Szanowni Państwo,
– Izrael to państwo terrorystyczne – oświadczył właśnie turecki prezydent Erdoğan. Falę niechęci Istambułu wzbudził sposób traktowania ludności palestyńskiej. Na Bliskim Wschodzie sytuacja dyplomatyczna Izraela staje się coraz bardziej skomplikowana. Konflikt syryjski trwa. O widokach na jakąkolwiek stabilizację w regionie w ogóle trudno dziś poważnie mówić.
Częścią izraelsko-palestyńskiej „normalności” stały się mur między terenami zarządzanymi przez Tel Awiw i Ramallah, rakiety wystrzeliwane ze Strefy Gazy w stronę ziem izraelskich z jednej strony, a z drugiej – tak zwane targetted killing, zabijanie przez Izrael przywódców Hamasu, jak jego wojskowego szefa Ahmeda Al-Dżabariego (często nie omijające przypadkowych cywili). Lista wzajemnych żalów Palestyńczyków i Żydów jest tak długa, a przyzwyczajenie obu społeczeństw do życia w warunkach stanu wyjątkowego tak daleko posunięte, że słowo „pojednanie” więźnie w gardle nawet tym, którzy najbardziej go sobie i innym życzą.
Między Izraelem a Palestyńczykami istnieją dramatyczne nierówności pod wieloma względami – od możliwości korzystania z opieki socjalnej czy prawa do podróży aż po status państwa na arenie międzynarodowej. Poza tym głęboki podział istnieje między samymi Palestyńczykami: na rządzący Gazą Hamas i sprawujący władzę w Autonomii Palestyńskiej Fatah, organizacje przypominające dwa walczące ze sobą państwa.
Już za kilka dni, 29 listopada, w ONZ odbędzie się głosowanie dotyczące możliwości przyznania Autonomii Palestyńskiej statusu obserwatora w Zgromadzeniu Ogólnym (pisaliśmy kilka miesięcy o tej inicjatywie: czytaj tu). W związku z tym mnożą się pytania. Czy głosowanie to cokolwiek zmieni, czy też będzie miało znaczenie wyłącznie symboliczne? Jakie są szanse zawarcia pokoju między Izraelczykami a Palestyńczykami?
I wreszcie, jak powinna w tej sytuacji zachowywać się Polska? Jak znaleźć mądre rozwiązanie, między Żydami, z którymi łączą nas wiekowe historyczne i kulturowe więzi, a Palestyńczykami, którzy znajdują się w wyjątkowo złej sytuacji? Odpowiadają na nie nasi Autorzy.
Diana Buttu, rzeczniczka Organizacji Wyzwolenia Palestyny, reprezentuje ostre stanowisko wobec Izraela. Twierdzi, że Palestyńczycy powinni za wszelką cenę dążyć do delegalizacji tego państwa. Jednocześnie nie pozostaje bezkrytyczna wobec własnego narodu. Wskazuje przede wszystkim na spowodowany przez polityków kryzys legitymizacji władzy na Zachodnim Brzegu i Gazie. Polsko-izraelski pisarz Roman Frister twierdzi, że Izrael nie mógł nie odpowiedzieć na powtarzające się ze strony Hamasu zaczepki, a Beniamin Netanjahu nie ma innego wyjścia przed zbliżającymi się wyborami do Knesetu, jak być bezkompromisowym wobec Palestyńczyków. Jednocześnie przyznaje, że politycy izraelscy zwyczajnie nie chcą pokoju na Bliskim Wschodzie, ze względu na żydowskie osiedla na Zachodnim Brzegu. Patrycja Sasnal, ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zwraca uwagę na niuanse, które zwykle umykają uwadze komentatorów. Na przykład Hamas jej zdaniem mógłby, pod pewnymi warunkami, ewoluować w stronę bardziej pokojową, podobnie jak stało się to w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat z Fatah. Sasnal dostrzega głęboki konflikt między samymi Palestyńczykami, krytykuje też Izrael za prowadzenie nierównej walki.
Zapraszamy do lektury!
Karolina Wigura
1. DIANA BUTTU: Przyszedł czas na delegitymizację Izraela
2. ROMAN FRISTER: Netanjahu nie może okazać słabości
3. PATRYCJA SASNAL: Izrael napina muskuły
Przyszedł czas na delegitymizację Izraela
Z Dianą Buttu, rzeczniczką Organizacji Wyzwolenia Palestyny, rozmawia Karolina Wigura.
Karolina Wigura: Co się dzieje w Gazie?
