Szanowni Państwo!

To nie jest dobry kraj dla lewicy. A może… tylko dla lewicy pewnego rodzaju?

Przypomnijmy. Gdy Lewica pod wodzą Włodzimierza Czarzastego dostała się w 2019 roku do parlamentu, wydawało się, że jej politycy przełamali pewien impas. Po 2015 roku przez całą kadencję nie było w parlamencie ugrupowania zorientowanego na lewo. Zaś wypowiadana ustami przewodniczącego krytyka wobec zarówno PiS-u, jak i PO, spełniała nadzieję części lewicowych wyborców, że polską scenę polityczną można byłoby opowiedzieć na nowo, świeżo, z myślą o przyszłości.

Minęły jednak dwa lata i sytuacja Lewicy nie wygląda różowo.

Po pierwsze, mimo wyborczego sukcesu w 2019 roku, nie zniknął główny kłopot programowy. Formułując lewicową agendę socjalną, PiS, w 2015 roku, wyjęło z lewicowego arsenału najważniejsze argumenty. Z pozycji lewicowych bardzo trudno jest krytykować choćby wprowadzone wtedy 500 plus. Co zatem pozostaje w lewicowej agendzie? Na argumenty o budowie nad Wisłą drugiej Danii zawsze można odpowiedzieć wzruszeniem ramion: to odległe wizje, Zjednoczona Prawica przyniosła konkret. W tej sytuacji sama agenda progresywna nie wystarczy, tym bardziej że argumenty dotyczące praw kobiet czy społeczności LGBT podnoszą także inne ugrupowania opozycyjne. Lewicy Czarzastego nie od dziś brakuje nawet jednego hasła wyraźnie odróżniającego ją od wszystkich innych partii i jednocześnie będącego do zaakceptowania przez szeroki elektorat.

Po drugie, coraz większym problemem są pęknięcia w retoryce samych przedstawicieli Lewicy. Zacznijmy od niepokojących doniesień marszałkini Senatu Gabrieli Morawskiej-Staneckiej, do której przewodniczący Czarzasty miał zwracać się słowami „już byłaś taka grzeczna” oraz „tak było między nami dobrze”, gdy rozmawiali na temat jej publicznych wypowiedzi o polityce. Po takich słowach można było powątpiewać w jego rzeczywiste przywiązanie do idei równości kobiet i mężczyzn. Niedługo potem oburzenie wywołały słowa z Twittera Anny Marii Żukowskiej, która na temat protestu Jany Szostak przeciwko represjom na Białorusi, napisała: „Dlaczego nie mam wrażenia, że naprawdę chodzi jej o Białoruś?”. W wypowiedziach „progresywnej” lewicy uderzający był paternalizm i seksizm.

Po trzecie, na kłopoty Włodzimierza Czarzastego z własnym stylem przywódczym i spójnością wypowiedzi nakłada się ewidentne przetasowanie, do którego dochodzi obecnie pod wpływem powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki. Czy się to komuś podoba, czy nie, czeka nas dalsze wzmacnianie zasieków między definicjami przyszłości Polski, zgłaszanymi przez PiS i PO. W tej sytuacji niedawna decyzja Lewicy, aby głosować wspólnie z rządem Mateusza Morawieckiego za „Polskim Ładem”, wybrzmiewa zdecydowanie negatywnie. Nie tylko decyzja ta nie spodobała się wyborcom, skoro w kilku ostatnich sondażach opinii publicznej Lewica oscyluje niewiele ponad progiem wyborczym. Kłopotem jest również zdecydowana deklaracja Tuska, że z Lewicą po tych wydarzeniach nie jest mu po drodze.

Co więcej, według ostatniego sondażu CBOS-u, spośród osób, które określają swoją identyfikację polityczną jako lewicową, 35 procent oddałoby głos na Koalicję Obywatelską, 21 procent na Lewicę, a 20 procent na Polskę 2050 Szymona Hołowni.

