Magdalena Małecka
Wikileaks – informacja i władza w erze digitalnej
Wikileaks została nazwana przez jej byłego rzecznika, Daniela Domscheit-Berga, „najbardziej niebezpieczną stroną internetową świata”. Zarzuca on także założycielowi strony, Julianowi Assange’owi, nieumiejętne zarządzanie zespołem pracującym dla Wikileaks, w tym apodyktyczny sposób podejmowania decyzji. Analizy osobowości Assange’a stanowią sporą część medialnych rozważań nad fenomenem Wikileaks. Proponuję jednak odstawić je na bok. Powstanie strony publikującej poufne i tajne informacje na temat działalności rządów i korporacji ze wszystkich stron świata, prowokuje bowiem istotniejsze pytania, np. o legalność takich publikacji, rolę i znaczenie dziennikarstwa śledczego, transparentność działań rządów oraz o relację między nowymi mediami a mediami tradycyjnymi.
Zacznijmy jednak od przypomnienia kilku faktów. Organizacja The Sunshine Press/Wikileaks rozpoczęła swoją działalność w 2007 roku. Na jej rzecz w pełnym wymiarze pracuje pięć osób, a osiemset jest zaangażowanych czasowo, przy poszczególnych projektach. Należą do nich m.in. dziennikarze, prawnicy, działacze na rzecz praw człowieka oraz specjaliści od IT. Prawie nikt nie jest wynagradzany za swoją pracę i dopiero od grudnia 2010 roku stali pracownicy, w tym Julian Assange, otrzymują pensję. Wikileaks finansowana jest z dotacji. Nie ma oficjalnej siedziby. Dokumenty przekazywane są online za pomocą serwerów ulokowanych w Belgii i Szwecji (ze względu na daleko idącą ochronę informatorów przewidzianą przez prawo prasowe tych krajów). Z powodu licznych ataków na stronę Wikileaks, ma ona obecnie około tysiąca stron lustrzanych w innych domenach, co praktycznie uniemożliwia jej usunięcie z sieci. Tylko podczas pierwszego roku działalności organizacji opublikowano ponad milion dokumentów.
Digitalne dziennikarstwo śledcze
Na stronie internetowej Wikileaks widnieje informacja, że zadaniem organizacji jest publikacja źródłowych informacji o sprawach publicznych, w tym na temat działalności rządów i korporacji. Strona informuje również o procedurze sprawdzania danych: otrzymywane materiały analizuje się pod względem autentyczności oraz potencjalnych zagrożeń mogących wystąpić w wyniku ich udostępnienia, po czym podejmowana jest decyzja o opublikowaniu informacji. Dzięki zabezpieczonemu systemowi gromadzenia materiałów osoby przekazujące Wikileaks dokumenty mają pozostać anonimowe. Wikileaks podkreśla, że żadna z osób, które udostępniły dane, nie spotkała się z zagrożeniem ze strony władz, służb specjalnych itp. (Za wyjątek od reguły można uznać przypadek Bradleya Manninga, oskarżonego o pośredniczenie w wycieku depesz amerykańskiej dyplomacji oraz materiałów na temat wojny w Iraku i Afganistanie, który obecnie oczekuje na proces w więzieniu militarnym w Kansas).
Z deklaracji i dotychczasowych działań wynika, że Wikileaks pełni funkcję kontroli władzy, należącą do zadań tradycyjnego dziennikarstwa śledczego. Z tą różnicą, że na jej stronach nie można znaleźć analiz publikowanego materiału. W efekcie wyeliminowane zostaje ryzyko narażenia dziennikarzy publikujących artykuły obnażające kulisy działań rządów, osób czy instytucji publicznych. Również informatorzy, dzięki odpowiedniej i jak dotychczas niezawodnej technologii, zachowują pełną anonimowość (według rozpowszechnionych informacji Bradley Manning zdekonspirował się sam podczas kontaktu z hakerem Adrianem Lamo). Pozostają jedynie dokumenty na stronie Wikileaks. I „poszukiwany” Julian Assange.
Czy to jest nielegalne?
