W sposób niedający się racjonalnie wytłumaczyć ich dźwięki, błąkające się na obrzeżach muzycznej wyobraźni, objawiły się w mojej głowie pod postacią rozmytego obrazu gastroskopii.

Starając się uwolnić od widma medycznych demonów, nie bez zaskoczenia przeczytałem słowa Lachenmanna na łamach dziennika „El Pais”, który poinformował właśnie o przyznaniu mu hiszpańskiej nagrody Fronteras de Conocimiento (Granice Poznania) w wysokości 400 tys. euro. Niemiecki twórca objaśnia w swej wypowiedzi, że „muzyka nie może być przedmiotem konsumpcji w sensie gastronomicznym […], konieczna jest obecność logosu i elementu naukowego”.

W 2008 roku Lachenmann otrzymał Złotego Lwa na Biennale w Wenecji za to, iż „dopomógł materii dźwiękowej zyskać nowe dziewictwo (une nouvelle virginité)”. Idąc tym tropem, należałoby się zastanowić, czy w uchu słuchacza jego muzyki nie budzi się przypadkiem postindustrialny bon sauvage, od którego paradoksalnie oczekuje się zarówno namysłu nad muzyką, jak i odruchu nazywanego przez Anglosasów „gut reaction”.

Mając za sobą zarówno jedno jak i drugie, mogę polecić Państwu znakomitą płytę Stadler Quartett. Co ważne, po album ten bez obaw mogą sięgnąć nie tylko wielbiciele muzyki współczesnej. Słuchając uważnie niezwykłych – nowodziewiczych – brzmień wydobywanych ze skrzypiec, altówki i wiolonczeli, łatwiej znaleźć drogę do przesterów Hendricksa i abstrakcyjnych plam z „Białego Albumu” Beatlesów niż do tradycyjnie rozumianych smyczków. Ten album to, moim zdaniem, lektura obowiązkowa.

Płyta:

Helmut Lachenmann „String Quartets”

Stadler Quartett

NEOS 2010