W tym roku minęło dziesięć lat od śmierci Eduarda Galeano – urugwajskiego dziennikarza, który opisywał dzieje Ameryki Łacińskiej, wędrując przez przestrzenie będące ofiarami kolonizacji, eksploatacji i różnych wymiarów ekonomicznych zależności. Książki Galeano zamieszkują postaci zapomniane przez historię, często pozbawione głosu. Duchy niewolników sprowadzanych z Afryki na brazylijskie i karaibskie plantacje. Górnicy, robotnicy i rolnicy, którzy swoją ciężką, dziedziczoną z pokolenia na pokolenie pracą, utrzymywali całe europejskie imperia.

Jednym z miejsc, do których powraca Galeano, jest Cerro Rico, czyli „Bogata Góra” wznosząca się nad boliwijskim miastem Potosí. To punkt symboliczny dla Ameryki Łacińskiej, która od XV wieku przez kolejne stulecia zmieniała się – jak pisze autor – w „latyfundia” i „wielki szyb wydobywczy” dla globalnej Północy. Potosí w kolonialnej epoce gorączki srebra i złota było symbolem bogactwa, jednym z najzamożniejszych miast na Ziemi. Oszałamiająca mnogość surowców początkowo przynosiła temu miejscu rozkwit, ale na dłuższą metę okazała się przekleństwem. Światowa stolica srebra zamieniła się w centrum gigantycznego wyzysku i jedno z najuboższych, najbardziej niemożliwych do życia miast w regionie. 

Galeano pisał o Potosí jako o jednym z miejsc, które „runęły ze szczytów skąpanych w blasku metali szlachetnych prosto w czeluść ogołoconych ze skarbów zapadlisk”. Baskijski dziennikarz Ander Izagirre ponad czterdzieści lat później określił je tak: „Cerro Rico to między innymi forma. Olbrzymia piramida, która wznosi się nad miastem, sylwetka, która widnieje w godle Boliwii, na pieczęciach, plakatach, pocztówkach i barokowych pejzażach, gigantyczny monument w formie trójkąta, ikona bogactw ziemskich i mocy niebieskich. […] W jego wnętrzu leżą kości – czy może pył po kościach – dziesiątek tysięcy górników. Od pierwszego indiańskiego niewolnika z czasów hiszpańskiej kolonii po wiertniczego, o którym piszą w gazecie, bo […] uległ zmiażdżeniu w wyniku tąpnięcia w tunelu i zmarł wskutek urazu wewnątrzczaszkowego i uduszenia. Cerro Rico de Potosí nazywa się górą, która zjada ludzi”. 

Góra, która zjada ludzi

We wspaniałym dokumencie „Silver” Natalii Koniarz, nagrodzonym sześcioma nagrodami na Krakowskim Festiwalu Filmowym i główną nagrodą na festiwalu dokumentu w Jihlavie, poznajemy współczesne oblicze boliwijskiego Cerro Rico. Po bogactwie już od dawna nie ma tu śladów. Jest za to ciężkie, nisko zawieszone niebo, surowy i nieprzyjazny człowiekowi klimat oraz życie bez nadziei na zmianę – z narzuconym losem i bez żadnej alternatywy. 

Reżyserka z wielką wrażliwością przygląda się ludziom, którzy mieszkają w cieniu legendarnej góry. Bohaterami jej dokumentalnej opowieści są górnicy, których Cerro Rico pożera i wypluwa, a zarazem stanowi ich jedyne źródło utrzymania. Mężczyźni i chłopcy ciężko pracują na własny rachunek, sprzedając urobek większym firmom odpowiedzialnym za globalne łańcuchy dostaw i współpracę z wielkimi międzynarodowymi korporacjami. Wydobywane przez nich srebro, rudy miedzi, cynk czy ołów są dla zewnętrznego świata bezcenne – bez tych surowców nie byłoby ani elektroniki, ani współczesnej technologii. 

fot. materiały prasowe, Krakowska Fundacja Filmowa

W kopalni pracują całe pokolenia i rodziny: dziadkowie, ojcowie, synowie i wnuki. Nad ich życiem nieustannie wisi widmo śmierci, która może przyjść w każdej chwili – wiadomości o śmiertelnych wypadkach w tym miejscu pojawiają się regularnie co kilka dni, co zwiastuje między innymi powracający na ekranie widok szpitalnych ambulansów. Śmierć czyha na górników w klaustrofobicznych labiryntach tuneli i w zapadających się szybach. W ciężkich do wyleczenia chorobach płuc, które sprawiają, że nawet jeśli wielu z nich nie zginie w wypadku pod ziemią, to i tak umrze „śmiercią naturalną” przed czterdziestym rokiem życia. Kryje się w gęstych ciemnościach potężnej góry, która wydaje się osobnym bohaterem filmu, żyje własnym życiem. 

Zdjęcia Stanisława Cuskego – utalentowanego operatora, który ma na koncie współpracę między innymi przy „Strefie interesu” Jonathana Glazera, a niedawno także przy „Hamnecie” Chloé Zhao – wspaniale rejestrują to osobne, równoległe życie. W jego malarskich kadrach głębiny Cerro Rico wydają się tajemniczą materią; kosmicznym pejzażem, który jednocześnie przeraża i na swój sposób hipnotyzuje. Gdy jako widzowie wędrujemy za kamerą wzdłuż ciemnych tuneli, poznajemy je z bliska, niemal fizycznie odczuwając panujące wewnątrz wilgoć i upał. W chwilach, gdy wraz z twórcami wychodzimy na powierzchnię, Cerro de Potosí objawia się przed nami w planie totalnym, w swojej pełnej krasie. Widzimy wówczas majestat olbrzymiego, wznoszącego się nad dwustutysięcznym miastem masywu – srebrnej piramidy, która uzależniła od siebie mieszkających wokół ludzi. 

