Rodzina, według ogólnych, socjologicznych definicji, powtarzanych na Wikipedii, to „najważniejsza, podstawowa grupa społeczna, na której opiera się całe społeczeństwo”. W tradycyjnym modelu – małżeństwo mężczyzny i kobiety, w optymalnym scenariuszu wspólnie wychowujące dzieci. Dla których, jak zwykło się mawiać, warto za wszelką cenę o rodzinę walczyć i w niej trwać. Na dobre i na złe. Zarówno „Moje wspaniałe życie”, jak i „Wszystko zostaje w rodzinie” pokazuje, jak trudne i złożone bywa to w rzeczywistości, z jak daleko idącymi konsekwencjami może się wiązać usilne trwanie w konwenansach. Oraz że nie zawsze wychodzi to wszystkim na dobre.

Materiały prasowe dystrybutora Gutek Film

„Moje wspaniałe życie”, czyli sekrety i kłamstwa

Nysa to niewielkie miasto na zachodzie Polski. Na tyle małe, że główni bohaterowie filmu – Joanna, nauczycielka angielskiego w technikum (Agata Buzek), i jej mąż Witek, dyrektor w tej samej szkole (Jacek Braciak), są osobami rozpoznawalnymi, dbającymi o swoją reputację. Mają dwóch synów – młodszy, Janek (debiutujący Paweł Kruszelnicki), chodzi do ostatniej klasy szkoły średniej, a starszy, Adam (Jakub Zając), wychowuje z partnerką (w tej roli Wiktoria Wolańska) synka. Wszyscy mieszkają razem w niezbyt dużym mieszkaniu, dodatkowo opiekując się seniorką (Małgorzata Zajączkowska) cierpiącą na chorobę Alzheimera. Jo, bo tak nazywają Joannę najbliżsi, stara się być troskliwą mamą, babcią i córką, wspierającą żoną, dobrą nauczycielką. Jest łagodna, cierpliwa (do czasu!), uśmiecha się i nie poddaje trudnościom związanym z chaotycznym trybem życia. Rodzina uważa ją za hipochondryczkę, choć z jej zdrowiem najwyraźniej dzieje się coś niedobrego – drżą jej ręce, boli ciało, psuje się skóra, a nastrój bywa labilny. Mimo to po aktywnym dniu przygotowuje się wieczorami do lekcji, rano – po zadbaniu o wszystkich członków rodziny – stylowo się ubiera, delikatnie maluje i jedzie do pracy. A po niej udziela korepetycji w mieszkaniu odziedziczonym po dziadkach. Tam też odreagowuje to, jak bardzo gniecie ją rola przykładnej żony i matki – po zakończonych zajęciach pali skręty z marihuany, swobodnie tańczy do głośno puszczanych starych szlagierów i oddaje się cielesnym uciechom z kolegą z pracy – Maćkiem (Adam Woronowicz), będącym na ścieżce wojennej z dyrektorem Witkiem. Prowadzi podwójne życie do czasu, aż tajemniczy nieznajomy (lub nieznajoma) odkrywa sekret i zaczyna ją szantażować. Przyparta do muru, staje przed wyzwaniem wyjawienia rodzinie prawdy i… no właśnie – nie wiadomo co dalej. Reżyser pozostawia widza z domysłami.

Główni bohaterowie obu filmów zmagają się z wiązanką podobnych, szarpiąco sprzecznych problemów: to z jednej strony wyobrażenia o idealnej rodzinie, przysięgi małżeńskie, role społeczne, poczucie obowiązku i winy, z drugiej zaś – pragnienie wolności, szczęścia, swobody i beztroski. | Agnieszka Sawala-Doberschuetz

Rodzina Joanny przechodzi skrajnie różne emocjonalne momenty. Raz wspólnie się śmieją przy posiłku, by za chwilę krzyczeć na siebie niewybredne obelgi. Mają siebie dość, ale wracają, by się przytulać. Scenariusz nieustannie zaskakuje. Nic nie jest jednoznaczne. I żadna postać w filmie nie jest po prostu „dobra” albo „zła”.

Materiały prasowe dystrybutora Gutek Film

„Wszystko zostaje w rodzinie”, czyli opóźniony zapłon

Choć tytuł oryginału w dosłownym tłumaczeniu oznacza „sznurówki” – co ma znaczenie! – to jego polska wersja również jest adekwatna i daje do myślenia. Co właściwie powinno pozostać w rodzinie? Miłość? Urazy? Tajemnice? A może sekretne zdjęcia?

Lata osiemdziesiąte. Znany radiowiec włoskiej stacji RAI, Aldo (Luigi Lo Cascio) po dwunastu latach małżeństwa z Vandą (Alba Rohrwacher) wdaje się w romans w pracy. Wyznaje to żonie, która wyrzuca go z domu. Zostaje sama z dwójką dzieci (Anną i Sandrem). Aldo odchodzi, pochłonięty nową miłością i pracą zaniedbuje dzieci, traci z nimi więź. Ale Vanda nie odpuszcza. Nie radzi sobie z samotnością i romansem męża. Za wszelką cenę chce jego powrotu. Posuwa się do szantażu, gróźb, rękoczynów, manipulacji dziećmi, a nawet nieudanej próby samobójczej. I stawia na swoim. W drugiej części filmu widzimy Alda (Silvio Orlando) i Vandę (Laura Morante) trzydzieści lat później, razem, w pięknie urządzonym i wyposażonym mieszkaniu pełnym książek, płyt i pamiątek. Wybierają się na wakacje. W powietrzu wisi jednak pewien chłód, napięcie. Żona nie szczędzi mężowi złośliwych przytyków, nie pozwala zbliżyć się do siebie. Aldo jest zdystansowany, spokojny, ale przygaszony. Z dziećmi najwyraźniej nie mają zbyt dobrego kontaktu, szczególnie z córką.

