Resident Advisor jest jednym z wiodących portali wyspecjalizowanych w muzyce elektronicznej. Jego historia to historia sukcesu. Stworzony 16 lat temu jako pomoc dla lokalnej sceny w Sydney, szybko rozszerzył zakres na cały świat. Teraz można tam kupić bilet na imprezę w Berlinie czy Los Angeles, a konta na nim mają nie tylko dziesiątki tysięcy fanów przeróżnych narodowości, ale też promotorzy i sami DJ-e. I są to konta niemalowane. Zdarza się, że ci ostatni na samym portalu otwarcie dyskutują z nieprzychylną recenzją własnych wydawnictw.

Pod koniec listopada redakcja serwisu ogłosiła, że kończy z rankingami „RA Poll Top DJs” i „RA Poll Top live acts”. Ich zdaniem zestawienia stały się zbyt homogeniczne, przez co konserwują feralne trendy w podziemiu. Po latach gwałtownego rozwoju wymknęły się spod kontroli i przynoszą więcej szkód niż pożytku.

Trudno wątpić w szczerość motywów RA. Sami przyznali, że zatrzymali swój najczęściej czytany cykl, co portalowi utrzymującemu się między innymi z reklam nie mogło przyjść z łatwością. Ostatecznie wylali jednak dziecko z kąpielą, ujawniając przy okazji infantylne podejście do roli globalnego lidera podziemnej opinii.

Moja racja jest najmojsza

Co konkretnie jest rzekomo tym rakiem trawiącym muzykę elektroniczną i wymagającym tak radykalnej terapii? Demokracja. Publikowane od 2008 r. zestawienia RA opierały się na głosowaniu użytkowników. Problem w tym, że głosowali oni nie tak, jak powinni – przynajmniej zdaniem zespołu RA. Dlatego od teraz nie będą głosować wcale. Uciszenie miażdżącej większości sceny elektronicznej redaktorzy RA motywują… „miłością i szacunkiem” dla tej samej sceny.

Wątpliwe jest nie tylko odczuwalne między wierszami przekonanie, że redakcja ma po prostu lepszy gust od uśrednionego użytkownika serwisu, spoczywa więc na niej misja oświecania mas. Gdyby tylko o upodobania estetyczne chodziło, można by było skwitować jej decyzję ironicznym uśmiechem.

Stawka niestety jest o wiele wyższa, a jest nią władza ideologiczna. To specyficzny rodzaj władzy, znajdujący się w rękach autorytetów kontrolujących idee ważne dla danej grupy. Tą ideologią modelują zachowania maluczkich. Jak pokazuje przykład RA, autorytet może w końcu dojść do wniosku, że zdanie tych ostatnich jest nieistotne. Redakcja serwisu stanęła wobec dylematu dobrze znanego z podwórka między innymi polskiej polityki – wszyscy jesteśmy demokratami, dopóki wyniki wyborów idą po naszej myśli. Jeśli, nie daj Boże, stanie się inaczej, większość wyborców uznajemy za „zaślepionych” bądź „uśpionych” propagandą przeciwnika. Część Polaków chętnie odebrałaby możliwość głosowania ideologicznym adwersarzom – na szczęście nie posiadają takiej władzy. Dysponuje nią za to redakcja RA na swoim muzycznym poletku.

Gdzie ci mężczyźni

Redakcję tworzy kilkanaście osób, ale tylko dwie kobiety. Reszta to biali mężczyźni z wyższym wykształceniem, które, jak wykazali internetowi detektywi, część z nich zdobyła na nietanich prywatnych college’ach. Krótko: jeśli wziąć pod uwagę jedynie podstawowe wskaźniki socjologiczne, to „elita podziemia”.

Ta sama wykształcona redakcja nie rozumie natury sondażu. Jej głównym zarzutem pod adresem czytelniczych rankingów jest niereprezentatywność. Zdaniem dziennikarzy RA fani zbyt rzadko oddają głos między innymi na czarnoskóre kobiety – podwójny symbol grup dyskryminowanych. A jako że obok wielu świetnych DJ-ów scenę zapełnia wiele utalentowanych DJ-ek, czego nie oddaje ranking, wniosek jest prosty – demokracja kłamie.

A przecież sondaż, w którym pytamy nie o fakty, a opinie, nie ma na celu reprezentatywnego i ilościowego oddania stanu rzeczy. Pokazuje tylko, co ludzie myślą. Jego celem nie jest wskazanie, jaką część DJ-ów stanowią kobiety, tylko którzy DJ-e są najpopularniejsi. Skoro fani nieprzymuszeni głosują na białych mężczyzn, to znaczy, że en masse wolą białych mężczyzn. Z pewnością nie jest to przypadek, a skutek braku równouprawnienia nawet w samozwańczo tolerancyjnym globalnym podziemiu. To jednak nie problem samego sondażu.

Na tym nie koniec zarzutów. Redakcja RA ma rację, uznając, że ich rankingi nie tylko niewinnie oddają gusta czytelników. Bezkrytyczne podejście do wyników badań opinii publicznej jest groźne. Wzmacnia ono w tym wypadku „szkodliwą dynamikę władzy, wciąż faworyzującą białych mężczyzn”. Promotorzy widzą, że to właśnie ich chcemy słuchać, więc ich zapraszają. W rezultacie fani słyszą za mało setów w wykonaniu kobiet, by na nie zagłosować. W ten sposób seksistowskie koło się zamyka.

Niestety, powzięte przez RA wypieranie niewygodnych informacji nie jest skutecznym sposobem walki o równouprawnienie. Dla dobra czarnoskórych kobiet odebrali głos fanom – w tym czarnoskórym kobietom. Nie tędy droga do sprawiedliwej sceny. Ta przecież wiedzie przez affirmative action, które nie polega na zaklinaniu rzeczywistości, a aktywnym wspieraniu grup dyskryminowanych. Oddajmy redakcji RA, że to właśnie robi, promując nie-białych mężczyzn i przypominając o nieheteronormatywnych korzeniach kultury klubowej. Zmiana społeczna przychodzi jednak o wiele trudniej niż napisanie nawet setki artykułów. Tej bolesnej rzeczywistości RA zaakceptować nie ma zamiaru, czego ofiarą padają jej rankingi, a w konsekwencji użytkownicy, którym odbiera się głos.

***
Redakcja RA przedstawia się jako ostatni sprawiedliwy branży, własnymi rękami grzebiąc swój najpopularniejszy cykl. Im nie chodzi o liczbę odsłon, a promowanie wartościowej muzyki. Konkretniej, uznanej za taką przez kilkunastu członków redakcji. Reszta podziemia ma werdykty karnie przyjmować i wdrażać.

Na szczęście w dobie obfitości medialnej trudniej urzeczywistnić autorytarne zakusy pojedynczej redakcji. RA uzurpuje sobie zbyt wiele władzy ideologicznej, naiwnie zakładając potulne podporządkowanie się użytkowników. Próżnia po RA polls nie potrwa jednak długo. Do rangi najbardziej prestiżowego rankingu w branży po prostu urośnie któryś z konkurentów. RA przegra tę bitwę, bo sprawiedliwości nie można wprowadzać, obrażając się na czytelników.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: dj serato, Max Pixel, CC0 Public Domain