W przyszłą sobotę Słowacy pójdą do urn, by wybrać parlament. Zanosi się na polityczną zmianę, choć jej ostateczny kształt i skala pozostaje niewiadomą. Paradoksalnie, w dwa lata po morderstwie dziennikarza Jana Kuciaka i jego narzeczonej, które wstrząsnęło krajem i zakończyło długoletnie premierowanie Roberta Fico oraz licznych skandalach korupcyjnych rządzącej partii SMER (Kierunek), wynik wyborów nie jest oczywistością. Słabość rozdrobnionej opozycji i wysokie poparcie w sondażach dla post-faszystowskiej Partii Ludowej Nasza Słowacja (L’SNS), potęguje atmosferę politycznego marazmu, choć   kampania wyborcza wreszcie nabrała rumieńców i zanosi się na ostrą walkę do ostatniej chwili. Zapraszam na krótki przewodnik po słowackich wyborach.

Jeden czyli liczba okręgów wyborczych

W Polsce jest 41 okręgów wyborczych. Tymczasem u naszych południowych sąsiadów układa się jedną ogólnokrajową listę dla każdej partii. Na czołówkach takich krajowych list dominują mieszkańcy Bratysławy (oficjalnie ponad czterystutysięcznej). Z partii, które mają mniejszą bądź większą szansę na dostanie się do parlamentu po pokonaniu pięcioprocentowego progu wyborczego, 39 procent miejsc biorących (tzn. pierwsza dziesiątka każdej listy) jest obsadzona przez osoby zameldowane w stolicy. Jeśli dodamy do tego mieszkańców aglomeracji bratysławskiej lub potencjalnych posłów, którzy mieszkają w stolicy, ale nigdy nie byli tu zameldowani, to liczba bratysławczan na biorących miejscach sięga 50 procent.  W ekstremalnej wersji tego bratysławocentrycznego scenariusza, po 29 lutego będzie można znaleźć regiony kraju, skąd nie pochodzi żaden z posłów. Obecnie aż 59 na 150 posłów pochodzi ze stolicy. To jakby 179 posłów polskiego sejmu mieszkało na stałe w Warszawie jeszcze przed wyborami.

Skoro wszystko dzieje się w stolicy, to po co budować struktury regionalne, kiedy można przypominać o sobie wyborcom poprzez media tradycyjne (skoncentrowane w Bratysławie) i media społecznościowe? | Kacper Rękawek

Około 200 czyli liczba członków dwóch partii opozycyjnych

Dwie centroprawicowe partie (Zwyczajni Ludzie i Niezawisłe Osoby – O’LANO i Wolność i Solidarność – SaS), które na podstawie ostatniego sondażu  mogą liczyć na poparcie ponad 22 procent wyborców, jesienią 2019 roku miały razem niewiele ponad 200 członków. Skoro wszystko dzieje się w stolicy, to po co budować struktury regionalne, kiedy można przypominać o sobie wyborcom poprzez media tradycyjne (skoncentrowane w Bratysławie) i media społecznościowe?

9, czyli liczba propozycji kandydowania dla komika

Przed majowymi eurowyborami dziewięć partii złożyło ofertę kandydowania znanemu komikowi Jozefovi Procko (przed wyborami parlamentarnymi podobne oferty złożyły już „tylko” cztery partie). To pokazuje, że na Słowacji działalność polityczna jest jak prowadzenie firmy. Scena polityczna jest rozdrobniona, a duża część partii skupiona wokół swoich liderów, najczęściej bogatych przedsiębiorców. Ci przedsiębiorcy, oprócz tego, że są twarzami partii, są także ich właścicielami, przez co partie stają się wehikułami realizacji ich pozabiznesowych ambicji. Szefowie partii często rządzą nimi jak swoimi prywatnymi firmami, szukając dla nich najlepszych pracowników, oferując im wysokie miejsca na liście kandydatów do parlamentu. W ten sposób Procko otrzymał dziewięć ofert, a w dobrym tonie wśród polityków szykującej się do władzy centroprawicy jest mówić o trzech lub czterech propozycjach.