Jak pisał w poniedziałkowym felietonie Tomasz Sawczuk, „Teraz przyszłość polskiej lewicy znów wydaje się niepewna. Perspektywa sprawowania władzy nie przybliżyła się od 2019 roku, a do tego – nie bez związku – znów nie jest jasne, czy Lewicy uda się utrzymać jedność. Problem pierwszy to turbulencje w Nowej Lewicy, czyli partii obejmującej SLD oraz Wiosnę. Część działaczy byłego SLD jest niezadowolona z rządów Włodzimierza Czarzastego. Protestują także w sprawie warunków połączenia SLD z Wiosną, co ma polegać na utworzeniu w ramach Nowej Lewicy dwóch frakcji o równych prawach. Ich zdaniem Wiosna jest partnerem zdecydowanie mniejszym i powinna mieć odpowiednio mniej władzy.

Wydarzenia nabrały tempa w ostatnich dniach. Najpierw grono działaczy partii wystosowało list do przewodniczącego Czarzastego, krytykując zawieszenie w prawach członka ugrupowania europosła Marka Bałta rzekomo za współpracę z PiS-em. Podpisani zarzucają Czarzastemu, że przecież sam współpracował z PiS-em przy okazji głosowania nad Funduszem Odbudowy. Następnie Czarzasty zawiesił dziewięciu członków zarządu Nowej Lewicy, na chwilę przed sobotnim posiedzeniem tego gremium. Dzięki temu wygrał wszystkie głosowania – bunt zażegnany! A przynajmniej na chwilę, bo jak usłyszeliśmy w «Kulturze Liberalnej» od jednego ze zbuntowanych polityków na temat ich determinacji w kwestii odwołania Czarzastego: «Jak nie w tę sobotę, to w następną»”.

Czy Lewica się rozpadnie? To pytanie zdajemy w najnowszym numerze Tomaszowi Treli, wiceszefowi Nowej Lewicy, liderowi buntu wewnątrz partii, i Dorocie Olko, rzeczniczce partii Razem.

Trela w rozmowie z Jakubem Bodzionym twierdzi, że zachowanie Czarzastego jest niedopuszczalne, a decyzje podjęte podczas sobotniego zarządu są nielegalne.

„Uważam, że po takim zachowaniu pan Włodzimierz Czarzasty stracił moralne prawo do bycia szefem Nowej Lewicy. Ale oczywiście strukturalnie nim jest i nikt tego nie kwestionuje ani nie próbuje być samozwańczym liderem. Włodek po prostu przestrzelił i powinien się z tej głupoty wycofać. Ma usta pełne zjednoczeniowych frazesów, a dzieli własną partię”. 

W wywiadzie Trela podkreśla wielokrotnie, że to obalenie władzy PiS-u jest nadrzędnym celem Lewicy. Według polityka wspólne głosowanie z rządem zaburzyło ten wizerunek i sprawiło, że partia stała się dla wyborców nieprzewidywalna.

„Nie może być tak, że od tego czasu minęły prawie trzy miesiące, a ludzie na ulicy zaczepiają mnie, moje koleżanki i kolegów, pytają, dlaczego my usiedliśmy z PiS-em do jednego stołu, skoro zmarnowali setki milionów złotych na nieodbyte wybory, pompują publiczną kasę do partyjnej propagandy czy chcą ograniczyć prawa kobiet. To są pytania, z którymi musimy się zmierzyć. Wyborcy muszą wiedzieć, że oddając głos na Lewicę, mogą liczyć na przewidywalność”.

Trela dodaje, że Czarzasty z pewnością poniesie konsekwencje swoich decyzji i sam nie wyklucza startu w październikowych wyborach na przewodniczącego partii.

Z kolei Dorota Olko z Razem w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem twierdzi, że bycie totalną opozycją to strzał w stopę.

„Lewica od początku mówi, że nie chcemy być «opozycją totalną». Jest to zgodne z tym, jak w Razem rozumiemy politykę. Chcemy działać konstruktywnie, czyli krytykować władzę, kiedy jest to konieczne – a niestety jest konieczne w większości spraw – ale jak robi ona coś, co uważamy za dobre, to mamy odwagę takie działanie poprzeć”. 

Olko dodaje, że podział na PO i PiS rezonuje głównie w spolaryzowanej bańce medialno-społecznościowej. Trudno jednak prezentować się jako odpowiednia alternatywa bez wyraźnego przywództwa, z wewnętrznym kryzysem i konkurencją po stronie Szymona Hołowni oraz Platformy Obywatelskiej wzmocnionej przez powrót Donalda Tuska. To, w jaki sposób Lewica odniesie się do tych problemów, zdeterminuje jej polityczną przyszłość.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: profil Sylwii Spurek na Facebooku;