Thomas Scheff
Chciałbym wiedzieć, jak często Finkielkraut płacze
Ze wszystkim, co Alain Finkielkraut powiedział w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej”, raczej się zgadzam. Natomiast mój sprzeciw wzbudza nie to, o czym autor „Un coeur intelligent” mówi, ale to, co przemilcza.
Finkielkraut nie docenia bowiem zasadniczej funkcji śmiechu. W rzeczywistości śmiech – czy to z nas samych, czy ze społeczeństwa, czy ze świata – nie jest tylko przyjemnością. Jest w dosłowny sposób niezbędny do życia jak pożywienie i świeże powietrze. Nowoczesne społeczeństwa są pełne źródeł wstydu, konfuzji i poniżenia. Jeśli nie będziemy mogli używać śmiechu jako sposobu na ich przepracowanie, realnie nie będziemy mogli funkcjonować.
Koncentrując się na wyśmiewaniu, Alain Finkielkraut, zupełnie jak Michael Billig w swojej książce o śmiechu, zupełnie zapomina o istnieniu śmiechu katartycznego. No, chyba że rzecz dotyczy jego samego. To jednak bardzo łatwe. Dlatego, szczerze mówiąc, chętnie dowiedziałbym się, jak często Alain Finkielkraut płacze. Przecież nie tylko śmiech, ale także łzy pomagają rozładować wstyd, żal, strach i gniew.
Przeł. Karolina Wigura
* Thomas Scheff, socjolog emocji.
***
Quentin Skinner
Dziś jesteśmy bardziej wrażliwi
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem wywiad z profesorem Finkielkrautem, w którym odniósł się on krytycznie do poczynionych przeze mnie obserwacji na temat śmiechu. Przywołany przez niego kontrprzykład [porównanie przez pewnego komika prezydenta Sarkozy’ego do dotkniętego karłowatością, nieżyjącego już muzyka dżezowego Michela Petruccianiego – przyp. red.], choć istotnie uderzający, nie zmienia mojego podstawowego przekonania. Nadal za niepodważalną uznaję tezę, iż porównując współczesne poczucie stosowności lub niestosowności pewnych przedmiotów żartów z tym, co uznawano za zabawne w epoce Renesansu, dostrzeżemy poważną zmianę wrażliwości. Jak już pisałem, obecnie trudniej przychodzi nam tolerowanie wyśmiewania różnic rasowych lub ułomności fizycznych, z których jeszcze pewien czas temu powszechnie kpiono.
Zgadzam się jednak, że osoby publiczne stanowią wyjątek od tej zasady. Jest uderzające, że przykłady przywołane przez profesora Finkielkrauta dotyczą przede wszystkim właśnie drwin z polityków jako domniemanych ucieleśnień władzy. Interesujące jest również, że Finkielkraut nazywa tę formę śmiechu barbarzyńską, nawiązując do renesansowego przekonania – podzielanego między innymi przez Kartezjusza i Hobbesa – uznającego śmiech za wyraz nienawiści i pogardy. Moje poglądy nie są więc w swej istocie sprzeczne z poglądami profesora Finkielkrauta, aczkolwiek nie zgadzam się z sugerowaną przez niego tezą, uznającą tę barbarzyńskość za wytwór charakterystyczny dla naszej demokracji.
Nadal obstaję przy twierdzeniu, że zwykli obywatele, a przynajmniej obywatele zachodnioeuropejskich demokracji, cieszą się obecnie bardziej ograniczoną niż w przeszłości swobodą pogardliwego wyśmiewania się nawzajem. Być może jest to jedynie wynik przyjęcia lokalnej perspektywy. Nie chciałbym popaść w patriotyczne tony, jednak wielu moich przyjaciół wywodzących się z Europy kontynentalnej jest przekonanych, że Anglicy są wyjątkowo dobrzy w śmianiu się nie tyle z innych, ale przede wszystkim z samych siebie.
Przeł. Łukasz Pawłowski
* Quentin Skinner, profesor nauk społecznych na Queen Mary University w Londynie.