Łukasz Jasina

W pułapce historii. O Swietłanie Alliłujewej i nie tylko

Śmierć jest nieubłagana – zagarnia nie tylko maluczkich, ale i postacie, które odegrały wielką rolę w historii. Pisanie nekrologów o tych ostatnich jest zadaniem niewdzięcznym. Często bywa bowiem tak, że osoby, które wydają się symbolem naszych czasów, okazują się nic nie znaczyć dla przyszłych pokoleń.

Takich rozterek nie miałem, gdy zabierałem się do pisania o śmierci Swietłany Alliłujewej. Jej fizyczne odejście, które nastąpiło w sterylnych warunkach domu opieki w peryferyjnym stanie Wisconsin, jest w pewnym stopniu także odejściem jej ojca – Józefa Stalina. Była chyba ostatnią żyjącą osobą, która miała okazję obserwować go nie tylko w roli mitycznego „zbrodniarza wszechczasów”, ale również jako zwykłego człowieka. Alliłujewa kochała ojca, ale w swoich pamiętnikach pozostawiła nam również dość bezlitosny obraz twórcy najstraszniejszego z totalitaryzmów.

Swietłana miała szczęście – przeżyła. Jej starszy brat Jakow prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Ukochany brat Wasilij – genialnie opisany przez Aksionowa w „Moskiewskiej sadze” – rozpił się i zmarł w podejrzanych okolicznościach w apogeum Chruszczowowskich rozliczeń ze stalinowskim „kultem jednostki”.

Choć Alliłujewa pozostawił po sobie wiele wywiadów i zredagowanych wspomnień, błędem byłoby nadmierne im ufać i traktować je jako doskonałe źródło do badań nad historią ZSRR. Życie Swietłany miało się nijak do życia jej rówieśniczek. Stalin dość prędko przyjął styl życia monarchy, co jest zresztą przypadłością wielu obalających monarchie rewolucjonistów. Siłą rzeczy jego córka żyła więc w oderwaniu od prawdziwych problemów narodu, podobnie jak jej poprzedniczki – zamordowane córki Mikołaja II. Dla niej największym zmartwieniem był raczej despotyczny ojciec, wybierający jej mężów i utrudniający życie. Po 1953 roku egzystencja Swietłany nabrała wreszcie realnych kształtów, ale również wówczas nimb „boskości” otaczającej Stalina nadal promieniował na jego córkę. Nigdy nie stała się zwyczajną obywatelką ZSRR. Gdy w 1967 roku postanowiła wyjechać z ojczyzny (pretekstem był pogrzeb jej kolejnego męża – indyjskiego dziennikarza), zgody na to musiał udzielić sam premier Aleksiej Kosygin.

Swietłana Stalina zmieniła w swoim życiu wszystko: zarówno nazwisko (przyjęła nazwisko matki), jak i kraj (otrzymała azyl w Stanach Zjednoczonych). Jedna rzecz pozostała taka sama. Również na Zachodzie Swietłana była „urzędową” córką Stalina. Opublikowała o nim wspomnienia (dzięki ojcu doskonale znała angielski). Powróciła nawet na krótko do ZSRR. Reżim Czernienki, dążący do rehabilitacji Stalina, ściągnął ją do kraju. Pobyt w Tbilisi i Moskwie szybko przerodził się jednak w rodzaj zesłania. Alliłujewa zdecydowała się wrócić do zamożnej Ameryki.

Losy córki Stalina i syna Chruszczowa, Siergieja, dowodzą moralnego upadku Sowieckiego Imperium. Dzieci przywódców ZSRR wybrały ostatecznie amerykańskie obywatelstwo. Swietłana Alliłujewa dowiodła jednak także, że istniał ludzki wymiar systemu. Alliłujewa do końca życia usiłowała opowiedzieć nam o Stalinie-ojcu.

Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na inne wydarzenie. W najbardziej gorącym okresie kampanii wyborczej do Dumy Państwowej rosyjski „Pierwyj Kanał” wyemitował melodramatyczny serial o Jekaterinie Furcewej – chruszczowowskiej i breżniewowskiej minister kultury ZSRR. Furcewa, typowa urzędniczka ukształtowana w epoce stalinowskiej, została w nim pokazana od ludzkiej strony: bawi się, tańczy, romansuje z bogatymi komunizującymi arystokratami z Włoch, ratuje genialny film pod tytułem „Czyste niebo” Czuchraja i spektakle moskiewskich teatrów. Nielojalność kolejnych pierwszych sekretarzy doprowadza ją wreszcie do alkoholizmu i samobójstwa.

Historia zarówno Swietłany Alliłujewej, jak i wspomnianej pani minister uzmysławia nam, jak mało wiemy o psychicznym spustoszeniu, jakie pozostawił po sobie stalinizm – nie tylko w umysłach swoich ofiar, ale także w głowach stalinowskich katów oraz członków ich rodzin. Wielu z nich wierzyło w Stalina do końca. Łazar Kaganowicz, choć umierał tuż przed puczem Janajewa, nigdy nie pokajał się za swe zbrodnie. Syn Berii do dziś broni swojego ojca, dochodząc w sądzie jego dobrego imienia. Oskarżenie o odpowiedzialność za zbrodnię katyńską uważa za bezpodstawne. W tym wypadku putinowska Rosja wyjątkowo skwapliwie przestrzega „wolności słowa”. W chwili śmierci córki Stalina Rosja pamięta o swoim wodzu, ale jednocześnie go usprawiedliwia. I to mimo wieloletniej pracy „Memoriału” i odważnych oświadczeń Dmitrija Miedwiediewa.

Zresztą, czy tylko Rosję należy krytykować? W przeddzień 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego my także nie mamy się czym pochwalić.

* Łukasz Jasina, historyk kina brytyjskiego i autor pracy „Zmierzch kina brytyjskiego w filmach Davida Leana”, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 152 (49/2011) z 6 grudnia 2011 r.