Tadeusz Ciecierski
Jak nie myśleć o niesprawiedliwości (także społecznej) [KOMENTARZ DO TEMATU TYGODNIA]
Pisząc współcześnie cokolwiek o różnych pojęciach sprawiedliwości, nie sposób nie czuć ciężaru ogromnej intelektualnej tradycji, która kształtowała ich rozumienie w myśli Zachodu. Różne rozumienia tego pojęcia były przedmiotem analiz prawie wszystkich najwybitniejszych myślicieli, poczynając od Platona i Arystotelesa, a kończąc na Rawlsie. Trudno w takiej sytuacji oczekiwać, że współcześnie powie się o pojęciach tych coś nowego i ciekawego. Mając świadomość ryzyka, z jakim związana jest każda taka próba, chciałbym jednak podzielić się pewnym spostrzeżeniem dotyczącym nie tyle samego pojęcia sprawiedliwości (w jakiejkolwiek z jego odmian), co raczej ryzyka związanego ściśle z jego wykorzystywaniem w języku debaty publicznej.
Czymkolwiek nie byłaby sprawiedliwość społeczna, związana ona być musi ściśle z rozdziałem przywilejów, uprawnień, dóbr lub kar w obrębie pewnej zbiorowości, którą nazywamy społeczeństwem (dalej będę pisał krótko o „dobrach” i ich podziale, pamiętając przy tym, że podział dotyczyć może także i sankcji). Gdy mówimy o sprawiedliwości społecznej, założyć musimy zatem zarówno istnienie grupy ludzi, między których dzielone są dobra, jak i istnienie grupy lub grup, które dokonują tego podziału. Te ostatnie, stanowiąc prawo i podejmując konkretne decyzje w konkretnych sprawach, odwołują się zazwyczaj do pewnych lepiej lub gorzej określonych kryteriów lub zasad sprawiedliwego podziału, prawie zawsze zatem zakładają pewien system wartości, który uzasadnia zasadę sprawiedliwego podziału dóbr.
Pomimo licznych prób nikomu nigdy nie udało się sformułować ogólnie akceptowalnego systemu zasad i kryteriów umożliwiających jednoznaczną ocenę każdej sytuacji, w której taki podział dóbr jest dokonywany. A jednak wydaje się, że istnieje pewne minimalne i czysto negatywne kryterium sprawiedliwości, które musi być założone przez każdą koncepcję, która nie uznaje pojęcia sprawiedliwości za bezużyteczną fikcję. Najwybitniejszy polski filozof XX wieku, Kazimierz Ajdukiewicz, w bardzo dobrym (i niestety rzadko współcześnie czytanym) tekście na temat pojęcia sprawiedliwości* formułuje tę zasadę w postaci pojemnego hasła: „Żadne wyjątkowe uprawnienia nie przysługują nikomu za to, co otrzymał w darze od losu, a do czego sam się nie przyczynił”. Hasło to wskazuje jako źródło niesprawiedliwości wszystkie oczywiste wypadki, w których przywilej lub dobro (a także i sankcja) przysługuje komuś ze względu na czynniki takie jak miejsce urodzenia, kolor skóry, płeć, orientacja seksualna itp. Kryterium to jest minimalne i czysto negatywne, ponieważ wskazuje tylko na jedno z możliwych źródeł niesprawiedliwości, nie mówi także absolutnie nic o tym, kiedy mamy do czynienia ze sprawiedliwym rozdziałem dóbr. Bardzo ważna jest zwłaszcza ta ostatnia sprawa, bo w żadnym razie nie wolno nam twierdzić, że to, co nie narusza tej minimalnej zasady sprawiedliwości, jest automatycznie sprawiedliwe.
Ryzyko błędnej oceny konkretnej sytuacji podziału dóbr pojawia się zazwyczaj, gdy wykraczamy poza to minimalne pojęcie (nie)sprawiedliwości i staramy się pojęcie to stosować do wypadków, które nie naruszają minimalnego kryterium, o którym tu mowa. Na takie rozszerzone próby zastosowania tego pojęcia można patrzeć w sposób dwojaki: dychotomiczny lub porównawczy. Następujący prosty przykład niech objaśni tę różnicę. W systemach opieki zdrowotnej podobnych do systemu polskiego zdarza się często, że możliwe jest sfinansowanie pomocy zdrowotnej ograniczonej liczbie osób cierpiących na jakąś rzadką chorobę lub choroby. Powołuje się zatem odpowiednie gremia, które decydują w konkretnych wypadkach, czy wsparcie zostanie udzielone. Gremia te mogą uznawać, że pewne cechy indywidualne sprawiają, że ktoś bardziej zasługuje na pomoc. Na przykład mogą uznawać, że należy preferować osoby młodsze względem starszych lub dzieci względem osób dorosłych. Przy założeniu tego kryterium każdy rozdział dóbr naruszający rządzącą nim zasadę będzie musiał być uznany za niesprawiedliwy (kryterium to ma ponownie charakter czysto negatywny – nie mówi nam wiele o tym, kiedy rozdział jest sprawiedliwy).
