Alexandra Laignel-Lavastine
Tony Judt. Intelektualiści pod lupą*
Tony Judt – błyskotliwy, wysportowany i towarzyski pięćdziesięciokilkulatek – jest przede wszystkim jednym z wybitnych intelektualistów nowojorskich. Trzy cechy szczególne sprawiają jednak, że zajmuje on miejsce zupełnie osobne na scenie amerykańskiej. Po pierwsze jest cenionym historykiem brytyjskim, obecnym na tej scenie od blisko dwudziestu lat. Po drugie, znany jest również we Francji, gdzie głośnym echem odbiła się jego książka z roku 1992, zatytułowana „Un Passé imparfait” i poświęcona ideologicznym meandrom tak znamienitych postaci jak Sartre, Mounier czy Merleau-Ponty. Po trzecie, w chwili, gdy w obliczu ofensywy neokonserwatystów zbliżonych do Pentagonu obóz „liberalny” (lewicowy) jest bardziej podzielony niż kiedykolwiek dotąd, Tony Judt jest jednym z nielicznych, którzy łączą swój sprzeciw wobec polityki wewnętrznej George’a W. Busha z niemniej surową oceną interwencji w Iraku. Ów badacz dziejów Europy, wczoraj jeszcze popierający interwencję w Bośni i Kosowie, autor wielu prac o dysydentach w Europie Wschodniej w latach 70. i 80., precyzuje swe stanowisko na łamach prestiżowego „New York Review of Books”, gdzie regularnie publikuje. Pisze wprost: „Nie trzeba być intelektualistą francuskim, by zauważyć, że prężąca muskuły Ameryka we wrogim otoczeniu międzynarodowym nie jest bynajmniej silniejsza, lecz przeciwnie – jest słabsza niż kiedykolwiek!”.
To, iż Tony Judt potrafi ogarnąć spojrzeniem zarówno Europę, jak i Stany Zjednoczone, czyni zeń jednego z najbardziej wnikliwych obserwatorów relacji transatlantyckich. Problemem tym zajmuje się zresztą od dawna. Troska o stan tych stosunków przyświeca początkom fundacji, jaką tworzy na New York University w roku 1995 pod szyldem Remarque Institute. Celem było „minimalizowanie obszarów wzajemnego niezrozumienia” w dyskusji pomiędzy intelektualistami starego i nowego świata. Już osiem lat temu Tony Judt oceniał, iż dyskusja przechodzi „zasadniczy kryzys”. Okna ośrodka wychodzą na Washington Square – samo serce Greenwich Village, o dwa kroki od licznych barów Soho. Wśród luksusowych, choć funkcjonalnych lokali wyróżnia się – niczym kwintesencja Europy – biuro szefa: w dwóch pokojach sterty książek i gazet z całego świata. Patrząc, jak Tony Judt parzy kolejną kawę espresso i opowiada o swej intelektualnej drodze, dostrzegamy szybko, jak bardzo łatka, którą chętnie przypina mu się we Francji (powiązania z Raymondem Aronem, czyli prawicą, co tak „bawi” Tony’ego), różni się od tej amerykańskiej, wyraźnie przecież lewicowej.
