacje społeczne), a trochę w niełatwej do określenia, nomen omen, transhistorycznej wspólnocie popkulturowo-literacko-cyfrowej.

Wyznaniem – opowieść o własnym doświadczeniu płci, relacjach rodzinnych i towarzyskich oraz niebinarny flirt z konwencją coming of age, który przybiera formę opowieści tkanej w gęstej sieci nawiązań literackich i odwołań naukowych. Esej jest przede wszystkim jednak wyzwaniem – stawianym nie tylko, co oczywiste, normie i normatywności, lecz również samemu gatunkowi. Hybrydyczność form i nieustanny balans na granicy stylu autobiograficznego, popularnonaukowego, manifestu i felietonu, a także napięcie między prywatnym i publicznym odgrywa u Szpilki znaczącą rolę. Autorka niejednokrotnie uwypukla swoją osobność i prowadzi grę z odbiorcami – to wchodząc w rolę niosącej kaganek oświaty, to uchylając się od kojarzonego z tą rolą wymogu reprezentacyjności. Pisząc książkę o niebinarności i transpłciowości, nawet jeśli już w tytule zawężonej do transkobiecości, Szpilka stawia sobie za cel przedstawienie skrawków swojej rzeczywistości, drogi do odkrywania siebie, popularyzacji niszowych wątków kultury i subkultur, przy jednoczesnym zamierzeniu edukacyjnym, propedeutycznym, misyjnym. A nad całym tym pozytywistycznym projektem unosi się jeszcze duch transpozytywnego manifestu. Dużo? W teorii tak, ale w praktyce dzięki wprawnemu pióru Szpilki, cały ten ciężar przybiera formę przyjemnej gawędy. 

Jednostka czy grupa?

Oryginalność eseju leży we współgraniu zasadniczych zamiarów, które stawia sobie jego autorka, a więc przedstawienia siebie (z całą wyjątkowością swojej jednostkowości) w szerszym kontekście narracji o transkobiecości oraz wyróżniającego się na tle dotychczasowych narracji zaprezentowania transkobiecości wszystkim tym, którzy ugrzęźli w gąszczu przed-sądów na jej temat.

Trudno oczekiwać, by w typowym, akademickim, popularnonaukowym, eseistycznym czy reporterskim opracowaniu tematu pojawiły się wątki riot grrrl, gier komputerowych i fetyszystycznej pornografii jako nieodzowne elementy fabularne – to niekoniecznie typowe słowa klucze, których oczekuje się w towarzystwie hasła „transkobiecość”. Są nimi za to, choćby, transfobia, passing czy dysforia, które również obecne są w tekście – obok orchidektomii czy radykalnego feminizmu (zwanego przez autorkę „pieszczotliwie” radfemem). Dzięki temu esej zyskuje tak atrakcyjną dla czytelników sygnaturę autorską i coś jeszcze – wiarygodność przedstawianego świata, niebędącego papierowym tłem złożonym z szablonowych rekwizytów, których Władimir Propp wskazałby zapewne sporo, gdyby tylko zbadał morfologię transbajki.

Szpilka jest mentalną punkówą, która fascynuje się punkowymi dziewczynami – i dla której ta fascynacja wydaje się formacyjna, podobnie jak kilka innych rzeczy, o których rozpisuje się w kolejnych rozdziałach (jak choćby konkretne społeczności internautów czy osobiste preferencje związane z fetyszami). Celowa ucieczka od prostego rozwiązania, jakim mogłaby być próba uniwersalizacji swojego doświadczenia, przesuwa tę opowieść w stronę, w pewnym sensie, postemancypacyjnych narracji, w których transpłciowość jest jednocześnie głównym tematem i zaledwie jedną z wielu istotnych płaszczyzn kreacji postaci i świata. Nie wszystkie transkobiety słuchają muzyki riot grrrls, tak jak nie wszystkie odnajdują się w cyberpunku – i Szpilka nie pisze w imieniu wszystkich. Znajdując skuteczny i działający sposób na rozsadzanie cęgów polityki tożsamościowej, nie wpada w pułapkę standaryzacji doświadczenia, którą wskazuje Anna Kujawska-Kot w swoich analizach modeli autobiografizujących transtekstów [3]. Literacko esej zyskuje dzięki skupieniu się autorki na tym, co rzeczywiście ją interesuje i o czym potrafi pisać z pozycji eksperckiej, nieustannie wywiązując się przy tym z zadania popularyzatorskiego, czy może po prostu edukacyjnego. 