Zarazem można pomyśleć sobie wiele innych kryteriów, które doprowadzą do odmiennego podziału dóbr (np. kryterium odwołujące się do ogólnych szans na wyleczenie). Podział niesprawiedliwy z ich punktu widzenia może nie być oczywiście podziałem niesprawiedliwym z punktu widzenia innego kryterium. W konkretnych wypadkach nie dysponujemy przy tym często absolutnie żadną ogólną i pewną racją, która pozwoliłoby nam na dokonanie wyboru między odmiennymi kryteriami, wedle których rozdzielić można określone dobro lub przywilej. W sytuacjach takich jesteśmy skazani na mniej lub bardziej arbitralne lub subiektywnie uwarunkowane rozstrzyganie między alternatywnymi kryteriami. Dychotomiczny sposób rozumienia sprawiedliwości domaga się, aby uznać jeden z takich wyborów za nienaruszający ogólnego poczucia sprawiedliwości, a wszystkie inne, które są z nim niezgodne, za naruszające to poczucie. Krótko rzecz ujmując: uznaje on jedno z kryteriów podziału dóbr za optymalne.
Porównawczy sposób rozumienia kryteriów sprawiedliwego podziału dóbr rezygnuje z takich absolutystycznych tendencji. Zamiast tego proponuje, aby pytanie o niesprawiedliwy/sprawiedliwy charakter pewnego podziału zastąpić pytaniem o mniej lub bardziej niesprawiedliwy/sprawiedliwy charakter pewnego podziału dóbr względem pewnej grupy innych alternatywnych podziałów dóbr. Nie zakłada przy tym w żadnym razie, że wynik takiej oceny doprowadzi nas do wyboru jedynego najlepszego podziału. W naszym uproszczonym przykładzie, w którym alternatywnymi kryteriami są dorosłość/niedorosłość oraz szanse na wyleczenie, podejście porównawcze pozwala na zadanie niezwykle ważnego pytania: jak ma się konkretny podział dobra dokonany ze względu na pierwsze kryterium do konkretnego podziału dobra dokonanego ze względu na kryterium drugie. Rozważenie tego porównawczego pytania może pozwolić nam na określenie na przykład, jaki procent klasy wybranej ze względu na jedno kryterium jest reprezentowany w obrębie klasy wybranej przez kryterium drugie (lub, jeśli uznamy to za lepszy wskaźnik – jak mają się do siebie liczby osób z jednej klasy reprezentowanych w ramach drugiego kryterium). Może pozwolić nam zatem na względnie obiektywne określenie mniej niesprawiedliwego podziału spośród kilku alternatywnych.
Porównawcze myślenie o podziale dóbr nie jest oczywiście rozwiązaniem idealnym. Nadal mogą na jego gruncie powstawać nierozstrzygalne dylematy. Wydaje się jednak, że pozwala ono w pewnym ograniczonym stopniu zredukować arbitralność, która nieodłącznie towarzyszy dychotomicznemu myśleniu o (nie)sprawiedliwości. W niedoskonałym świecie, w którym żyjemy i zawsze żyć będziemy, naiwnością byłoby jednak oczekiwać, że osiągalne jest dla nas rozwiązanie najlepsze. Zazwyczaj można co najwyżej wybierać lepsze rozwiązania spośród rozwiązań nieoptymalnych. Negatywny morał, który płynie z tych rozważań, jest bardzo skromny: powinniśmy być sceptyczni wobec każdego użycia pojęcia (nie)sprawiedliwości społecznej, które nie ma charakteru porównawczego i wykracza poza minimalne rozumienie tego pojęcia.
* Kazimierz Ajdukiewicz „O sprawiedliwości” [w:] Kazimierz Ajdukiewicz, Język i poznanie, tom 1, PWN (różne wydania).
** Tadeusz Ciecierski, doktor filozofii, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 117 (14/2011) z 5 kwietnia 2011 r.