Dotychczasowy chiński model rozwojowy osiągnął swój kres. Oparty na dwóch głównych siłach napędowych – eksporcie oraz ogromnych inwestycjach infrastrukturalnych – przez lata był skuteczny, często zapewniając najludniejszemu państwu świata dwucyfrowy wzrost gospodarczy. Jednocześnie jednak przyniósł ze sobą wiele zjawisk negatywnych, które w oficjalnym języku władz nazywa się enigmatycznie „skutkami ubocznymi”, a które w rzeczywistości są poważnymi problemami chińskiego społeczeństwa. Pierwszy z nich to ogromne i stale narastające rozwarstwienie majątkowe. Mierzący je współczynnik Giniego jest w Chinach wyższy niż w Stanach Zjednoczonych – kolebce kapitalizmu. Tym samym USA są państwem o mniejszych nierównościach niż kraj formalnie wciąż komunistyczny. Po drugie, w jeszcze większym stopniu niż w Związku Radzieckim mieliśmy i nadal mamy w Chinach do czynienia z uwłaszczeniem nomenklatury spod znaku Komunistycznej Partii Chin. Trzeci czynnik, związany z poprzednim, to ogromna korupcja, a czwarty – zniszczenie środowiska naturalnego na niewyobrażalną w Europie czy Stanach Zjednoczonych skalę.
Powyższe zjawiska i wiele pomniejszych zmusiły władze chińskie do odejścia od dotychczasowego modelu rozwoju. Siłą napędową gospodarki miała stać się konsumpcja wewnętrzna. Nowe kierownictwo partii, na czele z prezydentem Xi Jinpingem, które doszło do władzy przed dwoma laty, zaczęło tę reformę wprowadzać w życie. Postanowiono wówczas niejako od podstaw „zbudować chińskiego konsumenta”, a w ramach tej akcji latem ubiegłego roku podjęto decyzję o wpuszczeniu na masową skalę zwykłych obywateli na giełdę w roli drobnych inwestorów. Chińczyków, którzy żyłkę hazardzistów mają w swoim DNA, nie trzeba było do tego szczególnie namawiać. W okresie od czerwca 2014 r. do czerwca bieżącego roku doprowadzili do wzrostu indeksu szanghajskiej giełdy o 150 proc., tworząc bańkę, która dziś pęka.
Najbardziej stracili na tym pojedynczy bogacze – rekordzista zbiedniał o 3,5 mld dolarów – oraz znacznie liczniejsi drobni inwestorzy, którzy na giełdzie grali niejednokrotnie pieniędzmi pożyczanymi pod zastaw swojego majątku. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by ocenić społeczne skutki tego zjawiska, ale mogą być one poważne, ponieważ na inwestycje giełdowe zdecydowało się ponad… 90 mln obywateli.
Aby tym negatywnym skutkom zapobiec, władze zareagowały w sposób typowy dla państw autorytarnych, aresztując dziennikarzy oraz niektórych inwestorów, by – jak się mówi – „nie siali paniki”. Do tej pory zatrzymano już niemal 200 osób, a to niezbity dowód na to, że sprawa została potraktowana wyjątkowo poważnie.
W rzeczywistości nie mamy jednak do czynienia z nieuzasadnioną „paniką inwestorów”, ale jak najbardziej realnymi problemami gospodarczymi. Globalny kryzys finansowy w roku 2008 miał swój początek w największej gospodarce świata. Istnieją obawy, że źródłem kolejnej zapaści będzie światowa gospodarka numer dwa. To zaskoczenie dla wszystkich – łącznie z władzami w Pekinie, do tej pory przyzwyczajonymi do wyłącznie optymistycznych wieści na temat kondycji gospodarczej kraju.
Wskaźniki inwestycji, konsumpcji i eksportu pokazują jednak, że chińska gospodarka zaczyna zdecydowanie wyhamowywać. Pytanie, jak gwałtowny będzie to proces. Władze w Pekinie zarzekają się, że wzrost utrzyma się na zapowiadanym wcześniej poziomie 7 proc., ale coraz liczniejsi niezależni eksperci zaczynają w te przewidywania wątpić i prognozują wzrost na poziomie 3–5 proc. Chińska gospodarka znalazła się w najpoważniejszych kłopotach od czasu masakry protestujących studentów na placu Tian’anmen w roku 1989. Od chwili wejścia państwa na drogę reform gospodarczych w grudniu 1978 r., to dopiero drugi przypadek, kiedy z Pekinu napływają tak niepokojące informacje gospodarcze.
Krach na giełdzie, do którego doszło mimo zachęt ze strony władz, by Chińczycy inwestowali swoje pieniądze w akcje, oraz seria katastrof, z których najpoważniejsza to wybuch składu niebezpiecznych chemikaliów przetrzymywanych nielegalnie w środku osiedli mieszkaniowych, podważyły zaufanie części społeczeństwa do władz. Przyczyniła się do tego także – a może przede wszystkim – wielka kampania walki z korupcją, którą rozpoczął na skalę do tej pory niespotykaną prezydent Xi Jinping. Objęła ona najważniejsze osoby w państwie, skazano wielu generałów, ministrów, najbliższych doradców byłego prezydenta Hu Jintao a nawet Zhou Yongkanga, odpowiedzialnego w poprzednim ścisłym kierownictwie, czyli 7-osobowym Stałym Komitecie Biura Politycznego KC KPCh za bezpiekę i służby mundurowe. Na coś takiego nie zdobył się nawet Mao Zedong, nigdy nie wchodząc w sferę oddziaływania „chińskiego Berii” – Kang Shenga. Naruszono wiele tzw. gunanxi, czyli sieci osobistych relacji, co doprowadziło do ogromnego fermentu w partii rządzącej. Wielu członków KPCh jest niezadowolonych z działań obecnego lidera i tylko czeka na jego potknięcie.
Dla samego Xi Jinpinga kampania antykorupcyjna jest oczywiście sposobem na pozbycie się niewygodnych przeciwników i umocnienie własnej pozycji, ale wynika ona także z zimnej kalkulacji, zgodnie z którą skala korupcji była na tyle duża, że jej dalsze ignorowanie mogłoby doprowadzić do utraty władzy przez Komunistyczną Partię Chin. Tamtejsi politycy pamiętają, że w wojnie domowej przed proklamowaniem ChRL korupcja i inflacja w nie mniejszym stopniu przyczyniły się do upadku Guomintangu i wprowadzenia rządów komunistycznych niż działania bojowe, a wcześniej inwazja Japonii.
Prasa w Hongkongu – zwykle bardzo dobrze poinformowana o tym, co dzieje się na najwyższych szczeblach władzy – pisała, że podczas niedawnych, będących corocznym rytuałem, ale zawsze utajnionych narad kierownictwa partii w nadmorskim kurorcie Beidahe, a dotyczących najważniejszych wyzwań na najbliższy rok, rozmowy oscylowały jedynie między dwoma tematami: utrzymania Chin na ścieżce wzrostu gospodarczego oraz zwiększenia środków przeznaczanych na bezpieczeństwo publiczne. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że już dziś na ten cel przeznacza się więcej pieniędzy niż na chińską armię! Taka alokacja środków doskonale pokazuje, czego tak naprawdę obawiają się władze w Pekinie.