Wiem, że urodziłaś się w miejscowości Sinj. Jak ona wygląda i czy jest to dla ciebie ważne miejsce, z którego czerpiesz inspirację?
„Sinj” to specyficzne słowo, które oznacza kolor pomiędzy szarym a niebieskim, ale nijak nie oddaje prawdziwego kolorytu tego miasta, którego barwy są głębokie i bardzo wyraziste: zielony, niebieski i biały. Kamienne miasto. Dziękuję Bogu, że urodziłam się właśnie w Sinju, bo zarówno samo miasto, jak i cała okolica to jedno z najpiękniejszych miejsc w Chorwacji.
W twojej poezji bohaterkami bardzo często są kobiety. Kim są twoja matka i twoje babcie? Czy miały ważny wpływ na ciebie?
Przede wszystkim są to kobiety, które opowiadają. Moja babcia na targu, który był na wybrzeżu, sprzedawała warzywa, jajka. Mama była krawcową. Odkąd pamiętam, odkąd poznałam język i używałam go świadomie, zasypywały mnie różnymi opowiadaniami. Tata zresztą też. Cała rodzina miała talent do wymyślania historii, w tym także wierszy. Właściwie dzień i noc żyłam wśród opowieści. I ciągle pytałam: „I co dalej, i co dalej było?”.
A czy zapraszali cię do wspólnego wymyślania?
Non stop! I jest tak do dzisiaj.
W wierszu „rondo, rondo” przywołujesz chorwackiego poetę Slavka Mihalicia. Czy tradycja jest dla ciebie ważna? Czy czytasz starszych poetów?
Czytam i szanuję bardzo. Tak naprawdę to stoimy na ramionach olbrzymów. Właściwie wszystko już zostało napisane, zatem nie jesteśmy we wdzięcznej sytuacji. Musimy starać się być jeszcze bardziej oryginalni niż nasi poprzednicy, którzy byli genialni. Ważny jest dla mnie Slavko Mihalić, bo ten jego wiersz [„Zamknięta w kręgu”] odkryłam w dość niezwykłych okolicznościach. To wiersz z tomu „Akordeon”, który czytelnikom chorwackim jest mało znany, a ja go znalazłam w tramwaju. Otworzyłam i pierwszy wiersz mówił o osobie zamkniętej w kręgu; każdy wers przemawiał do mnie bardzo osobiście w tamtym momencie mojego życia. Zupełnie przestałam dostrzegać ludzi wokół siebie. To była taka epifania, rozmowa poety z poetą. Wiele moich wierszy powstało w wyniku takich niezwykłych wydarzeń, nie z kontemplacji, kiedy się siedzi za stołem, tylko z magii życia.
W twojej poezji pojawia się rzeczywiście wiele osób. Czy potrafisz pisać otoczona ludźmi?
Zdarzyło mi się zanotować coś w kawiarni czy na dworcu, ale piszę w samotności. Ja jestem z natury introwertykiem, a ludzie często myślą, że jestem ekstrawertykiem, ponieważ lubię się przyjaźnić. W ciągu dnia potrzebuję przynajmniej dwóch-trzech godzin tylko i wyłącznie dla siebie. W tłumie nie słyszę swoich myśli. Wiem, że są ludzie, którzy mają taką zdolność, ja kompletnie nie. Istnieją też ludzie, którzy dochodzą do własnych myśli właśnie poprzez komunikację z innymi – zauważyłam to w teatrze. Ta praca, wspólna praca, pomogła mi poznać różne typy ludzi. Odkryłam, jak bardzo jesteśmy różnorodni.
Tak, mam wrażenie, że twoje wiersze to małe narracje, w których opowiadasz losy najprzeróżniejszych osób. Czy tak właśnie jest?
To ciekawe, co mówisz, nie pomyślałam o tym wcześniej, czegoś się właśnie o sobie dowiedziałam, dziękuję.
Współpracujesz z teatrami, piszesz dramaty, mam wrażenie, że to ma ogromny wpływ na twoją poezję. Niektóre wiersze są jak dramaty w miniaturze z dramatis personae, które wypowiadają się bądź wchodzą ze sobą w dialog. Poezja jest raczej samotnym zajęciem, monologiem, a dramat – dialogiem. Skąd u ciebie połączenie dwóch różnych światów? Czy są w literaturze chorwackiej twórcy analogiczni do Różewicza czy Herberta?