Mechanizmy oporu

Największa wartość tej książki to wychodzenie „poza” – poza siebie i swoje doświadczenie. Taka opozycja (wnętrze i cała reszta) jest tu szczególnie widoczna, ponieważ jednym z najwidoczniejszych mechanizmów ukazanych w „Gorsecie…” jest tworzenie sobie świata, przyjaznej i bezpiecznej alternatywy dla rzeczywistości zewnętrznej, w której trzeba się mierzyć z niekoniecznie przyjemnym wymiarem codzienności. Znany chyba wszystkim odmieńcom eskapizm jako strategia bycia w świecie uprawomocniony jest w eseju jako pozytywna, budująca i wzmacniająca psychicznie praktyka. To wartościowy głos w obliczu neoliberalnego kultu produktywności i utylitarności oraz przymusu zajmowania się rzeczami wielkimi, poważnymi, moralnie jednoznacznymi i obliczonymi na społeczną doniosłość. 

Opisując swoje doświadczenia w świecie wirtualnym, autorka wskazuje na pewną systemowość i tłumaczy mechanizmy oporu: wbrew określonym i narzucanym formom kobiecości, estetyki, tożsamości, sukcesu. Posuwa się nawet do śmiałej i chwalebnej próby odzyskania jednej z najgorszych obelg, jakie wymienia literatura dotycząca studiów o męskości: nerd. Pojęcie, które oryginalnie oznaczało pogardzanych heteroseksualnych mężczyzn, wykluczonych z patriarchalnej dywidendy, i stanowiło haniebną inwektywę, w opowieści Szpilki zostaje skojarzone z transkobiecością i staje się próbą subkulturowej identyfikacji – i jest to tyleż zaskakujące, co zachwycające [4]. Przeobrażeniom i odświeżeniu podlega też metaforyka związana z domową topografią queerową: znika szafa (closet), za to pojawia się propozycja piwnicy jako przestrzennej metafory niecisnormatywności.

„Niekiedy trudno mi się oprzeć wrażeniu, że nasza – transpłciowa – śmierć jest głównym kontekstem, w jakim pojawiamy się w debacie publicznej”, zauważa Szpilka [s. 8]. Wniosek ten służy jej za punkt wyjścia do sformułowania programu pozytywnego, którym byłaby ucieczka od martyrologii w stronę afirmacji. Jeśli bowiem przejście od tolerancji ku akceptacji było charakterystycznym postulatem społeczności LGBTQ+ kilkanaście lat temu, to dziś odpowiedzią na to jest wymóg afirmacji, który stawiany jest już na samym początku eseju. Przesuwana jest więc granica etycznego minimum. Imperatyw szacunku i uznania staje się reakcją na brunatniejący kurs krajowej polityki. To zejście z pozycji obronnych, tak charakterystycznych do tej pory dla ruchów emancypacyjnych, przybiera postać pędu ku życiu, nie śmierci – i rzeczywiście, esejowi patronuje Eros, nie Tanatos.

