Tradycyjnie ścierają się ze sobą poglądy zwolenników cięcia wydatków z jednej strony oraz dokapitalizowania gospodarki – z drugiej. Przykład Wielkiej Brytanii pokazuje, że drastyczne zaciskanie pasa może przynieść skutki odwrotne do zamierzonych, zaś ten Stanów Zjednoczonych dowodzi, że nawet pokaźne pakiety stymulacyjne nie zawsze przynoszą spodziewane rezultaty. Nie wystarczy po prostu wrzucić do kociołka dodatkowe pieniądze – równie ważne jest, gdzie ostatecznie trafią i czy będą im towarzyszyć odpowiednie reformy.

Brytyjscy zaciskacze

Ogłoszona pod koniec lutego przez agencję Moody’s obniżka zdolności kredytowej Wielkiej Brytanii z AAA do AA1 była dla rządu premiera Camerona poważnym ciosem. Podważyła dotychczasową politykę oszczędności wprowadzoną właśnie po to, by odbudować zaufanie agencji ratingowych. Mimo to, w wygłoszonym 7 marca przemówieniu premier zapowiedział kontynuowanie dotychczasowej polityki zaciskania pasa, powtarzając za swoją słynną poprzedniczką, Margaret Thatcher, że dla takiego kursu po prostu „nie ma alternatywy”. Wielu ekonomistów alternatywę jednak widzi. Tym bardziej, że jak dotychczas cięcia konserwatystów, zamiast zmniejszać zadłużenie, spowodowały jego wzrost z 600 miliardów w 2008 roku do 1,1 biliona cztery lata później. Jak do tego doszło? Nadmierne oszczędności prowadzą do kurczenia się gospodarki, co z kolei zmniejsza przychody uzyskiwane przez państwo i zmusza je do dalszego zadłużania. „To naprawdę niewiarygodne – pisał Martin Wolf z dziennika „Financial Times” – iż premier Cameron nie jest w stanie pojąć, że kiedy podmiot wydający blisko połowę PKB wprowadzi oszczędności w tym samym czasie, gdy oszczędności szuka również sektor prywatny, ogólny spadek produkcji może być tak znaczny, że sytuacja finansowa, zamiast poprawić się, ulegnie pogorszeniu”.

Nawet życzliwie nastawiony do Partii Konserwatywnej tygodnik „The Economist” krytykuje pomysły rządu i zachęca do wysupłania dodatkowych środków na pobudzające wzrost inwestycje infrastrukturalne (w porównaniu z rokiem 2009 obniżono je z 48,5 miliarda do 28 miliardów funtów). Skąd jednak wziąć te pieniądze? Przynajmniej część potrzebnej sumy można uzyskać, obniżając wydatki na administrację państwową, albowiem te – mimo całej oszczędnościowej retoryki – zamiast maleć, wzrosły w ciągu ostatniej dekady o 300 miliardów funtów. Jeśli jednak oszczędności nie wystarczą, czy rząd powinien pożyczyć brakujące środki? Tak, odpowiadają redaktorzy gazety, o ile zostaną one przeznaczone na inwestycje takie jak drogi, mosty, tory kolejowe, łącza szerokopasmowe itd., przyczyniające się w dłuższej perspektywie do rozwoju gospodarczego i poprawy konkurencyjności brytyjskiej gospodarki. Wówczas wzrost długu zostanie zrównoważony rosnącymi przychodami państwa, a – dzięki dobrej kondycji gospodarczej – oprocentowanie kredytów powinno utrzymać się na dotychczasowym, niskim poziomie. W rezultacie koszty obsługi zadłużenia również pozostaną niewielkie.