Czy są jednak podstawy, aby postawić mu jakiś zarzut? Wikileaks publikuje informacje otrzymane z niezależnych źródeł. Jeśli nawet można rozważać, czy zostały one uzyskane w sposób legalny, dziennikarz ma prawo chronić anonimowość swoich źródeł. Prawo to potwierdzane było w wyrokach Sądu Najwyższego USA oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Po ujawnieniu depesz dyplomatycznych, prokurator federalny USA oskarżał Assange’a o paserstwo – nabycie w sposób nielegalny rzeczy należących do instytucji rządowych. Ponieważ jednak depesze stanowią raczej własność intelektualną, nie znajduje uzasadnienia stosowanie przepisów o paserstwie, odnoszących się do rzeczy materialnych. Jak na razie przeciwko twórcy Wikileaks toczy się w Stanach Zjednoczonych niejawne postępowanie pod zarzutem szpiegostwa, a prokuratura szwedzka postawiła mu zarzut gwałtu. Ten jednak nie dotyczy jego działalności dziennikarskiej.
Poufność, transparencja i władza
Wciąż jednak można zadawać pytania o to, czy publikacja informacji poufnych lub tajnych nie stanowi poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa państw i prywatności obywateli. Przyjrzymy się zatem materiałom, jakie „wyciekły” i trafiły na stronę Wikileaks. Do tych, które poruszyły światową opinię publiczną, należały m.in. dokumenty z więzienia Guantánamo (potwierdzające przypuszczenia o łamaniu przez USA standardów międzynarodowych w przetrzymywaniu więźniów), wideo zwane „Collateral Murder” (rejestrujące akcję zastrzelenia dziennikarzy Agencji Reuters omyłkowo wziętych za irackich terrorystów), informacje na temat działań militarnych w Iraku i Afganistanie i wreszcie depesze amerykańskiej dyplomacji. Opublikowano także materiały na temat korupcji w Kenii za rządów prezydenta Daniela arap Moi oraz raport o ryzyku niewypłacalności islandzkiego banku Kaupthing, obok milionów dokumentów, udostępnionych do wglądu każdemu, kto tylko dysponuje dostępem do internetu. Większość z nich to źródło wiedzy o działaniach władzy – niekiedy wstrząsających, jak te pokazane na filmie „Collateral Murder”, niekiedy wywołujących uśmiech, jak w wypadku depesz dyplomatycznych zawierających wiadomości niemal plotkarskie. Nie są to jednak informacje o znaczeniu strategicznym.
Dyskusyjne pozostaje, czy opatrzenie informacji klauzulą tajności stanowi dostateczne uzasadnienie dla zakazu ich publikacji. Transparentność działania władzy jest jednym z warunków prawidłowego funkcjonowania demokracji, a agencje państwowe mogą nadużywać prawa do klasyfikowania informacji jako poufnych w celu ukrycia przed obywatelami własnych błędów. Nawet jednak Julian Assange, będący zwolennikiem pełnego prawa do informacji, nie publikuje na stronach Wikileaks wszystkich otrzymanych materiałów. Pozostaje kwestią do rozstrzygnięcia, jakimi kryteriami ma się kierować on czy ktokolwiek, komu przychodzi oceniać ewentualne zagrożenia mogące wyniknąć z ujawnienia informacji poufnych lub tajnych.
Wikileaks a media tradycyjne
Assange częstokroć podkreśla, że Wikileaks powstało m.in. w reakcji na rozczarowanie działalnością mediów tradycyjnych. Jego zdaniem media te przestają realizować funkcję kontrolowania władzy, coraz częściej wchodząc w skomplikowaną grę interesów politycznych. Jednakże Wikileaks deklaruje również otwartość na współpracę z mediami tradycyjnymi. Do współpracy zresztą już dochodziło – np. podczas publikacji przez największe europejskie i amerykańskie dzienniki artykułów o depeszach dyplomatycznych. Ponadto, agencje i organizacje prasowe takie jak Associated Press czy Los Angeles Times są donatorami Sunshine Press/Wikileaks.