Materiały prasowe dystrybutora Aurora Films

Wydaje się, że Vanda wygrała – zdobyła męża z powrotem, choć jej uczucia znacznie przygasły i nie potrafi powstrzymać się od złośliwości pod jego adresem. Trwają więc razem w dziwnym układzie, w którym, jak się okazuje, nikt tak naprawdę nie jest szczęśliwy. Ani szczery – każdy tłumi emocje i uczucia, które w formie rodziny zdają się trzymać jedynie tytułowe sznurówki (to tata nauczył dzieci wiązać je w nieoczywisty sposób – były symbolem ich więzi – ale z czasem stały się symbolem wzajemnego, wewnątrzrodzinnego zniewolenia). Minie trzydzieści lat, zanim Anna (Giovanna Mezzogiorno), Sandro (Adriano Giannini), Aldo i Vanda pozwolą sobie na wybuch szczerości i prawdziwych emocji.

Obie produkcje pozostawiają widza z domysłami i dają swobodę interpretacji, nikogo nie oceniając ani nie pozycjonując w jednoznacznej ocenie. Tylko jedno jest jasne i pewne – rodzina to twór skomplikowany. | Agnieszka Sawala-Doberschuetz

Życie według własnych zasad

Trafnym komentarzem do obu produkcji wydają się słowa otwierające „Annę Kareninę” Tołstoja: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Główni bohaterowie obu filmów zmagają się z wiązanką podobnych, szarpiąco sprzecznych problemów: to z jednej strony wyobrażenia o idealnej rodzinie, przysięgi małżeńskie, role społeczne, poczucie obowiązku i winy, z drugiej zaś – pragnienie wolności, szczęścia, swobody i beztroski. I Joanna, i Aldo wybierają życie według własnych zasad, ale krzywdzą tym innych, cierpią więc i oni. Nie potrafią zdecydować i klarownie odciąć się od jednego z modeli, w których żyją. Mimo iż kochają swoje rodziny, równie gorąco ich nienawidzą. Ukrywanie prawdziwych uczuć i pragnień (także przed samym sobą) prowadzi do frustracji i eskalacji. W przypadku Alda – do kapitulacji i powrotu do pozornie poprawnego życia w rodzinie. W przypadku Joanny – do buntu i porzucenia najbliższych (którzy jednak tak łatwo porzucić się nie pozwalają). Żaden film nie daje odpowiedzi, który scenariusz jest lepszy, właściwy. Triumfująca Vanda przyznaje, że przez całe życie pragnęła głównie zemsty. Ani ona, ani Aldo nie są szczęśliwi, a dzieci nawet w dorosłości borykają się z traumami skomplikowanego dzieciństwa i ciężarem trudnej relacji rodziców. W przypadku Joanny kulminacyjna katastrofa zdaje się mieć na wszystkich wpływ oczyszczający – choć nie dowiemy się, czy rodzinie (i kochankowi) ostatecznie wyszło to na dobre. W żadnym z filmów nie dostajemy od reżysera oczywistych odpowiedzi. W żadnej sytuacji nie widać jednoznacznych rozwiązań.

Materiały prasowe dystrybutora Aurora Films

Rodziny od kuchni

Oba filmy łączy, oprócz wątku rodzinnego, niezwykła atmosfera zdjęć (podwórka i ulice typowe dla włoskich i polskich miasteczek) oraz mistrzowskie aktorstwo. Ciepłe, ale nie cukierkowe kolory, ujmująca (momentami z premedytacją przaśna) muzyka, intrygujące ujęcia bez dźwięku (rozmowa Alda i Vandy za szybą w studiu nagraniowym) czy sekwencje pełne poczucia humoru (postać Maćka, kochanka Joanny, tańczącego w negliżu w PRL-owskim mieszkaniu).

W obu produkcjach główne bohaterki odegrały swe role brawurowo. Agata Buzek z wirtuozerią połączyła tak różne oblicza kobiety, oddała je bez wzbudzenia cienia wątpliwości w autentyczność postaci. Podobnie Alba Rohrwacher – specyficzna, rozedrgana, zdesperowana, przekonująca, chwilami wręcz przerażająca. Pozostali aktorzy, szczególnie w polskiej produkcji, również pokazali się z jak najlepszej strony – w obsadzie filmu nie ma żadnego zgrzytu. Włoscy bohaterowie, ukazani na kilku etapach życia, zostali znakomicie dobrani – u starego Alda widzimy wciąż ten sam błysk w oku, Vanda ma tak samo upięte, choć już siwe włosy i powściągliwy styl, a ich dorosłe dzieci wciąż charakterystyczne, piękne oczy.

Jak filmowcy poradzili sobie z rozwikłaniem rodzinnych komplikacji? „Moje wspaniałe życie” ogląda się łatwiej – być może za sprawą płynnej fabuły, która prowadzi widza do wyjaśnienia zagadki. We „Wszystko zostaje w rodzinie” szybko dowiadujemy się, jak potoczyły się losy bohaterów, po czym przeskakujemy w przeszłość i znów w przyszłość, by odkrywać niedopowiedziane niuanse. Obie produkcje pozostawiają widza z domysłami i dają swobodę interpretacji, nikogo nie oceniając ani nie pozycjonując w jednoznacznej ocenie. Tylko jedno jest jasne i pewne – rodzina to twór skomplikowany.

 

Filmy:

„Moje wspaniałe życie”, reż. Łukasz Grzegorzek, Polska 2021.

„Wszystko zostaje w rodzinie”, reż. Daniele Luchetti, Włochy 2020.