Karol Kućmierz

Thriller z ADHD

Najnowszy film Danny’ego Boyle’a to wyszlifowany gatunkowy amalgamat, stopiony w nieokreślonych proporcjach z kina neo-noir, heist movies, technothrillerów i tzw. filmów-układanek (puzzle films). Jednocześnie żadna z tych kategorii nie dominuje, a ich założenia i schematy ulegają istotnym odkształceniom – przyzwyczajenia widzów wobec poszczególnych typów postaci i ich motywacji zostają wystawione na próbę. Aż do samego końca nie możemy być pewni, czyją właściwie historię oglądamy; kto jest jej bohaterem, a kto antagonistą.

Podstawowy budulec fabuły „Transu” stanowią narracyjne zakręty, ślepe uliczki oraz niedorzeczne zwroty akcji, lecz uwagę przyciąga przede wszystkim formalna wirtuozeria Boyle’a, który wyciąga z kapelusza wszystkie dostępne mu triki, wyuczone i doprowadzone do perfekcji przez lata doświadczeń w różnych mediach i estetykach. Pomagają mu w tym utalentowani współpracownicy – m.in. scenarzysta John Hodge („Płytki grób”, „Transpotting”), autor zdjęć Anthony Dod Mantle („Festen”, „Dogville”, „28 dni później”, nagrodzone Oscarem zdjęcia do „Slumdoga. Milionera z ulicy”) oraz Rick Smith z zespołu Underworld. Twórczość Boyle’a zatoczyła w ten sposób pełne koło – udział Hodge’a przywraca do łask tematykę i gatunki właściwe początkom kariery reżysera, podczas gdy wizualny styl to kontynuacja drogi ustanowionej wcześniej przez „Slumdoga” i „127 godzin”.

Trance’owy breakdown Simona

Twórcy „Transu” odsłaniają wszystkie swoje atuty już podczas brawurowej sekwencji otwierającej film. Licytator dzieł sztuki Simon (James McAvoy), mówiąc wprost do kamery, wyjaśnia szczegółowo procedurę postępowania w razie napadu na aukcję. Tuż po krótkiej przedmowie stajemy się świadkami takiego właśnie skoku, przeprowadzonego przez Francka (Vincent Cassel) – jego celem jest arcydzieło Francisca Goi, „Latające wiedźmy”, wycenione na 27 milionów funtów. Pozostając w zgodzie z filmowymi prawidłami, cała akcja nie odbywa się tak gładko, jak przewidziano. Simon, cichy wspólnik napadu, obrywa kolbą w głowę i w rezultacie traci pamięć. Co się stało z obrazem w całym tym zamieszaniu? Odpowiedź na to pytanie znajduje się gdzieś w odmętach umysłu Simona. Tutaj do gry wkracza Elizabeth Lamb (Rosario Dawson), która za pomocą hipnoterapii ma z niego wydobyć tę kluczową informację.

Sekwencja napadu na dom aukcyjny to prawdziwy popis umiejętności ekipy filmowej. Wszystkie elementy współgrają ze sobą w nienagannej harmonii – montaż sprzęgający fragmentaryczną, pełną czasoprzestrzennych przeskoków narrację, dynamiczne, przefiltrowane zdjęcia wykonane różnymi typami kamer oraz pulsujący elektroniczny soundtrack w wykonaniu Underworld. Boyle reżyseruje tę sekwencję (jak również cały film) niczym utwór muzyczny – to ścieżka dźwiękowa narzuca rytm i tempo całości, powracające motywy wizualne funkcjonują jako repetycje, a intensywna kulminacja następuje po narastającym crescendo.

Audiowizualna nadpobudliwość

Thriller rozgrywający się w umyśle jednej z postaci to optymalny punkt wyjścia dla Danny’ego Boyle’a. Wizualny styl wypracowany z autorem zdjęć Anthonym Dodem Mantlem znajduje solidne umocowanie w naszpikowanej twistami narracji, która czyni niestabilną psychikę bohatera głównym miejscem akcji. W takim świecie przedstawionym wszystkie chwyty są dozwolone – frenetyczny montaż napędzany transowymi dźwiękami, ekscentryczne kompozycje kadrów mające na celu zdezorientowanie widza, ujęcia pod dziwacznymi kątami, odbite od luster i wtłoczone w rozmaite ramy, maksymalnie nasycona kolorystyka, wykorzystanie różnego rodzaju kamer, obiektywów i filtrów. Wszystko, co w „Slumdogu. Milionerze z ulicy” i „127 godzinach” sprawiało wrażenie nadmiaru i zbędnego balastu, w „Transie” stanowi trafną ilustrację obranego tematu.