Bóg i diabeł

Są w pełnometrażowym debiucie Natalii Koniarz całe sceny oraz ujęcia, które chwytają za gardło. Niektóre z nich wydają się osobnymi dziełami sztuki – jednymi z tych, które wgryzają się w pamięć i na długo pozostają przed oczami. 

Ogromną rolę w filmie odgrywa nie tylko jego efektowna warstwa wizualna, lecz także dźwięk, który staje się kluczowym elementem narracji. Często to właśnie on informuje nas o tym, co dzieje się na ekranie, co przytrafia się bohaterom. Słychać więc w „Silver” jednostajne uderzenia kilofów, nagłe eksplozje dynamitu, przesypującą się ziemię, ostry turkot żelaznych wozów, które przetaczają się przez wąskie tunele. Albo rozmowy i ciężkie oddechy górników, splatające się z odgłosami góry – ona również zdaje się oddychać, wprowadzając kopalnię w drżenie. 

fot. materiały prasowe, Krakowska Fundacja Filmowa

Czasem z mrocznych trzewi Cerro Rico dobiegają także modlitwy i podziękowania, składane patronowi kopalni i władcy podziemi, znanym na boliwijskim Altiplano jako El Tío. Jego dualistyczna postać przypomina zarazem bożka i diabła; symbolizuje zarówno bogactwo, jak i skrywane przez górę zagrożenia. Górnicy wierzą, że drzemiące pod ziemią siły El Tío mogą roztaczać nad nimi ochronę i ostrzegać przed niebezpieczeństwem, ale też: przynosić śmierć, jeśli nie złożą mu ofiary, odpowiednio go obłaskawiając. 

Postać boga-diabła, który stopniowo wyłania się z ciemności Cerro Rico, pojawia się w „Silver” nie bez powodu. Dokument autorki „Pocztówek znad krawędzi” ma w sobie bowiem nie tylko dużo naturalistycznej poezji, ale też wiele trudnej do uchwycenia metafizyki – mimo że ludzie wydają się tu samotni i porzuceni przez kapryśnych bogów, zdani już tylko na siebie. 

Melancholia obrazu

To, o czym ciekawie opowiada ten dokument, jest też dziejąca się na naszych oczach apokalipsa – nie tylko egzystencjalna, ale też czysto fizyczna, materialna. Po kilkuset latach prowadzonych prac oraz wielokrotnych eksplozji Cerro Rico jest dziś górą w stanie rozpadu. W każdym momencie może się zawalić, rozpaść. W ciągu paru sekund zakończyć tragiczną historię tego miejsca, która trwała całe stulecia. I pochłonąć ze sobą związanych z nim ludzi. 

Mimo że opowieść, którą przynosi „Silver”, na wielu poziomach porusza i brzmi jak oskarżenie dla współczesnego świata – budowanego na głębokich nierównościach, obojętnego i wykorzystującego ludzką krzywdę dla własnych zysków – film Natalii Koniarz jest pozbawiony dydaktyzmu. Choć wchodząc w tę brutalną rzeczywistość poznajemy różne strony odpowiedzialne za tę sytuację, nie usłyszymy jednoznacznych ocen i łatwych osądów. Reżyserka daje przede wszystkim dużo przestrzeni swoim bohaterom, samemu miejscu oraz rozwijającej się na ekranie opowieści. Niczym wytrawna reportażystka znika z pola widzenia i subtelnie wtapia się w otoczenie, stawiając na pierwszym planie przedstawiony świat oraz jego mieszkańców.

fot. materiały prasowe, Krakowska Fundacja Filmowa

Największą siłę „Silver” stanowi spokojna i jednocześnie wyczulona na szczegół obserwacja rzeczywistości, bez jej egzotyzacji czy idealizacji. Natalia Koniarz nie unika tu trudnych i bolesnych społecznych wątków – choćby tematu przemocy seksualnej, która pozostaje w Potosí wielkim problemem. Nie fetyszyzuje też ludzkiego cierpienia, wręcz przeciwnie: przedstawia ten świat z wielkim szacunkiem i dojrzałością. Doskonale wie, kiedy wyłączyć kamerę, w jakim momencie się oddalić. Prowadzi nas przez ten świat bardzo pewnie, do samego końca – któremu towarzyszy nieprzypadkowa piosenka popularnego boliwijskiego zespołu Savia Andina, pochodzącego zresztą z samego Potosí. A tekst i melodia tego utworu niosą w sobie wszystko to, o czym także opowiada dokument Natalii Koniarz: melancholię i pogodzenie się z losem, trudną akceptację takiego życia – na przekór wpisanemu w nie ciężarowi i smutkowi. 

Źródła cytatów:

Eduardo Galeano, „Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej”, przeł. Barbara Jaroszuk, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2022.

Ander Izagirre, „Potosí. Góra, która zjada ludzi”, przeł. Jerzy Wołk-Łaniewski, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2021.