Katarzyna Sarek

Nieznani-znani chińscy pisarze

Wśród trzynastu autorów nominowanych do tegorocznej nagrody Man Booker International Prize (przyznawanej od 2005 r.) po raz pierwszy znalazło się dwoje chińskich pisarzy – Wang Anyi i Su Tong. Nominację dostaje się za całokształt wydanej w języku angielskim twórczości, w wypadku obojga twórców to po kilkanaście przekładów powieści i opowiadań. Powieść „Three sisters” autorstwa Bi Feiyu otrzymała w marcu tego roku nagrodę Man Asian Literary Prize – najbardziej znaczącą nagrodę literacką w Azji. Co więcej, w organizowanym od czterech lat konkursie, pierwsze miejsce już po raz trzeci przypadło pisarzowi z Państwa Środka. Przed nim laur zdobyli Jiang Rong za „Wolf totem” w 2007 r., dwa lata później Su Tong za książkę „Boat to redemption”. Poeta Duo Duo w 2010 r. został wyróżniony przyznawaną co dwa lata niezwykle prestiżową Neustadt Prize, drugą po Noblu literacką nagrodą świata. Powieść Yu Hua „Bracia” stała się międzynarodowym bestsellerem i sensacją literacko-obyczajową.

Czy którekolwiek z tych nazwisk brzmi znajomo dla polskiego czytelnika, nawet zainteresowanego literaturą Chin? Obawiam się, że jedynie wąska grupa czytająca książki w języku angielskim kojarzy je z literaturą, bowiem żaden z tych autorów nie został wydany w Polsce (oprócz Su Tonga, który zapewne zawdzięcza popularność filmowi „Zawieście czerwone latarnie”, nakręconemu na podstawie jego opowiadania „Żony i konkubiny”). Podczas gdy w księgarniach w Grecji, Serbii czy nawet 2,5-milionowej Słowenii można kupić przekład „Totemu wilka”, jednej z ważniejszych chińskich książek ostatnich lat, w Polsce –cicho, głucho. Zapewne dopiero gdy zbliży się premiera filmu w reżyserii Annaud (zapowiadającego się jako kinowy hit), ktoś w pośpiechu zleci tłumaczenie.

W naszym kraju nie czytuje się autorów chińskich z prostego powodu – bo nie są wydawani. Pojedyncze pozycje są tłumaczone z przekładów angielskich albo francuskich, np. Su Tong czy Eileen Chang. Ten sam los spotkał noblistę z 2000 r. Gao Xinjiana, którego „Głos góry” dotarł do polskiego czytelnika jako przekład przekładu. Jedynie dwie powieści Mo Yan i świetny „Słownik Maqiao” Han Shaogonga spolszczono na podstawie wersji oryginalnej.

Niedawno w czołowym polskim dzienniku ukazało się zestawienie „książek, dzięki którym poznasz Chiny”. Oprócz kilku wartościowych i interesujących pozycji, jak np. wspomniany „Słownik Maqiao” czy „Lekcje chińskiego” Pomfreta, lista nie powala na kolana. Nie dość, że krótka, to na dodatek prezentowane książki w większości nie pochodzą z najwyższej półki. Nie ukręcisz bicza z piasku, nie nalejesz z pustego w próżne. Polscy wydawcy niby zauważyli, że chińscy pisarze zaczynają być znani i popularni wśród czytelników z Europy i Ameryki, ale nie bardzo wiedzą, co z tym zrobić. Strategie są różne. Starsze wydawnictwa odkurzają i wznawiają chińskich klasyków wydawanych w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, kiedy między PRL a ChRL kwitła i owocowała książkami bratnia przyjaźń (inicjatywa pożyteczna, bo wskrzeszająca niedostępne od dekad tytuły). Inni wydają powieści współczesne, przy wyborze których kierowano się chyba jedynie ilością wylanego na ich kartach alkoholu i stosunków odbytych przez bohaterki. Kilku wydaje chińskich pisarzy przebywających na emigracji i piszących po angielsku. Domyślam się, że tłumaczenie ich książek jest wygodniejsze i szybsze, ale czy na pewno o to chodzi, żeby Chiny poznawać jedynie oczami osób, które od lat tam nie mieszkają? Równie ważne są głosy twórców obserwujących na co dzień swój pulsujący od zmian kraj. Nieliczne dostępne pozycje z egzotycznymi nazwiskami na okładkach w żaden sposób nie odzwierciedlają bogactwa i różnorodności chińskiej literatury współczesnej. Paru klasyków, kilka romansów czy skandalizujących powieści – z tego czerpiemy wiedzę o Chinach. Per analogiam, co mógłby pomyśleć o Polsce Chińczyk, któremu do ręki damy jedynie przekład np. „Trenów”, „Domu nad rozlewiskiem” i „Lubiewa”? Przez kiepski dobór książek i autorów – np. Pearl Buck, twórczyni łzawych powieści – w oczach wielu ludzi Chiny to wciąż zacofana kraina rowerzystów w bambusowych kapeluszach pracujących za mityczną miskę ryżu. Ten kraj, który widzimy w jej powieściach obyczajowych, osadzonych w latach przedwojennych czy czasach Mao, już dawno nie istnieje, a wydawani u nas współcześni autorzy pokazują jedynie drobne wycinki wielkomiejskiej rzeczywistości.

Czy ktoś słyszał o Jiang Rong, Wang Anyi, Su Tong, Bi Feiyu, Chi Li, Yan Lianke, Chi Zijian, Wang Xiaobo, Can Xue, Bei Dao, Duo Duo czy chociażby Yu Hua – chyba najchętniej tłumaczonym chińskim pisarzu? Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego w Polsce nie wydaje się najlepszych i najsławniejszych autorów Państwa Środka? Dlaczego polski czytelnik nie dostaje szansy poznania crème de la crème chińskiej literatury, tylko serwuje mu się głównie dania z podrzędnej jadłodajni, co gorsza często już przeżute przez dwa przekłady?

* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumacz, publicysta, współprowadzi bloga www.skosnymokiem.wordpress.com

„Kultura Liberalna” nr 119 (16/2011) z 19 kwietnia 2011 r.