Jan Śpiewak

Pełzająca gentryfikacja

Praga, a właściwie Praga Północ, bo o niej będzie mowa, zmienia się. Każdy, kto pamięta tę dzielnicę z roku 2000, bez problemu dostrzeże różnicę. Bywalec praskich knajp wymieni bez wahania fakt powstania zagłębia klubowego na ul. 11 Listopada oraz ulicy barów na Ząbkowskiej. Odbiorca kultury wyższej dorzuci do listy Fabrykę Trzciny, Teatr Academia czy skupisko galerii i designerskich sklepów w dawnej fabryce wódek Koneser. Dawna dzielnica robotników i kolejarzy coraz bardziej pokazuje wielkomiejski sznyt.

Te zmiany przypominają inwazję przybyszów z dalekiego kraju. Zakładają oni swoje osady i wprowadzają swoje dziwne zwyczaje – jak picie kawy za 10 złotych. Ubierają się w inny sposób i zdaje się, że w ogóle mówią w innym języku. Wchodzą w interakcje z „tubylcami” tylko wtedy, kiedy trzeba dokonać podstawowych transakcji: kupić chleb i mąkę. Czerpią radość z odkrywania lokalnej kultury, która wyzwala u nich emocje prawdziwego pioniera. Widok praskiej kapliczki wywołuje u nich takie emocje, jak u Howarda Cartera moment odkrycia grobu Tutenchamona. Sami autochtoni też się cieszą, bo w końcu ich odkryto, stali się obiektem czyjegoś zainteresowania.

Ta oczywiście przerysowana wizja zachodzących na Pradze Północ zmian przypomina zjawisko gentryfikacji, które można od dawna obserwować w miastach Zachodu: od Sydney przez San Francisco do Nowego Jorku, Londynu i Berlina. Wiąże się ono z powstaniem nowej klasy średniej, która bardziej niż spokojne życie na przedmieściach ceni sobie miejskość, a od standaryzacji woli (cokolwiek by miało to oznaczać) oryginalność i autentyczność. Członkowie tej klasy różnią się od tradycyjnej klasy średniej tym, że posiadają wysoki kapitał kulturowy i raczej ograniczony kapitał finansowy. Poszukują miejsc, w których czynsz jest niski, a przestrzenie ciekawe. Mają dość umiejętności i wyobraźni, by zamieniać stare budynki fabryczne w studia fotograficzne, a poddasze sypiącej się kamiennicy w piękne nasłonecznione mieszkanie. Ich obecność powoli widać na Pradze, jednak w mieście takim jak Warszawa ta grupa jest ciągle zbyt mała, by wpłynąć na gusta większości.

I można powiedzieć na szczęście dla „tubylców”. Procesy zapoczątkowane przez ludzi wolnych zawodów na Kreuzbergu czy Williamsburgu kończyły się dla rdzennych mieszkańców zawsze tak samo. Przeprowadzką. Byli oni wypierani do gorszych dzielnic, dalej od centrum. W Warszawie nie będziemy mieli szybko powtórki tej sytuacji. Jest ku temu kilka powodów, a najważniejszym wydaje się społeczny odbiór Pragi i faktu mieszkania w starych murach. Warszawska klasa średnia chce mieszkać w nowym budownictwie i tam, gdzie jej zdaniem jest bezpiecznie, czyli na grodzonych osiedlach. Ponadto liczba komunalnych mieszkań jest na Pradze najwyższa w mieście – sięga 70 procent. To ma wpływ na małą płynność rynku i dość wysoki poziom cen. Praga Północ jest tańsza niż Śródmieście czy Mokotów, ale już porównywalna z Wolą czy Pragą Południe. Biorąc pod uwagę często fatalny stan mieszkań, które wymagają generalnego remontu, coraz trudniej tam trafić na prawdziwe okazje.

Nie zmienia to faktu, że razem z kolejnym boomem na rynku nieruchomości puste działki na Pradze Północ zamienią się w place budowy. Metro, inwestycje związane z budową Stadionu Narodowego, naturalne poszerzanie się sfery centrum oraz zmiany preferencji konsumentów sprawią, że Praga Północ będzie stawać się coraz lepszym adresem. To w końcu jedne z niewielu miejsc w Warszawie, w których można poczuć się w mieście.

„Kultura Liberalna” nr 91 (41/2010) z 5 października 2010 r.