Zaiste, droga intelektualna Tony’ego Judta, wymyka się pospiesznym klasyfikacjom. Rodzice pochodzili z Europy Wschodniej. Byli sympatykami Bundu i podziwiali Léona Bluma. Wychowany w Anglii rządzonej przez labourzystów Tony Judt w wieku lat dwudziestu zostaje – jak podkreśla – „zapalonym syjonistą o tendencjach marksistowskich”. Podczas wojny sześciodniowej (1967) wyjeżdża nawet do Izraela, gdzie pracuje jako kierowca ciężarówki. Szybko rozczarowuje się do syjonizmu. Rozpoczyna studia w King’s College w Cambridge, a potem w École Normale Supérieur w Paryżu, gdzie „dzieli i rządzi” wówczas Althusser. „Nie czułem, by te nauki coś mi dawały i szczerze mówiąc większość czasu spędzałem na organizowaniu międzyuczelnianych meczów rugby”. Stara się mimo to łączyć zainteresowania polityczne z zajęciami uniwersyteckimi. Pracę dyplomową pisze na temat francuskiej partii socjalistycznej w latach dwudziestych. Młodego historyka szybko dostrzega Annie Kriegel, która w roku 1976 docenia w nim „precyzję i zwięzłość, jaką daje znajomość źródeł”, „nieco nerwową elegancję języka” i zdrową obojętność wobec „pseudometodologicznych zawiłości”. Gdy ukazuje się jego trzecia książka pod tytułem „Le Marxisme et la gauche française de 1830 à 1981” (Hachette), tym razem z przedmową samego François Fureta – gwiazda Judta bije już pełnym blaskiem: pojawiają się posady w Cambridge, później w Berkeley, ponownie w Oxfordzie i wreszcie w roku 1987 – w Nowym Jorku.
Dziś Tony Judt niezmiernie surowo ocenia awanturnicze poczynania administracji Busha, zarzucając mu w pierwszym rzędzie „zerwanie więzi z najbliższymi sojusznikami we wspólnocie międzynarodowej”. Judt bez wahania nazywa te posunięcia „prawdziwą, historyczną tragedią!”. Zarzucano mu, że staje w obronie Francji. Judt nie ma jednak litości także i dla Europejczyków, którzy nie potrafią wypracować wspólnej polityki zagranicznej. Wścieka się również na wyznawców topornego antyamerykanizmu, zwłaszcza gdy sprowadza się on do „mieszanki kulturowego konserwatyzmu (Ameryka jest głupia), retoryki antyglobalistycznej (Ameryka niszczy świat) i redukcjonizmu neomarksistowskiego (Ameryką rządzą kompanie naftowe)”.
Czyżby więc intelektualiści francuscy, których Tony Judt zna jak mało kto, nie mieli już nic ważnego do powiedzenia? Tego Judt z pewnością nie mówi, jednak zastanawia się, dlaczego tak wielu z nich ma kłopot z podjęciem wielkich wyzwań współczesności (Europa, imigracja, rola państwa). Jakby nie rozumieli, że i oni „dostali zaproszenie do rozmowy ze światem”. „Paryż staje się prowincją. Dyletantyzm bierze górę nad powagą. Porównajmy chociażby niedawny esej Daniela Linderberga o „nowych reakcjonistach” – małą książkę w małym mieście skierowaną do niewielkiego grona czytelników – z „Opium dla intelektualistów” Arona: to tak, jakby tragedia zamieniła się w farsę! Albo ten modny radykalizm, z którego wynika, że antyrasizm jest gorszy od rasizmu. Przypomina to igranie z ogniem, odwracanie odpowiedzi zamiast ponownego postawienia pytania”.
Kwestia „odpowiedzialności intelektualistów” stała się nie tylko tematem jego ostatniej książki**, ale i centrum całego jego dzieła. „Przemyśleć relacje pomiędzy obywatelem, państwem i społeczeństwem w ramach moralności politycznej godnej swej nazwy” – oto zdaniem Judta potrzeba chwili zarówno po tej, jak i tamtej stronie Atlantyku. W innym wypadku grozi nam popadnięcie w „nieuchronność”, która utoruje drogę modelowi amerykańskiemu.
* Tekst ukazał się w „Le Monde” 22 lipca 2004 roku. Publikujemy go dzięki uprzejmości Autorki oraz Jana Marii Kłoczowskiego, który tekst przetłumaczył.
** Mowa o książce „The Burden of Responsibility: Blum, Camus, Aron, and the French Twentieth Century”, University of Chicago Press, 1998.
*** Alexandra Laignel-Lavastine, francuska filozofka, tłumaczka i eseistka.
„Kultura Liberalna” nr 128 (25/2011) z 21 czerwca 2011 r.