Pozytywne opisy seksu i seksualnego samostanowienia przeplatają się z wyimkami dotyczącymi BDSM, co wnosi do opowieści wartościowy kontekst – dobrej literatury na ten temat jest w Polsce wciąż niewiele, o czym wie każdy, kto przynajmniej zetknął się w swoim życiu z tymi praktykami. Pomimo rozmyślnego porzucenia perspektywy ofiary, Szpilce nie udaje się jednak ukryć pęknięć w narracji, z których wyzierają momenty wstydu – jest to jednak zarówno uświadomione, jak i kontrolowane (o czym przypomina choćby tytuł samej książki). Tę bezradność ziejącą z nawet niewielkich rozdźwięków między deklaratywną odwagą i mimowolnym skrępowaniem (pun intended) zrozumie chyba każdy, kto socjalizowany był do życia w płci, której idei nie rozumie – i kto musi konfrontować ten dysonans ze społeczeństwem, w akcie codziennej próby negocjowania własnej czytelności. To skoncentrowane na cierpieniu obrazowanie, od którego tak zdecydowanie dystansuje się autorka, jest wciąż częścią doświadczeń wielu osób (nie tylko) transpłciowych. Negowanie tego, to zakłamywanie rzeczywistości. Zamiast unieważniania mocy i przydatności obrazów uznawanych za cierpiętnicze i pielęgnujące pasywną narrację ofiary, można po prostu wprowadzać w obieg teksty alternatywne. W reprezentacji chodzi przecież o to, by reprezentowany był każdy, nie tylko ten, kogo narracja wydaje się bardziej przydatna do jakichkolwiek celów. 

W bezpardonowym biegu po afirmację Szpilka realizuje swój eseistyczny model riot grrrl, co jest szczególnie budujące w dobie postępującej komercjalizacji i „ubezpiecznienia” queeru, wypieraniu jego burzycielskiego potencjału przez wartości mieszczańskiego porządku społecznego. Powiedzieć, że jakaś książka jest „dla wszystkich”, to banał i w gruncie rzeczy obelga, dlatego trafniej będzie określić „Gorset…” jako esej dla wszystkich tych, którzy myślą, że są cis i uważają, że „ta problematyka” ich nie dotyczy. W wygodnej bańce żyje się najlepiej, lecz jeśli ktoś chce spróbować na chwilę ją opuścić, książka Szpilki jest do tego dobrą okazją. 

Przypisy: 

[1] Warto ją jednak praktykować i formułować – jak robi to, choćby, Judith Lorber, podążająca ścieżką wydeptaną przez Sandrę Bem, Shulamith Firestone czy Monique Wittig, we wciąż zbyt mało znanym tekście o wiele mówiącym tytule „Using gender to undo gender”. Patrz: Judith Lorber, „Using gender to undo gender. A feminist degendering movement”, „Feminist Theory”, 1 (2000), s. 79–95.

[2] J. Szpilka, „Gorset, wstyd i kocie uszka. O transkobiecości”, wyd. Czarne Wołowiec 2024, s. 35. Stwierdzenie Szpilki jest jak echo rozważań Kadjiego Amina, który stawia pytanie, czy ludzie idealizują cispłciowość jako nieskażoną żadnym gender trouble, tak samo jak idealizowaliśmy heteroseksualność jako nieskażoną najmniejszym homoseksualnym pragnieniem. Patrz: Kadji Amin, „We Are All Nonbinary: A Brief History of Accidents”, „Representations”, 128 (2022), s. 106–119.

[3] Patrz: Anna Kujawska-Kot, „CiałoTeksty. Literackie i filmowe reprezentacje transpłciowości”, Kraków 2024, s. 331.

[4] Raewyn Connel wymienia nerd w całej litanii „słownika zniewagi”: „wimp, milksop, nerd, turkey, sissy, lily liver, jellyfish, yellowbelly, candy ass, ladyfinger, pushover, cookie pusher, cream puff, motherfucker, pantywaist, mother’s boy, four-eyes, ear-’ole, dweeb, geek, Milqetoast, Cedric and so on” [Raewyn Connell, „Masculinities”, Berkeley–Los Angeles 2005, s. 79].

Książka: 

  1. Szpilka, „Gorset, wstyd i kocie uszka. O transkobiecości”, wyd. Czarne, Wołowiec 2024.