Szanowni Państwo,

wielu komentatorów twierdzi, że zaprzysiężenie Andrzeja Dudy na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej otwiera nowy rozdział w historii politycznej Polski po 1989 r. Dlaczego ta podkreślana przez nich „nowość” jest w przypadku Dudy taka istotna? Dlatego że wiele więcej, oprócz tego, że jest nowy, o Andrzeju Dudzie nie wiemy. Jednak owa nowość rodzi także spore wątpliwości: utrudnia bowiem nie tyle usytuowanie nowego prezydenta na politycznej mapie naszego kraju, co naszkicowanie samej mapy – wyznaczenie struktury politycznego konfliktu, w który można by Andrzeja Dudę wpisać.

Marcin Król pisze, że po nowym prezydencie nie spodziewa się praktycznie niczego. Jego zdaniem będzie on „pozornie aktywny, a faktycznie bierny”, przede wszystkim dlatego, że „bardzo mało umie”. Związani z prawą stroną sceny politycznej komentatorzy opisują Dudę i jego zwycięstwo całkowicie inaczej, jako narzędzie resentymentalnej zemsty: Bronisław Wildstein twierdzi, że wiktoria polityka z Krakowa oraz ewentualne zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w jesiennych wyborach parlamentarnych otwierają perspektywę rozpadu III RP. Andrzej Nowak z kolei zestawia zaprzysiężenie nowego prezydenta z tym, co wydarzyło się w jego wigilię, czyli pogrzebem Jana Kulczyka. Niekiedy te komentarze przyjmują formę tragikomiczną: Jacek Kurski naliczył 1944 dni od 10 kwietnia 2010 r. do dnia zaprzysiężenia Dudy, Tomasz Terlikowski – z powodu zbieżności dat ze świętem kościelnym – porównał zaś tę ostatnią uroczystość do Przemienienia Pańskiego. Z kolei publicyści wspierający Platformę Obywatelską, jak Tomasz Lis czy Adam Michnik, patrzą na nowego prezydenta przez pryzmat tzw. wojny polsko-polskiej i starcia między PO a PiS-em, widząc w Dudzie już nie (jak w czasie kampanii wyborczej) marionetkę Jarosława Kaczyńskiego, lecz przede wszystkim popularnego polityka zaangażowanego w zwycięstwo największej partii opozycyjnej w październikowych wyborach parlamentarnych.

Sytuacji nie ułatwia sam Andrzej Duda, który na dzień przed swoim zaprzysiężeniem wysłał do największych ośrodków opinii przeciwnych obozów – „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej” – podobny w formie list, obie grupy zapraszając do zasypania podziału pomiędzy wrogimi plemionami. I jakkolwiek o podobny gest trudno byłoby podejrzewać i Bronisława Komorowskiego, i Jarosława Kaczyńskiego, jest to tylko gest, nic prócz samego gestu nie zawierający. Czy zatem faktycznie wybór Dudy na prezydenta ma szansę rozładować napięcie, które rządzi polską polityką od dekady, czy Duda ma szansę być prezydentem odbudowy, czy też będziemy mieli do czynienia jedynie z „korektą”, o której zaczął mówić sam prezydent Duda, gdy przestał używać rzeczownika „odnowa”?

Emocje tych, których poniosła związana z wyborem Dudy euforia, stara się wyjaśnić Aleksander Smolar w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. „To jest reakcja tej części społeczeństwa, która dotychczasową Polskę postrzegała jako kraj uprzywilejowanych, a Duda […] stał się symbolem tęsknoty za lepszym światem, nie tylko za lepszą Polską”. Zdaniem Smolara, kiedy prezydent zacznie podejmować realne decyzje, zapewne zniechęci do siebie część wyborców. Z pewnością nie nastąpi to jednak przed wyborami parlamentarnymi, w których Andrzej Duda może bardzo pomóc swojej byłej partii.

Myślenie o prezydencie Dudzie jako tym, który wstępuje w środek konfliktu między uprzywilejowanymi a nieuprzywilejowanymi, proponuje także Jan Rokita w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem. „Skąd ten kult Dudy? Stąd, że u bardzo wielu ludzi mających poczucie obywatelskiego wykluczenia, to poczucie właśnie ginie. Wiele osób przeżywa ponowne narodziny do obywatelstwa polskiego, zgłaszają akces do wspólnoty”, twierdzi były polityk PO. Nie znaczy to, że zdaniem Rokity prezydent powinien angażować się w codzienną wymianę politycznych ciosów. „Chciałbym, żeby Duda zajmował się tylko polityką symboliczną. Prezydent, który wtrąca się w bieżące sprawy, zawsze wpływa negatywnie na państwo, wkłada kij w szprychy rządowi”.

Z poglądami Jana Rokity polemizuje w swoim tekście Tomasz Sawczuk. Jego zdaniem Rokita może mieć rację, gdy mówi, że dobra prezydentura to taka, która nie zajmuje się bieżącymi sprawami rządzenia, ale kwestiami symbolicznymi. Problem jednak w tym, że „w polskich warunkach taka postawa nie będzie oznaczać w praktyce czysto ceremonialnych gestów, ale walkę na śmierć i życie o najwyższe wartości”.

Na wpisaną w polski model prezydentury konfliktowość zwraca także uwagę Jacek Raciborski. Konstytucja z 1997 r., choć wzmocniła rolę premiera kosztem prezydenta, pozostawiła jednak „rozwiązania wprowadzające istotne ustrojowe niespójności, […] które łącznie prowadzą do nieuchronnych konfliktów między rządem a prezydentem”. Raciborski twierdzi, że do walk pomiędzy poszczególnymi ośrodkami władzy z pewnością dojdzie i to niezależnie od tego, czy jesienne wybory parlamentarne wygra PiS, czy PO. Konfrontacja jest nieunikniona.

Narzędziem tak do jej rozprzęgnięcia, jak i eskalacji może być prezydencka propozycja zawarta w listach do „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej”: uchwalenia nowej konstytucji, bardziej pasującej do „aktualnych realiów politycznych”. Jaka może ona być, jakie rozwiązania prawne zawierać? Póki co projekt ten pozostaje taką samą tajemnicą, jak sam prezydent Andrzej Duda.

Zapraszamy do lektury!

Wojciech Engelking i Łukasz Pawłowski

 


 

Stopka numeru:

Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Tomasz Sawczuk, Wojciech Engelking, Thomas Orchowski, Jakub Sypiański, Hubert Czyżewski, Viktoriia Zhuhan.
Ilustracje: Flickr.