Joanna Kusiak
Fernsehturm w Berlinie: brutalny erotyzm lewitującego satelity
Krajobraz to tête-à-tête miasta z niebem
Walter Benjamin
Kiedyś zwykło się w Warszawie mówić, że budowa Pałacu Kultury była symbolicznym gwałtem dokonanym na mieście. O Pałacu – tak jak o Fernsehturm w Berlinie – mówiło się „penis”. Penis Stalina albo penis Ulbrichta, erygowane w miastach, które na nie nie czekały. Tak jak trudno jednak pomyśleć dzisiejszą Warszawę bez Pałacu Kultury, tak dzisiejszy Berlin nie istniałby bez Wieży. Znany kształt na horyzoncie jest symbolem, metonimią całego miasta. Zurbanizowany firmament: niebo nad Berlinem okazuje się być bardziej berlińskie niż którakolwiek z ulic.
Wieża powstawała w okresie fascynacji podróżami kosmicznymi i zimnowojennej konkurencji astronautów (lub, jak podkreśla bohater filmu „Goodbye Lenin” – kosmonautów). Jej kształt miał nawiązywać do statku kosmicznego lub satelity. Gazeta „Neues Deutschland” po oficjalnym odsłonięciu wieży, pisała: „Na 250 metrach wysokości kula unosi się jasno w powietrzu, a pomysłowi mieszkańcy stolicy mogą swój nowy symbol nazywać »Sputnikiem nad Szprewą« – albo innym czułym imieniem”. Według architektów wieży budowla miała wizualnie przezwyciężać siły ciążenia; kula powinna unosić się w powietrzu jakby bezwładnie. Wnętrza dolnego pawilonu również nawiązują stylem do stacji kosmicznych. Zamiast zwykłego oświetlenia przez korytarz prowadzą wąskie świetlne pasy w ścianach, windy mieszczą się w okrągłych szybach i do dziś są najszybsze w Europie. Srebrna kula u szczytu pierwotnie miała być zatem czerwona („błyszcząca, socjalistyczna czerwień”), w innej wersji pozłacana prawdziwym złotem. Na oba rozwiązania nie zgodził się architekt Gerhard Kosel (który nie był skądinąd jedynym projektantem wieży i do dziś trwają spory o to, kto naprawdę jest jej projektantem).
W liberalno-lewicowym Berlinie po przełomie nikt nawet przez chwilę nie myślał poważnie o burzeniu wieży. Fernsehturm jeszcze jest kochana przez berlińczyków miłością pozaideologiczną. Jednak zarówno dawne metafory opozycjonistów (wieża jako gwałt), jak i kosmiczne fantazmaty zimnowojennej władzy doskonale łączą się w charakterze dzisiejszego Berlina, którego atmosfera utrzymuje napięcie między ostrym, nieco nawet brutalnym erotyzmem a lekkim bezwładem lewitującego satelity. Berlin jest bowiem miastem nonszalanckim i zrelaksowanym, a zarazem nadpobudliwym i pełnym brawury: zagarnia i dziurawi niebo, zamiast patrzeć mu łagodnie w oczy.
* Joanna Kusiak, doktorantka Instytutu Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 95 (45/2010) z 2 listopada 2010 r.