Jarosław Kuisz: Właśnie rozpoczyna się szczyt Unii Europejskiej w Brukseli, podczas którego będą omawiane problemy nękające Unię Europejską, w tym kryzys migracyjny. To problem, który kładzie się cieniem na politykę nie tylko krajową, ale i zagraniczną. A warto zauważyć, że po listopadowych zamachach w Paryżu zmieniła się polityka zagraniczna Francji.

Pierre Buhler: Ale nie było zmiany o 180 stopni.

Pewna ewolucja niewątpliwie nastąpiła. Prezydent Francji zaczął aktywnie szukać sojuszników do walki z terroryzmem na całym świecie.

Owszem. Zacznijmy jednak od przypomnienia, że w listopadzie Francja została zaatakowana w sposób niesłychanie dziki, barbarzyński. Stało się tak, bo jako państwo odgrywamy pewną istotną rolę we współczesnym świecie. Zaatakowano zatem Francję w związku z prowadzoną polityką na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach, ale zaatakowano przede wszystkim wartości uniwersalne, zamachów dokonano przecież w miejscach, w których spotykają się zwykli ludzie. Efekt tragedii przekracza granice jednego państwa, wśród ofiar zamachów znalazły się osoby reprezentujące aż 20 narodowości. Można zatem bez przesady powiedzieć, że na terytorium francuskim zaatakowano wspólnotę światową. Co do następstw, wynikają one z prostej konstatacji, że ten atak nie wziął się znikąd. Państwo francuskie zidentyfikowało organizację terrorystyczną, która odpowiada za te zamachy – i jest to oczywiście tzw. Państwo Islamskie (IS). Prezydent François Hollande zadeklarował po zamachach, że będzie prowadzona wojna przeciw temu organizmowi politycznemu i że teraz musimy rozpocząć wszelkie możliwe działania, w tym militarne, przeciw jego pseudostolicy w Rakce. Reasumując, nasz cel to zniszczyć tzw. Państwo Islamskie.

Ambitny cel.

Owszem. Trzeba zniszczyć osobliwą, złożoną organizację, która zawodowo zajmuje się przemytem broni, ropy naftowej, dzieł sztuki. Konieczne jest zniszczenie centrum dowodzenia tzw. Państwa Islamskiego, jego linii zaopatrzeniowych, wysuszenie źródeł finansowania. W tym celu musimy oprzeć się na ugrupowaniach wojskowych w Syrii, które już prowadzą działania zbrojne przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Jednocześnie poszukujemy sposobów wyjścia poza chaos syryjski, który destabilizuje cały region. Francja pracuje z partnerami tak różnymi jak USA, Wielka Brytania, Rosja, Turcja i, o ile to będzie możliwe, Iran. Wysiłki naszej dyplomacji uzyskały wsparcie ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ, która jednogłośnie przyjęła rezolucję nr 2249, wzywającą do zintensyfikowania walki z tzw. Państwem Islamskim. Co więcej, po zamachach François Hollande zdecydował się na bezprecedensowe przywołanie art. 42.7 Traktatu UE. Zgodnie z tym przepisem, w przypadku gdy jakiekolwiek państwo członkowskie Unii Europejskiej stanie się ofiarą napaści zbrojnej, pozostałe kraje „mają w stosunku do niego obowiązek udzielenia pomocy i wsparcia przy zastosowaniu wszelkich dostępnych im środków”. Francuską prośbę o pomoc poparli wszyscy ministrowie obrony państw UE, w tym szef polskiego MON-u Antoni Macierewicz. Nasze stanowisko nie zmienia się wszakże w sprawie podstawowej: prezydent Syrii, Baszszar al-Asad, odpowiedzialny za popełnione zbrodnie, powinien ustąpić ze stanowiska.

Polskę w tej skomplikowanej układance najbardziej interesuje sprawa sojuszu z Moskwą.