Anthony Dod Mantle okazuje się idealnym partnerem dla Boyle’a i jego maniakalnej energii. Mantle, który współpracował również z takimi autorami jak Lars von Trier, Thomas Vinterberg czy Harmony Korine, potrafi tę energię odpowiednio ukierunkować. Reżysera i autora zdjęć łączy zamiłowanie do manipulacji cyfrowymi obrazami – „Trans” został sfilmowany nie tylko kamerą Arri Alexa, ale również przy pomocy aparatów Canona i miniaturowych kamer indiePOV; w filmie pojawiają się także nagrania z tabletów, laptopów oraz kamer przemysłowych. Żonglując materiałem wizualnym różnego pochodzenia, Boyle pokazuje, jak wygląda rzeczywistość współczesnego człowieka – zapośredniczona i rozczłonkowana przez wszechobecne ekrany, aparaty i digitalne obrazy. Technologia pełni w „Transie” także rolę metaforyczną – poszukiwany fragment pamięci Simona, zawierający informacje o zaginionym obrazie Goi, to brakujący materiał filmowy, a jego umysł to nic innego jak urządzenie nagrywające.

Obsesja Boyle’a na punkcie łączenia obrazów i dźwięków w hipnotyzujące, widowiskowe sekwencje (w „Transie” praktycznie nie występują żadne inne) sprawia, że kolejne fabularne przewrotki i identyfikacja z bohaterami schodzą na dalszy plan. Reżyser zebrał świetnych aktorów, którzy samą swoją obecnością zapewniają solidny emocjonalny podkład – szczególnie intrygująca i niejednoznaczna rola przypadła Rosario Dawson – jednak „Trans” to przede wszystkim przeżycie czysto estetyczne, budzące raczej chłodny podziw dla kunsztu reżysera niż prawdziwe zaangażowanie.

Scenariusz pozostaje wciągającą układanką do momentu, kiedy wszystkie jej elementy znajdą się na swoich miejscach – wtedy całość bezpowrotnie traci swój urok. Jeśli ktoś oczekuje od filmu Boyle’a opowieści, która wykracza poza stylistyczne gry charakterystyczne dla reżysera, to czeka go rozczarowanie. „Trans” spektakularnie ślizga się po powierzchni poruszanych problemów, tym samym odwracając od nich uwagę, a nieliczne refleksje – dotyczące technologii, sztuki, toksycznych związków czy choroby psychicznej – pojawiają się incydentalnie, żeby zaraz zniknąć pod nawałem narracyjnych bądź wizualnych fajerwerków. Zastrzeżenia może budzić też zakończenie, które znajduje się w tonalnym konflikcie z resztą filmu – finał w ostatniej chwili próbuje podnieść widza na duchu, przez co sprawia wrażenie nieautentycznego i wymuszonego.

Wobec „Incepcji”: zaufać inteligencji widza

„Trans” to jednak wciąż wartościowa alternatywa dla „Incepcji” Christophera Nolana, której ekspozycyjny słowotok, w nieskończoność wyjaśniający reguły funkcjonowania świata przedstawionego, został tutaj zastąpiony w większości audiowizualnymi wskazówkami. Choć Boyle nie dysponował kolosalnym budżetem Nolana (13 milionów funtów wobec 160 milionów dolarów), brytyjski reżyser postawił na formalną inwencję, narracyjne zagęszczenie i zaufanie inteligencji widza. Pomimo kilku tematycznych podobieństw, „Trans” wyróżnia błyskotliwość, wyobraźnia oraz poczucie humoru, których zabrakło w ambitnej, śmiertelnie poważnej i przeładowanej pod każdym względem „Incepcji”.

Danny Boyle to jeden z tych autorów, dla których wybrany gatunek stanowi przede wszystkim pole do stylistycznych ćwiczeń (do tej samej grupy można przyporządkować na przykład Briana De Palmę). Stąd bierze się niezwykła lekkość, z jaką reżyser przemieszcza się od thrillera, poprzez horror i science fiction, aż po wzniosłe dramaty oparte na prawdziwej historii. Boyle to również twórca niespokojny – zatrzymuje się jedynie na krótki czas. Po chwili jego uwagę przyciąga już kolejna błyskotka, za którą wysyła niewyczerpane pokłady swojej energii. „Trans” to wypadkowa powyższych skłonności. Dopóki film pędzi przed siebie na pełnych obrotach i nie daje okazji do namysłu – euforia wisi w powietrzu. Gdy tempo zwalnia choćby na moment, hipnotyczne efekty słabną i budzą się wątpliwości. Jednak wtedy wystarczy, że Danny Boyle pstryknie palcami i ponownie jesteśmy w transie, zapominając o naciąganej logice kolejnego zwrotu akcji.

Film:

„Trans”, reż. Danny Boyle, Wielka Brytania 2013, dystr. Imperial Cinepix.

* Karol Kućmierz – absolwent kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Współpracownik portalu Esensja i czasopisma „Nowe Zagłębie”. Interesuje się współczesną kulturą audiowizualną, muzyką i literaturą. Laureat III nagrody Konkursu im. Krzysztofa Mętraka w roku 2012, ponownie wyróżniony w 2013.

„Kultura Liberalna” nr 232 (25/2013) z 18 czerwca 2013 r.