Ponad 13, czyli niezabetonowana scena polityczna

W efekcie bratysławocentryzmu i wielkiej konkurencji na rynku politycznym około tuzina partii ma szansę na dostanie się do parlamentu. Biznesowy charakter zakładania i prowadzenia partii politycznych oraz stosunkowa łatwość z jaką mogą zaistnieć w mediach skutecznie torpeduje większość pomysłów na scalanie się „partyjek” w większe organizmy polityczne. Dlaczego konkretny lider (czytaj biznesmen z ambicjami politycznymi) miałby się ograniczać koalicjami z innymi liderami, kiedy, w teorii, może liczyć na sukces bez konieczności bolesnych dla jego ego kompromisów? Taką decyzję podjął podczas tej kampanii wyborczej były prezydent Słowacji, Andrej Kiska, szef partii Dla Ludzi (ZL), który odrzucił ofertę programowo nieskomplikowanej koalicji z centrystami z koalicji Progresywna Słowacja/Razem (PS/SPOLu). Podobno odradzali mu ten manewr jego zastępcy, ludzie z samego szczytu listy wyborczej ZL, którzy bali się, że na wspólnej liście znajdą się na znacznie dalszych miejscach.

Na dwa i pół tygodnia przed wyborami rząd zagrał va banque i ogłosił pakiet ustaw  wprowadzający 13-tą emeryturę, podniesienie o 100 procent zasiłku na dziecko oraz zniesienia opłat za używanie autostrad przez samochody osobowe. | Kacper Rękawek

5/6/7/8 czyli ile partii w koalicji

Rządzący przez ostanie 12 z 14 lat socjaldemokratyczny SMER może wygrać zbliżające się wybory, ale za jego plecami, oprócz L’SNS, uplasuje się obecna centroprawicowa opozycja i to ona najprawdopodobniej stworzy nowy rząd. Pozostaje jednak pytanie, ile partii wejdzie w jego skład. Trzy z nich, konserwatywna ZL,  prorynkowa SaS i chadecka Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (KDH) oraz centrowa koalicja PS/SPOLu, zawarły polityczny „pakt o nieagresji”, mający być wstępem do ich koalicji rządowej. O ile jesienią 2019 roku wyżej wymienione partie mogły liczyć na zysk w postaci około 60 mandatów (potrzeba 76 do stworzenia większości),  to ostatnie sondaże dają im już tylko 53 mandaty. Na szczęście dla nich, nie brakuje potencjalnych koalicyjnych partnerów. Należy do nich na przykład po trochu konserwatywna, po trochu kontestacyjna – O’LANO, która w ostatnich tygodniach wysforowała się na drugie miejsce w sondażach (16,4 procent poparcia), co może dać jej nawet 31 mandatów w przyszłym parlamencie. Taka kombinacja partyjna powinna, na ten moment, zapewnić centroprawicy trwałą i bezpieczną większość parlamentarną. Gdyby i to się nie udało, zawsze można jeszcze potencjalnie sięgnąć po reprezentującą węgierską mniejszość Współpracę Węgierskiej Społeczności (MKS) lub populistyczną Jesteśmy Rodziną (Sme Rodina), co oznaczałoby koalicję nawet sześciu partii i jednej dwupartynej koalicji. Jest tylko jedno ale.

