Faktycznie. Wynaleziona przez Austriaka Arnolda Schönberga muzyka dwunastotonowa (podstawowa zasada: żaden ton nie może być użyty po raz drugi, zanim nie zabrzmią wszystkie inne na dwunastotonowej skali) zazwyczaj sprawia słuchaczom poważne trudności. W skrajnych przypadkach niektórzy mogliby nawet stwierdzić, że „łatwiej takie g… napisać, niż go potem słuchać”. Ale nie zawsze jest tak źle. Nawet wspomniany Schönberg miewał całkiem łatwe w odbiorze kompozycje. A najbardziej przystępnym kompozytorem używającym techniki dwunastotonowej był jego kolega i uczeń Alban Berg.

Najsłynniejszy utwór Berga to koncert skrzypcowy „Pamięci anioła” z 1935 roku. Napisany został ku pamięci Manon Gropius, córki Almy Mahler i architekta Waltera Gropiusa. Mimo ograniczeń techniki dwunastotonowej (podstawę stanowi powtarzany i modyfikowany rząd dwunastu różnych dźwięków), Bergowi udało się stworzyć rzecz piękną i smutną. Choć oczywiście jeśli szukacie melodii i harmonii, to się rozczarujecie.

Drugim pod względem sławy dziełem Albana Berga jest krótka opera „Wozzeck” (1925). Nie jest dodekafoniczna, a jedynie atonalna. Historia znana wszystkim, którzy oglądali film Wernera Herzoga „Woyzeck”, to coś w rodzaju bardziej drastycznej wersji „Dobrego wojaka Szwejka”. Zależnie od sceny muzyka jest tu albo liryczna (kołysanka, wyliczanka dziecięca), albo dysonansowa (większość opery).

Poleciłbym jeszcze „Suitę liryczną” na kwartet smyczkowy, a szczególnie jej skróconą, orkiestrową wersję. Naprawdę odważnych zachęcam natomiast do posłuchania suity z opery „Lulu”. To tu znajdziemy słynny „krzyk Lulu”, najprawdopodobniej najbardziej przerażającą chwilę w historii muzyki: sam głos tytułowej bohaterki nie byłby może aż tak straszny, ale zaraz po nim wchodzi orkiestra z jakimś niezwykle głośnym i dysonansowym akordem.

Alban Berg, choć był autorem muzyki awangardowej, potrafił zainteresować nią zwykłego słuchacza. Niestety zmarł w 1935 roku w wieku pięćdziesięciu lat. Dwa lata później, w jeszcze młodszym wieku, umarł inny przychylny publiczności innowator muzyczny, George Gershwin.

Być może gdyby ci dwaj kompozytorzy żyli dłużej, muzyka klasyczna odrodziłaby się po wojnie w nieco mniej hermetycznej formie.