Tak, to prawda, długo zajmowałam się teatrem, reżyserowałam sztuki, wykładałam wiedzę o teatrze. Jestem jedyną osobą w Chorwacji, która pisze zarówno wiersze, jak i dramaty, więc ciągle też mnie o to pytają. W moim przypadku nie jest to zderzenie czy konflikt – od dzieciństwa jedna i druga forma ekspresji były mi bliskie. Rodzice zapisali mnie, gdy jeszcze byłam dzieckiem, do tzw. teatru młodych. Równolegle jednak pisałam wiersze.
W twoich wierszach bardzo często odwołujesz się do Boga, do aniołów. Jednak Bóg często jest mały… Jak choćby w wierszu „ochroniarze”.
Tak, jest mały, czyli skromny. Jest najbardziej delikatną istotą. Sama delikatność. Jest jak płatek śniegu. Bóg jest malutki i delikatny, a człowiek traktuje siebie jak coś większego, silniejszego. Bóg na krzyżu jest nagi, rozpięty, a przecież to ludzie go ukrzyżowali. Uczynił to silny politycznie, wrzeszczący tłum. Ten sam tłum uwolnił złego Barabasza. Dla mnie jest to obraz całego człowieczeństwa.
Podobnie Judasz z wiersza „pętla, piękne męskie imię”, prawda?
Tak, ten wiersz właśnie przeczytano na festiwalu Europejski Poeta Wolności. Istotą jego jest handel. Judasz sprzedał Jezusa za pieniądze. To metafora merkantylnego świata dzisiaj, w którym wszystko próbujemy kupić i sprzedać. A taki handel jest przeciwieństwem miłości.
A czy Judasz musiał zdradzić? Czy istnieje predestynacja?
Absolutnie nie. Uważam, że istnieje wolna wola. Zdecydowanie opowiadam się tutaj za świętym Pawłem.
Skończyłaś filozofię i religioznawstwo na Jezuickim Uniwersytecie. Dlaczego wybrałaś właśnie ten kierunek studiów?
Bóg interesował mnie właściwie od początku, od pierwszych przebłysków świadomości. Wydawało mi się to niezwykle interesujące, że istnieje taka istota, której nie widzimy. Mój dziadek, kiedy przyjeżdżał do nas na ferie, mówił: „Dorta, synu [tak wedle zwyczaju zwraca się w miły sposób po chorwacku do dziewczynki], poczytaj mi Biblię”. Stawał w oknie, a ja czytałam początek Księgi Rodzaju o stworzeniu świata. Biblia była dla mnie rzeczywistym słowem Bożym, myślałam sobie: o, tak właśnie mówi Bóg. W dzieciństwie w ogóle bardzo interesowałam się słowami. Powtarzałam jakieś słowo, np. „mlecz” tak długo, aż przestawało mieć sens. Słowa to litery. Z jednej strony jest prawdziwy kwiat, a z drugiej słowo – jego nazwa. Jako dziecko bardzo się temu dziwiłam, że istnieją przedmiot i słowo. Za każdym razem, gdy czytałam Biblię, fascynowało mnie to stwierdzenie: „Bóg powiedział”. Tutaj zaczęła się moja fascynacja Bogiem, który wypowiadał słowa. Później interesowało mnie wszystko, co było związane z teologią, a szczególnie, dlaczego Jezus musiał cierpieć i umrzeć na krzyżu. Ale też interesowała mnie filozofia i obie te dziedziny mogłam studiować właśnie u Jezuitów. I w rezultacie napisałam mały słownik kobiet biblijnych.
Która z nich jest ci najbliższa?
Sheerah. Była wyjątkową kobietą. Jest napisane, że zbudowała trzy miasta. Zaprojektowała i zbudowała, a nie miała żadnego męża. Jest wiele kobiet w Biblii, większość ludzi zna Ewę, Marię Magdalenę, Rachelę, ale Sheerah jest mało znana.
Oprócz słownika, wierszy, dramatów, opowiadań napisałaś podobno również książeczkę dla dzieci. O czym ona jest?
Tak, to opowieść o małej ostrydze, która ma nóżki i chodzi po dnie morza, ale chciałaby stamtąd uciec. Morze jest ogromne i przeraża ją. Chciałabym do tej opowieści zrobić ilustracje.
Istnieje też twój wiersz „Agorafobia”, może ta bajka jest tak naprawdę o tobie?
To prawda, pewnie nieświadomie ukryłam się za tą małą, zabawną ostrygą.
Tłum. Małgorzata Wierzbicka