Diana Buttu: Gaza jest terytorium okupowanym przez Izrael w sensie, jaki nadaje temu słowu konwencja genewska. Okupowana jest z powietrza i z morza. Jej granice lądowe zamknięto betonowym murem. Od co najmniej sześciu lat zablokowane lub ograniczone są dostawy wszelkiego rodzaju dóbr. Ostatnio Izraelczycy przyznali, że dosłownie liczą kalorie zużywane przez Palestyńczyków! Na porządku dziennym są ataki na Gazę z lądu i powietrza, w ubiegłotygodniowym zamachu na Al-Dżabariego zginęło również, według świadków, dziesięć innych osób, w tym mały chłopiec. Oprócz tego, że te ataki są nielegalne, mają katastrofalny wpływ na społeczeństwo palestyńskie. 50 proc. ludności Gazy to osoby poniżej osiemnastego roku życia, 20 proc. nie skończyło nawet pięciu lat. Proszę się zastanowić, jak bezustanny brak, kontrola i ataki wpływają na te dzieci.
Jak na tym tle wygląda sytuacja na Zachodnim Brzegu?
Jeśli przyjrzymy się historii ostatnich kilkudziesięciu lat, zobaczymy, że każde rozwiązanie, które zastosowano w Gazie, wprowadzano później na Zachodnim Brzegu. Blisko 20 lat temu zbudowano mur wokół Strefy Gazy. Teraz jest już na Zachodnim Brzegu. Najpierw atakowano z lądu i wody Gazę. Teraz to samo dzieje się w Autonomii Palestyńskiej. Kolejne analogie to zabijanie liderów politycznych za pomocą inteligentnych bomb, blokada lub ograniczenie możliwości podróży. Obawiam się, że niedługo będziemy świadkami takiego samego ograniczenia przepływu dóbr. Przyszedł czas, by Palestyńczycy działali razem, jako jeden naród. Tylko wtedy uda nam się zmusić Izrael do odpowiedzialności za jego czyny.
To brzmi bardzo efektownie, problem tkwi jednak w tym, że Palestyńczycy nie działają razem. Podział między Fatah i Hamasem jest tak głęboki, że trudno nawet myśleć o możliwości jego przezwyciężenia.
To prawda, jesteśmy podzieleni fizycznie i geograficznie, a Izrael pogłębia ten podział, nie pozwalając nam na kontakt.
Czy istnieją próby łączenia się przez internet, tak jak podczas arabskiej wiosny?
Tak, ale w ograniczonym zakresie. Połowa ludzi mieszkających dziś na Zachodnim Brzegu nigdy nie spotkała nikogo z Gazy… Mamy też inne zmartwienia. Mieszkańcy Gazy zajmują się atakami militarnymi, ograniczeniami w prawie podróży między poszczególnymi strefami, blokadą dóbr. Na Zachodnim Brzegu myślimy o ograniczeniach wolności podróżowania, o trudnościach w dostępie do wody pitnej… Mamy coraz mniej wspólnych interesów, trudno w tej sytuacji o integrację.
Podział, o którym pani mówi, nie jest jednak tylko fizyczny, ale również mentalny. Konflikt między Fatah a Hamasem sprawia, że ludzie na Zachodnim Brzegu z jednej strony cieszą się z zabójstwa Al-Dżabariego, mówiąc: „to dobrze, że go zabito, był z Hamasu”, a z drugiej są oburzeni, że zabito Palestyńczyka…
Niestety ma pani rację. Fatah i Hamas są zainteresowane sprawowaniem rządów, zaś o wiele mniej istnieniem jednego państwa palestyńskiego i dobrobytem obywateli. Stereotypowo to Hamas jest organizacją antydemokratyczną. Problem w tym, że Fatah jest niewiele lepszy. Rozkład demokracji rozpoczął się w Autonomii Palestyńskiej wiele lat temu, a ostatnie pięć to prawdziwa katastrofa. Najpierw w 2007 roku zamknięto parlament. Następnie nasz prezydent rozpoczął drugą kadencję, choć został wybrany tylko na jedną. Premier, dziś najdłużej urzędujący w historii Autonomii, nigdy nie został zatwierdzony przez parlament. To samo dzieje się w Gazie. Premier urzęduje, choć teoretycznie w 2007 roku pozbawiono go stanowiska. Parlament się zbiera, jednak do posiedzeń nie dopuszcza się przedstawicieli Fatah. Oba państwa palestyńskie przyjmują nowe akty prawne w sposób niedopuszczalny i niedemokratyczny. Obawiam się, że jeśli tak dalej pójdzie, obie organizacje stracą jakiekolwiek poparcie nas, obywateli.
* Diana Buttu, prawniczka, rzeczniczka Organizacji Wyzwolenia Palestyny.
** Karolina Wigura, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, adiunktka w Instytucie Socjologii UW.
***
Roman Frister
Netanjahu nie może okazać słabości
Głębokiej wrogości, przepaści ideowej i sprzeczności interesów między przywództwem Hamasu w Strefie Gazy a syjonistycznym Izraelem nie da się łatwo przezwyciężyć. Konflikt będzie trwał w nieskończoność.
