W głębokim lesie, hen w dorzeczu Niemna, dobrze słychać stąpanie kotów po zmrożonym śniegu i miarowy stukot sikorek dziobiących tłusty kawałek podgardla. Czasem dołączają do nich tłuste sójki, kotom wtóruje zaś zaprzyjaźniony klan siwowłosych wiewiórek. Zdziwione uszy warszawiaka zaczynają słuchać do wewnątrz. Pod skórą niesie on skumulowany hałas i zgiełk wielu miesięcy, który – nie dając spokoju – powoli układa się w głowie we wspomnienie wspaniałego nagrania „Requiem für einen jungen Dichter” Bernda Aloisa Zimmermanna (Cybele 2008). Po powrocie do miasta okazuje się, że mroczny świat dźwiękowego chaosu Zimmermanna cechuje ład i porządek, którego próżno szukać na warszawskim bruku.

W pogoni za wspomnieniem leśnej głuszy wędruję do warszawskiego ZOO. Foki najwyraźniej weszły w okres godowy: samce pokazują bowiem to i owo, pracowicie odsuwając swe foczyce od krawędzi przerębla. One zawodzą zaś głosem przypominającym senny krzyk osła, któremu przyśniło się, że gniewny Posejdon zmienił go w delfina. Nagle z zasłuchania wyrywa mnie niespodziewana myśl: Sacrebleu, jak ja dawno nie byłem w operze!