Amerykańscy stymulanci

Jeśli jednak pieniądze zostaną wydane na doraźne ulgi i zwolnienia podatkowe, zostaną po prostu zmarnowane. Gospodarka być może w krótkiej perspektywie zyska na takiej polityce, dzięki pobudzeniu indywidualnej konsumpcji, ale kiedy pieniądze się skończą, nastąpi powrót do punktu wyjścia. To już argumenty amerykańskiego ekonomisty Jeffreya Sachsa, krytykującego w ten sposób dotychczasową walkę z kryzysem prowadzoną przez administrację prezydenta Baracka Obamy. Zdaniem Sachsa pakiety stymulacyjne zaaplikowane amerykańskiej gospodarce najpierw przez George’a Busha, później przez Obamę zawiodły nie dlatego, że były zbyt małe – jak twierdzi na przykład noblista i komentator „The New York Times”, Paul Krugman – albo zbyt duże – jak uważa z kolei cała amerykańska prawica – ale dlatego, że zostały źle wydane.

„Pierwotny pakiet stymulacyjny – pisał Sachs w jednym z artykułów – przyjął przede wszystkim formę czasowych ulg podatkowych i świadczeń transferowych [tj. rent, zasiłków, itp. – przyp. Ł.P], czyli właśnie wydatków, które zwykle mają niewielki wpływ na zagregowaną podaż. Tylko 88 miliardów z 787 miliardowego pakietu stymulacyjnego przeznaczono bezpośrednio na zakupy dóbr i usług przez rząd federalny. Pozostała część to świadczenia transferowe i ulgi podatkowe”. Co gorsza, argumentuje Sachs, na skutek targów pomiędzy demokratami i republikanami w Kongresie, wiele z owych ulg zostało wprowadzonych do prawa na stałe, co przyczyni się do dalszego rozdęcia amerykańskiego długu. Obecnie wynosi on już 15,5 biliona dolarów, czyli ok. 105 procent PKB.

Zdaniem wywołanego do tablicy Paula Krugmana te liczby nie powinny jednak specjalnie martwić. Co więcej, należy zwiększyć pakiet stymulacyjny, by tym bardziej ożywić gospodarkę. Wprowadzenie oszczędności na obecnym etapie doprowadziłoby do powrotu recesji, zmniejszenia PKB i przychodów rządu, a tym samym do wzrostu długu, a zatem sytuacji z grubsza podobnej do tej, z jaką mamy do czynienia w Wielkiej Brytanii. Za Johnem Maynardem Keynesem Krugman powiada, że rozsądne gospodarowanie w skali kraju polega na oszczędzaniu pieniędzy w czasach prosperity, kiedy gospodarka dostarcza nadwyżek, i wydawaniu ich w czasach kryzysu, kiedy wymaga pobudzenia.

Kłopot w tym, odpowiada Sachs, że amerykańscy politycy od lat wydawali więcej niż powinni, i to zarówno w czasach ożywienia gospodarczego – za prezydentury Busha – jak i obecnego kryzysu. Poza tym, kiedy już zdecydowali się na dofinansowanie gospodarki, wybrali sobie niewłaściwe cele. Ten sam dolar zainwestowany dobrze może przynieść pokaźne zyski, jeśli jednak zostanie zainwestowany źle, nie przyniesie żadnego pozytywnego efektu. Zdaniem Sachsa Krugman oraz inni „prymitywni keynesiści”– w przeciwieństwie do samego Keynesa – zdają się tej prostej prawdy nie pojmować. Sachs powtarza w tym miejscu te same argumenty, które na wyspach brytyjskich formułują dziennikarze „The Economist”. Jego zdaniem amerykańskiej gospodarce potrzeba długofalowych inwestycji infrastrukturalnych (podobnych do zakrojonego na szeroką skalę planu budowy sieci autostrad międzystanowych z lat 50. XX wieku czy programu podboju kosmosu z lat 60.), a nie doraźnych ulg i zasiłków. Jak jednak zdobyć pieniądze na te inwestycje? Część z nich można pożyczyć, ale potrzeba także zniesienia ulg podatkowych i ograniczenia wydatków, m.in. na obronność, która pożera ponad 700 miliardów dolarów rocznie, czyli więcej niż 20 proc. całego federalnego budżetu!

Czy zatem gospodarkę pogrążoną w kryzysie najlepiej zaciskać czy stymulować? Kłopoty Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii nie pozostawiają wątpliwości – najlepiej robić obie te rzeczy na raz.