Ostrzeliwanie przygranicznych osiedli izraelskich ze strony Strefy Gazy to nie incydenty, ale codzienność. Jak wiemy, w ubiegłym tygodniu Izrael odpowiedział w końcu akcją w Strefie Gazy, która zakończyła się zabiciem Ahmeda Al-Dżabariego. Musiało dojść do eskalacji. Hamas odpowiedział Izraelowi gradem rakiet. W Izraelu, co nie bez znaczenia, trwa kampania wyborcza – Beniamin Netanjahu i ludzie z nim związani nie mogą okazać słabości. Choć reelekcja premiera jest niemal w 100 proc. pewna, Izraelczycy w ogromnej większości nie chcą mieć słabego rządu w stosunku do wroga zewnętrznego.
Do regularnej wojny w Strefie Gazy jednak nie dojdzie ze względu na nierówność sił. Izrael opanowałby Strefę Gazy w ciągu kilku dni, zmiatając powierzchni ziemi jednostki wojskowe Hamasu. To jednak niemożliwe ze względu na światową opinię publiczną. Natomiast to, czy ten konflikt potrwa tydzień, czy kilka miesięcy – nie wiadomo. Są starania o zawieszenie broni, parę państw ze świata arabskiego, przede wszystkim Egipt, nie jest zainteresowanych eskalacją konfliktu, bo stawia je to w bardzo trudnej sytuacji. Pamiętajmy, że Hamas to Bractwo Muzułmańskie, a nowy prezydent Egiptu Muhammed Mursi również do Bractwa należy. Jeśli konflikt będzie się przedłużał, Egipt nie będzie mógł udawać, że nic się nie dzieje. Z drugiej strony, nie jest również zainteresowany udziałem w konflikcie zbrojnym z Izraelem, bo zwyczajnie brakuje mu przygotowania.
Pewna, podkreślam, część Palestyny stara się o przyznanie przez Zgromadzenie Ogólne ONZ statusu obserwatora. Nie widzę bezpośredniego związku pomiędzy tymi działaniami a obecnymi wydarzeniami na granicy Strefy Gazy. Wręcz przeciwnie – Mahmud Abbas nie wyraził poparcia dla działań Hamasu. Mamy do czynienia nie z jednym, ale z dwoma państwami palestyńskimi: w Gazie, gdzie dominuje Hamas, i w Autonomii Palestyńskiej. Nie ma między nimi w zasadzie porozumienia. Z tego powodu nie ma obecnie żadnych szans na poważne rokowania między Izraelem a Palestyńczykami; obecny rząd w Tel Awiwie nie jest bardzo zainteresowany oddawaniem terenu na Zachodnim Brzegu. Zawsze jest też argument: „z którą Palestyną rozmawiamy – z Ramallah czy z Gazą? Nie można zawrzeć umowy pokojowej z połową jakiegoś państwa”. To bardzo ułatwia obecnemu rządowi izraelskiemu uchylanie się od poważnych rozmów pokojowych. Prawda jest taka, że politycy izraelscy nie są zainteresowani rozmowami pokojowymi, bo ani w rządzie izraelskim, ani w społeczeństwie nie ma zgody co do usunięcia osiedli izraelskich z Zachodniego Brzegu.
Jeśli więc głosowanie w ONZ ma mieć jakiekolwiek znacznie, to w tym sensie, że umocniona zostanie pozycja obecnego kierownictwa Autonomii z Mahmudem Abbasem na czele. Może on przed własnym narodem, a przynajmniej tą jego częścią, która żyje poza Strefą Gazy, wykazać się dużym międzynarodowym osiągnięciem politycznym.
* Roman Frister, polsko-izraelski pisarz, dziennikarz i działacz kulturalny.
***
Izrael napina muskuły
Z Patrycją Sasnal, ekspertką Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, rozmawia Karolina Wigura
Karolina Wigura: Co się dzieje w Gazie?
Patrycja Sasnal: Z regionalnego i międzynarodowego punktu widzenia można powiedzieć, że Izrael testuje otoczenie. Napina muskuły, chce pokazać, że nie zniknął z mapy regionu. W ostatnich dwóch latach widać było przede wszystkim kraje arabskie. Do tego Egipt – jedno z dwóch państw, z którym Izrael ma podpisane porozumienie pokojowe – przeszedł rewolucję, w wyniku której do władzy doszło Bractwo Muzułmańskie. Jest ono do rządu w Tel Awiwie nastawione mniej przychylnie niż Hosni Mubarak. Także Palestyńczycy sporo zmienili. Hamas osłabił swoje powiązania z Iranem – co prawda przymusowo, ponieważ utracił państwo-łącznik, czyli Syrię. Biuro polityczne Hamasu wcześniej znajdowało się w Damaszku, dziś jest w Kairze. Zawiązano współpracę także z Katarem i nowymi władzami w Egipcie. Z kolei Mahmud Abbas na Zachodnim Brzegu ponownie wyszedł z pomysłem poproszenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ o status obserwatora dla Autonomii Palestyńskiej. Izrael patrzył na to wszystko po cichu przez ostatnie dwa lata. Teraz Beniamin Netanjahu uznał, że czas działać, by obie frakcje palestyńskie i otoczenie nie wymknęły się całkowicie spod kontroli.