Przekazanie wiadomości do szerokiego grona odbiorców wymaga bowiem pośredników dostarczających analiz i opracowań materiałów dostępnych na stronach Wikileaks. Lektura raportów, dokumentów dyplomatycznych, administracyjnych jest zajęciem wymagającym czasu oraz odpowiednich kompetencji. Na ogół obywatele nie dysponują ani jednym, ani drugim. Z tego powodu można przypuszczać, że nowe medium internetowe nie zastąpi prasy czy telewizji. Bez wątpienia jednak stanowi już ważny punkt na medialnej mapie, umożliwiając porównanie informacji dostarczanych przez tradycyjne media z materiałami źródłowymi. Dzięki zaangażowaniu całej siatki specjalistów, Wikileaks może zdobywać dane trudno dostępne tradycyjnymi metodami. Znamienne jest, że o śmierci dziennikarzy Reutersa, z braku wystarczających dowodów, nie poinformowała sama agencja prasowa. Dopiero po kilku latach od zdarzenia Wikileaks uzyskała zaszyfrowany materiał filmowy, który po odkodowaniu trafił do sieci.
Inicjatywa islandzka
Zawodność mediów tradycyjnych szczególnie rozczarowała mieszkańców Islandii. Krótko przed rozpoczęciem kryzysu finansowego islandzki bank Kaupthing otrzymał orzeczenie sądowe nakazujące telewizji publicznej RUV nierozpowszechnianie informacji o raporcie negatywnie oceniającym jego sytuację finansową. W efekcie podczas serwisu informacyjnego w ostatniej chwili wstrzymano emisję wiadomości na temat raportu. Niemal w tym samym czasie został on jednak udostępniony na stronach Wikileaks. Niedługo później bank zbankrutował, a Islandia pogrążyła się w kryzysie finansowym.
Islandczycy doszli do wniosku, że nigdy więcej nie należy dopuścić do takiej dezinformacji, jaka miała miejsce w wypadku działań instytucji finansowych w ich kraju. Z tego powodu parlament Islandii wystąpił z inicjatywą zmiany prawa regulującego działalność mediów. Zmiany zaproponowano na podstawie wzorców z prawodawstwa różnych krajów, które dotyczą m.in. reguł transparencji, ochrony źródeł informacji, dziennikarstwa śledczego, publikowania w internecie. Celem projektu jest uczynienie Islandii „rajem nowoczesnego dziennikarstwa”. Pakiet regulacji prawnych zwany Islandzką Inicjatywą dla Nowoczesnych Mediów (Icelandic Modern Media Initiative) został przygotowany wspólnie przez islandzkich parlamentarzystów, Międzynarodowy Instytut Nowoczesnych Mediów (International Modern Media Institute) i Wikileaks.
Co dalej?
Można zastanawiać się, czy Wikileaks będzie funkcjonować w dotychczasowy sposób, jeśli Assange zostanie skazany przed sądem szwedzkim albo amerykańskim. Niewykluczone jednak, że model uprawiania dziennikarstwa rozpoczęty przez Wikileaks będzie się upowszechniał. Powstało już kilka organizacji opartych na tym modelu. Wspomniany były rzecznik Wikileaks założył własną stronę OpenLeaks. Istnieją również m.in. BrusselsLeaks, której zadaniem jest udostępnianie informacji o działaniu instytucji europejskich, oraz RuLeaks, strona będąca początkowo rosyjskim tłumaczeniem Wikileaks, a dziś publikująca własne treści.
Z pytaniem o przyszłość tego typu inicjatyw wiąże się również zagadnienie ich finansowania. Czy będą w stanie prowadzić działalność na podstawie dotacji? Wikileaks, przewidując trudności ze zdobywaniem środków wyłącznie od donatorów, rozważa wprowadzenie aukcyjnego modelu finansowania. Na sprzedaż wystawiane miałoby być prawo do kupna informacji zdobytych przez organizację przed ich publikacją. Można założyć, że zainteresowane pierwszym nabyciem materiałów byłyby agencje prasowe. Jak duży interes mogłyby mieć w płaceniu za dokumenty, które i tak zostaną udostępnione na stronie Wikileaks? Zważywszy, że wraz z upowszechnianiem internetu przychody tradycyjnych mediów maleją z każdym rokiem.
Julian Assange oraz jego współpracownicy bywają nazywani „digitalnymi jakobinami”. Możemy obserwować, czy i jak ich dziennikarska inicjatywa zrewolucjonizuje nie tylko metody informowania o działaniach władzy, ale także finansowanie działalności mediów.
Kultura Liberalna” nr 134 (31/2011) z 2 sierpnia 2011 r.