Tadeusz Ciecierski
Odpowiedź Krzysztofowi Iszkowskiemu
Krzysztof Iszkowski broni w swojej polemice następującej tezy: funkcjonujące w sferze publicznej (oraz jej dotyczące) myślenie pakietowe jest pośrednim wynikiem konieczności zawierania kompromisów. Formułując to twierdzenie, Iszkowski zakłada negocjacyjną wizję demokracji – wyobraża sobie, że społeczeństwo demokratyczne dzieli się na grupy, które mają odmienne interesy, a partie polityczne muszą – aby „konstruować programy zgodne z poglądami jak największej grupy swoich stronników” – godzić ze sobą te interesy i bronić programów, w których (na przykład) poparcie dla religii w szkołach łączy się z określoną opinią na temat konieczności zaostrzenia kodeksu karnego. Jest to dość prawdopodobne wyjaśnienie powstałej sytuacji, a pytanie, czy jest ono dobre, ma charakter empiryczny i jako takie wykracza poza ramy teoretyczne mojego tekstu. Inne – i niezależne – pytanie, które się tu pojawia, brzmi jednak: czy wystarcza to w uzasadnieniu, że myślenie pakietowe jest ze swojej natury słuszne/korzystne/dobre/perspektywiczne itp. (Czytelnik może wybrać tu swoje ulubione określenie normatywne).
Odpowiedź na to pytanie nie zależy już oczywiście w ogóle od „kompromisowego” modelu demokracji, który pasuje do każdej możliwej kombinacji poglądów i interesów grupowych, ale raczej od tego, jakie poglądy oraz będące tych poglądów skutkami wybory są przedmiotami myślenia pakietowego. Krótko mówiąc: od treści tych poglądów. Jeden z problemów, który starałem się wskazać w tekście, można sformułować w następujący sposób: myślenie pakietowe, jak każde postępowanie nawykowe, sprzyja zastępowaniu w myśleniu związków treściowych między poglądami i ideami przez związki pozorne – umotywowane jedynie nawykowo. Jeśli pozwolimy, aby one właśnie były podstawą debaty publicznej, nie będzie to już w żadnej mierze (oraz w największym nawet przybliżeniu) debata racjonalna, której idea regulatywna jest jednym – choć oczywiście nie jedynym – z filarów liberalnej demokracji. Niestety, Szacowny Polemista w swojej polemice w ogóle nie zauważył tego twierdzenia oraz stojącego za nim pytania – zamiast tego zajął się natomiast uzasadnianiem mniej interesującego poglądu, że filozofowie nie powinni wypowiadać się na tematy polityczne.
„Kultura Liberalna” nr 106 (3/2011) z 18 stycznia 2011 r.