Robert Tomaszewski
Quo vadis Europo?
Najpoważniejszy od lat 30. kryzys ekonomiczny, dynamiczny rozwój azjatyckich potęg, rewolucje w świecie arabskim – to tylko niektóre z wyzwań, przed którymi stoi obecnie projekt zjednoczonej Europy. W eseju „Wiek niepewności” („Gazeta Świąteczna”, 19-20 lutego 2011 r. Aleksander Smolar gorzko zauważa, że „(…) Europa do niedawna stawiana jako wzór ułożenia cywilizowanych stosunków między wrogimi niegdyś narodami, jest dzisiaj często opisywana jako świat przeszłości, demograficznie ginący, kolonizowany przez licznych imigrantów, kontynent emerytów i ludzi myślących o spokoju, niezdolnych do zmian i wielkich ambicji”. Czy ta surowa ocena jest słuszna? Na to pytanie podczas poniedziałkowej debaty na Uniwersytecie Warszawskim, zorganizowanej przez Europejską Radę Spraw Zagranicznych (ERSZ) i Fundację Batorego, starali się odpowiedzieć prezydent Finlandii Martti Ahtisaari, Radosław Sikorski, Timothy Garton Ash, Ivan Krastev oraz Mark Leonard.
Nikt spośród dyskutantów nie miał wątpliwości, że Europa powinna jak najszybciej ocknąć się z letargu, w którym się znajduje. Zajmując się wyłącznie sobą, Europejczycy zapominają, jaką rolę powinni odgrywać w świecie. Liczą się nie tylko względy historyczne, ale i rzeczywisty potencjał ekonomiczny i militarny Europy, którego nie potrafi ona wykorzystać. Timothy Garton Ash uznał, że w czasach w których punkt ciężkości ładu międzynarodowego przesuwa się do Azji, Unia powinna być imperium mówiącym jednym głosem w jak największej liczbie spraw. Jeśli nie wypracuje wspólnej polityki, Waszyngton, Pekin czy Moskwa nie będą się liczyć z żadnym stanowiskiem pochodzącym z krajów członkowskich. Autor „Polskiej Rewolucji” piętnuje ograniczanie politycznej aktywności krajów członkowskich jedynie do najbliższego sąsiedztwa. Na przykład Polska nie powinna wyłącznie zajmować się Ukrainą i Białorusią, a Hiszpania skupiać swojej politycznej uwagi tylko na stosunkach z Marokiem. Kwestie związane ze światem zewnętrznym powinny być uznawane przez wszystkich członków.
Z kolei Radosław Sikorski, cytując Gideona Rachmana, stwierdził, że choć „Europa jest superpotęgą w dziedzinie stylu życia (…), może pozostać lądem pięknych miast, najlepszego jedzenia i wina”, nie może… przechodzić na emeryturę. Wobec starzenia się społeczeństw starego kontynentu, priorytetem dla Unii powinno być utrzymanie podmiotowości politycznej i poziomu życia. Zmiany w długoterminowej perspektywie są konieczne. Dotyczy to całego Zachodu. Dla Stanów Zjednoczonych zbyt rozdęty budżet wojskowy jest takim samym zagrożeniem, jak koncentracja Unii Europejskiej na wydatkach socjalnych. Sikorski podkreślił, że istotne jest zachowanie równowagi pomiędzy polityką społeczną, modernizacją i europejską solidarnością. Co równie ważne, Unia powinna dalej integrować się na płaszczyźnie obronnej i militarnej. Dwie strategie obronne – w ramach UE i NATO – są zawsze lepsze niż jedna.
Ivan Krastev zwrócił uwagę, że pojęcie globalizacji straciło dla Europejczyków pozytywny wydźwięk. Dotychczas kojarzyło się z ekspansją gospodarczą, promowaniem zachodnich wartości i stylu życia, zaś obecnie mamy do czynienia z kryzysem wyobrażenia, czym powinna być wspólna Europa. Pozytywny aspekt integrującego się, wielokulturowego kontynentu, został zastąpiony narastającym strachem wobec imigrantów, mniejszości etnicznych czy po prostu „innych”. Sen Europy o demokratycznej wspólnocie politycznej, przerwał demograficzny koszmar. Trwa odchodzenie od polityki „multikulti” w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, nieprzypadkowe jest kontrowersyjne traktowanie mniejszości romskiej w republikańskiej Francji czy patrzenie na wydarzenia zachodzące w Libii wyłącznie przez pryzmat fali niechcianych uchodźców. „Czy mamy ich wszystkich wystrzelać na granicy Unii Europejskiej?” – pytał Krastev prowokacyjnie.
Aleksander Smolar napisał niedawno, że obecny kryzys może przyspieszyć nadejście przyszłości, której niewyraźne zarysy możemy dostrzegać już dziś. Europa na nowo będzie musiała odnaleźć w niej własne miejsce. Rozmowa podczas ubiegłotygodniowej debaty w Audytorium Maximum z pewnością była częścią owych poszukiwań. Z pewnością nie czeka nas nudny koniec historii – ale to, jak będzie wyglądać nasza przyszłość, zależy również od działania politycznego. Warto, by europejscy politycy mieli świadomość, iż podczas gdy w naszej części świata mamy komfort prowadzenia sporów w uniwersyteckim audytorium, kilkaset kilometrów dalej mieszkańcy Libii uczestniczą w krwawych walkach o to, by mieć prawo udzielenia odpowiedzi na podobne pytanie. Brak działania dziś jest działaniem przeciwko przyszłym pokoleniom, bo zaowocuje powolnym osuwaniem się Starego Kontynentu w kierunku światowych peryferii. A wtedy historia znowu może sobie o nas przypomnieć.
* Robert Tomaszewski, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 112 (9/2011) z 1 marca 2011 r.