Czy moment działania jest nieprzypadkowy? Po pierwsze, w Izraelu niedługo odbędą się wybory do Knesetu. Być może Netanjahu chce pokazać Izraelczykom, że zabijając Al-Dżabariego, dba o ich bezpieczeństwo, zapobiega dalszemu wysyłaniu rakiet przez Hamas na terytorium Izraela. Po drugie, już za kilka dni, 29 listopada, ma odbyć się głosowanie w sprawie statusu Autonomii Palestyńskiej w ONZ.
Zgadza się. Ale trzeba zwrócić uwagę na to, że ten konflikt jest znacznie bardziej skomplikowany, niż się to zazwyczaj przedstawia. To nie było tak, że Hamas nagle zaczął wystrzeliwać ogromną ilość rakiet na terytorium Izraela, w związku z czym zabito Al-Dżabariego. Tak naprawdę od wojny na przełomie 2008 i 2009 roku wymiana ognia trwała – w różnym natężeniu – przez cały czas. Do września tego roku w różnych potyczkach na granicy strefy Gazy z Izraelem zginęło 260 Palestyńczyków i trzech Izraelczyków. Piątego listopada tego roku na granicy został zabity palestyński cywil. Potem Palestyńczycy zaatakowali izraelski patrol graniczny. W następnym tygodniu z Gazy wysłano 150 rakiet. Izrael rozpoczął ataki lotnicze – zginęło sześciu Palestyńczyków. Potem mieliśmy chwilowe uspokojenie. 12 listopada rzecznik Hamasu mówił o chęci wstrzymania ognia, a dwa dni później izraelski minister Benny Begin stwierdził, że wymiana ognia się zakończyła i przyszedł czas na porozumienie. I wtedy zabito Al-Dżabariego…
Szewach Weiss twierdzi, że ostatnie bombardowanie ze strony Gazy to w istocie prowokacja irańska.
Izrael jest na tym kraju kompletnie zafiksowany. Bardzo chce pokazać, że Iran rękami Hamasu zabija Izraelczyków. Jednak jak już mówiłam, Palestyńczycy rozluźnili swoje więzy z Iranem. Prawda jest niestety taka, że to Izrael wytworzył obecną sytuację w Gazie. I to Izrael prowadzi teraz operację militarną. Rola Iranu należy do specjalnej retorycznej gry, mającej przekonać społeczność międzynarodową, jak bardzo zagrożeni są Izraelczycy. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdą. O ile Izrael zasadnie boi się programu atomowego i retoryki Iranu, o tyle w najbliższym sąsiedztwie w rzeczywistości to niesłychanie potężny militarnie i bezpieczny kraj, który dałby sobie radę w wojnie ze wszystkimi sąsiadami naraz.
Co zmieniłby nowy status Autonomii Palestyńskiej w ONZ?
W sytuacji formalno-prawnej na arenie międzynarodowej nie zmieni niczego. Niektórzy twierdzą, że status obserwatora-państwa nieczłonkowskiego umożliwi Palestyńczykom pozywanie Izraela do Międzynarodowego Trybunału Karnego. Że będzie można go osądzić za przeszłe winy. To nie jest w pełni zgodne z prawdą, choć po zwycięskim głosowaniu rzeczywiście Palestyńczycy prawdopodobnie łatwiej znajdą sponsorów dla swojej sprawy w MTK. Ponadto uznanie tego statusu da Mahmudowi Abbasowi zwycięstwo wizerunkowe.
* Patrycja Sasnal, kierowniczka projektu „Bliski Wschód i Afryka Północna” w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, sekretarz redakcji „PISM Strategic Files”.
** Karolina Wigura, członkini redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunktka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
***
* Autor koncepcji numeru: Karolina Wigura.
** Współpraca: Ewa Serzysko, Jakub Krzeski, Jakub Stańczyk, Matylda Tamborska.
*** Autor ilustracji: Antek Sieczkowski.
**** „Kultura Liberalna” dziękuje Polskiemu Instytutowi Spraw Międzynarodowych, Palestinian Academic Society for the Study of International Affairs oraz polskiej placówce dyplomatycznej w Ramallah za pomoc w realizacji niniejszego numeru.
„Kultura Liberalna” nr 202 (47/2012) z 20 listopada 2012 r.