45 procent, czyli wyborcy niezdecydowani

Podczas poprzednich wyborów nawet 45 procent wyborców podejmowało decyzje o tym na kogo głosować w ostatnim miesiącu kampanii wyborczej. To oznacza, że wszystko jest jeszcze w grze i wiele może się zmienić – także skład przyszłej koalicji rządowej, gdyż być może niektórzy potencjalni koalicjanci nie dostaną się do parlamentu lub nie będą zwyczajnie potrzebni. Jedno jest pewne – słowaccy wyborcy premiują partie zyskujące w sondażach, które są na fali. To im dają swój głos, chcąc mieć poczucie, że postawili na zwycięzcę. Obecnie tę rolę spełnia doganiające w sondażach SMER O’LANO, które choć centroprawicowe, to nie przystało do „paktu o nieagresji” partii opozycyjnych i śmiało rozdaje ciosy politycznym oponentom oraz potencjalnym sojusznikom. Co więcej, partii udało się utrzymać swój image „niestandardowej” siły politycznej, która chwilami ma więcej wspólnego z niemieckimi Piratami albo włoskim Ruchem Pięciu Gwiazd niż z kolegami ze słowackiej opozycji. Jej zagraniczne happeningi pod ekskluzywnymi domami lub biurami słowackich „złodziei” (których obiecuje wsadzić do więzienia, a ich majątek skonfiskować), eksperymenty z demokracją bezpośrednią (możliwość kształtowania programu partii poprzez ankietę internetową), czy zapalenie 5000 świeczek jako symbolu ludzi umierających każdego roku z powodu zapaści słowackiej służby zdrowia, uczyniły z O’LANO  polityczną gwiazdę.

800 milionów, czyli kiełbasa wyborcza

Na dwa i pół tygodnia przed wyborami rząd zagrał va banque i ogłosił pakiet ustaw wprowadzający 13-tą emeryturę, podniesienie o 100 procent zasiłku na dziecko oraz zniesienia opłat za używanie autostrad przez samochody osobowe. Te rozwiązania miałyby być przyjęte jeszcze przez parlament obecnej kadencji na nadzwyczajnej sesji. W odpowiedzi, posłowie opozycyjnej koalicji PS/SPOLu zablokowali na dwa dni parlamentarną mównicę, co podczas trzeciego dnia sesji zaowocowało pojawieniem się alternatywnego pulpitu.

Podczas poprzednich wyborów nawet 45 procent wyborców podejmowało decyzje o tym na kogo głosować w ostatnim miesiącu kampanii wyborczej. To oznacza, że wszystko jest jeszcze w grze i wiele może się zmienić. | Kacper Rękawek

13-ta emerytura została już przegłosowana, ale prezydent Słowacji, Zuzana Čaputová, najprawdopodobniej odmówi podpisania ustaw i zwróci je z powrotem do parlamentu. W konsekwencji, to zdominowany przez gospodarczo liberalną centroprawicę nowy parlament będzie decydował o ich losie. Jej przedstawiciele z jednej strony określają propozycje rządowe jako „korupcję polityczną”, ale z drugiej dość ostrożnie wypowiadają się o losie poszczególnych ustaw, nie chcąc zrazić do siebie swoich potencjalnych wyborców przed 29 lutego. Na to właśnie liczy skazywany równocześnie na sukces (prawdopodobny zwycięzca wyborów) i porażkę (brak potencjalnych koalicjantów po wyborach) rządzący SMER. Te 800 milionów to ich happening polityczny mający przebić te w wykonaniu O’LANO. Ten manewr ma odebrać głosy opozycji, a być może wypchnąć też poza parlament SaS i KDH. W efekcie efekcie zaowocowałby bonusem w postaci większej liczby mandatów dla SMERu i możliwością negocjowania wydawałoby się nieprawdopodobnych koalicji z pozycji siły.

Zwycięzcę tego boju poznamy już za moment, w porannych godzinach niedzieli, 1 marca. W teorii, wszystko jest jasne (centroprawica wygrywa), ale…nic nie jest pewne (45 procent niezdecydowanych). Wybory mogą jeszcze zaowocować politycznym patem, tj. sytuacją, w której z jednej strony SMER nie ma zdolności koalicyjnych (czytaj: sam osiągnął za słaby wynik), a z drugiej opozycji brakuje mandatów do magicznej liczby 76, dającej większość w parlamencie. W takim scenariuszu kluczową rolę odgrywać będą post-faszyści z L’SNS. O ich tajemne kokietowanie podejrzewany jest SMER i populiści z Jesteśmy Rodziną, których chętnie pominęliby w układance koalicyjnej niektórzy politycy centroprawicy. Wtedy zacznie się prawdziwy poker.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com