Aktualnie Moskwa prowadzi działania militarne na obszarze Syrii przeciwko grupom, które zwalczają tzw. Państwo Islamskie. Z pewnością nie jest to najlepszy sposób, aby tzw. Państwo Islamskie pokonać. Życzymy sobie, aby Rosja dołączyła do państw, które bezpośrednio walczą z naszym wrogiem. W tej chwili jednak nadal nie ma żadnej formalnej zgody dotyczącej wspólnych działań militarnych. Jednak pewne jest to, że potrzebna jest koordynacja działań koalicji, choćby po to, by uniknąć takich incydentów, jak zestrzelenie przez tureckie myśliwce rosyjskiego samolotu Su-24.

Zapytam wprost: czy porozumienie z Moskwą w sprawie walki z tzw. Państwem Islamskim może w jakikolwiek sposób zaszkodzić sprawie Ukrainy?

Nie. Z punktu widzenia Paryża to są dwa różne tematy. Rozwiązanie problemu rosyjsko-ukraińskiego związane jest z wykonaniem ostatnich porozumień z Mińska. Podczas spotkania 1 października w formacie Normandii postanowiono zmienić harmonogram wykonania porozumień, przesunąć pewne terminy, ale w żaden sposób nie naruszono istoty zawartego układu. Problem Wschodniej Ukrainy musi znaleźć polityczne, a nie militarne, rozwiązanie, niezbędne jest przywrócenie kontroli władz ukraińskich nad własnymi granicami państwowymi. Przypominam, że cały czas obowiązują sankcje przeciwko Rosji, na które zgodziły się państwa europejskie.

W Warszawie powtarza się, nie bez obawy, że sankcje przeciwko Rosji zostaną zniesione, jak tylko Moskwa naprawdę włączy się w konflikt po stronie koalicji przeciw Rakce.

Dopóki nie zostaną wykonane wspomniane porozumienia mińskie, stosunek Francji do sankcji nie ulega zmianie. Zatem konflikt w Syrii niczego tu nie zmienia. Natomiast warto, by w Polsce zdano sobie sprawę, że po zamachach terrorystycznych sprawą priorytetową stała się likwidacja komórek islamistów na terenie Francji – i innych państw UE. Przywrócono czasową kontrolę granic, a stan wyjątkowy trwa. Nie ustają przeszukania podejrzanych lokali, zresztą znaleziono całe arsenały broni. W szerszym planie ważna jest zgoda partnerów europejskich na nowe regulacje dotyczące obrotu bronią, na PNR (Passenger Name Record), czyli lepsze monitorowanie pasażerów linii lotniczych, czy na realne wzmocnienie granic zewnętrznych UE.

Planowane jest powołanie w miejsce Frontexu nowej Agencji ds. Straży Granicznej i Przybrzeżnej, której funkcjonariusze mogliby nawet podejmować interwencje na granicy bez zgody państwa przyjmującego.

Z pewnością konieczne jest wzmocnienie Frontexu. Ochrona granic powinna być postrzegana nie tylko jako lekarstwo na problem masowych migracji, ale także jako część działań podejmowanych w ramach walki z terroryzmem.

Podczas szczytu w Brukseli powraca temat uchodźców. Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, powtarza, że zamykanie granic między państwami UE nie doprowadzi do rozwiązania problemu.

To prawda, ale musimy razem podejmować stosowne decyzje w tej sprawie. Paryż wypowiada się od dawna, bo przecież napływ imigrantów był znaczący jeszcze przed wybuchem kryzysu latem tego roku. Dość hasłowo wspomnieć o takich miejscach jak Lampedusa. Nie dość jednak podkreślać, że kanclerz Merkel mówiła o uchodźcach, a nie o wszystkich imigrantach, którzy trafili na Stary Kontynent.

W praktyce niełatwo przeprowadzić ten podział.

Ale trzeba. Sytuacja życiowa uchodźców z Syrii, w której toczy się regularna wojna, jest zupełnie inna niż na przykład mieszkańca Bałkanów, który szuka poprawy swojej sytuacji materialnej.

Trudno jednak nie zauważyć, że Francja nie otwiera się na uchodźców z takim entuzjazmem jak Niemcy.

W tej chwili Niemcy mają znacznie więcej próśb. Potrzebna jest współpraca, by zapewnić skuteczną kontrolę granic zewnętrznych UE, żeby procedury azylowe, związane z przyjmowaniem uchodźców w UE, były przestrzegane, takie choćby jak prawidłowa rejestracja osób w pierwszym kraju UE, do którego trafia osoba potrzebująca pomocy.

To zrozumiałe. Ale gdy przedstawiciele państw UE przegłosowali decyzję o podziale imigrantów, zaskakująca była niebagatelna różnica w kwotach uchodźców dla Francji i Niemiec.

Limit wyznaczają możliwości realnej absorbcji. Francja zobowiązała się do przyjęcia pewnej kwoty uchodźców, w tej chwili to ok. 30 tys. osób. Algorytm dla kwot uchodźczych jest zresztą taki sam dla wszystkich państw UE, uwzględnia się populację, aktualny stan PKB, poziom bezrobocia itd. Pod tym względem sytuacja Francji i Niemiec różni się istotnie, różnią się zatem i kwoty.

Szacuje się, że od momentu „pęknięcia granic” do Europy trafił ponad milion osób. Z tej perspektywy wspomniane 30 tys. to bardzo mało, o polskiej kwocie uchodźczej nawet nie ma co wspominać. Ciężar absorpcji spadnie, tak czy inaczej, głównie na Niemcy.

Ale nie wszystkie osoby są uchodźcami, którzy potrzebują pomocy. Mnóstwo osób to imigracja zarobkowa, potajemna. My jesteśmy całkowicie solidarni z Niemcami, którzy ad hoc muszą sobie poradzić z problemem, ale przede wszystkim potrzebne są rozwiązania trwałe. Tym bardziej że Francja pragnie zrobić wszystko, by zachować prawo do swobodnego przepływu osób w ramach UE. W tym celu rozpoczęto rozmowy z Ankarą o uszczelnieniu granic między Turcją a Grecją. Porozumienie, które zawarto z Turcją, ma pomóc w rzeczywistym rozwiązaniu problemu nielegalnego przekraczania granic. Trzeba szukać rozwiązań u źródła.

Michel Rocard, premier Francji, już w 1989 r. w związku z tematem imigracji powiedział, że Francja nie może przyjąć całej nędzy tego świata…

Ale nie powiedział, że mamy odpychać łodzie z ludźmi od naszych brzegów! Co do zasady musimy pomóc w rozwiązaniu problemu politycznego, jakim jest zakończenie wojny w Syrii i odbudowa kraju. Tak, aby zwykli ludzie mogli opuścić obozy dla uchodźców i powrócić do siebie. A to nie może być odległa przyszłość. Oto cel francuskiej polityki międzynarodowej po zamachach w Paryżu.

Tak po ludzku, trudno sobie wyobrazić, by ktoś, kto zamieszkał w obozie w Niemczech, miał ochotę wrócić do zdewastowanego wojną domową kraju.

Mówimy teraz o milionach uchodźców w obozach, które znajdują się na terytorium Libanu, Jordanii czy Turcji. Rozwiązanie tego problemu wymaga nie tylko naprawdę śmiałej, ale i pragmatycznej polityki zagranicznej. Na przykład porozumienie z Turcją zawiera warunki, po których spełnieniu z Europy popłyną środki finansowe.

Na zakończenie nie można nie zapytać, jak Paryż ocenia sytuację w Polsce.

Francja pragnie podtrzymać dobre relacje z nowymi władzami, które zostały wyłonione w demokratycznych wyborach. Na zaproszenie prezydenta Hollande’a owocną wizytę w stolicy Francji złożył Andrzej Duda. W 2016 r. będą się toczyły kolejne poważne francusko-polskie prace międzyrządowe. Zatem na tym etapie mogę powiedzieć, że do współpracy z Polską jesteśmy gotowi i chętni.