Szanowni Państwo!

W poniedziałek odbyły się kolejne protesty przeciwko „odgórnemu” reformowaniu kraju. Tym razem Związek Nauczycielstwa Polskiego zorganizował w całym kraju pikiety i marsze w związku z zapowiadaną reformą edukacji. Rząd zaproponował kolejną kosztowną reformę, choć nie odpowiedział na pytanie, czemu ma służyć powrót do modelu edukacji rodem z Polski Ludowej. W całej reformie póki co najważniejszy wydaje się pośpiech. Nie ma jeszcze nowych programów nauczania. Nie przeprowadzono szerokich konsultacji społecznych. Nie przygotowano nauczycieli do wprowadzania zmian. Wreszcie – niestety – w żaden sposób nie próbuje się przekonać merytorycznie ani przeciwników zmian, ani zdezorientowanych podatników.

PiS sięgał zwykle po pewien dobrze znany zestaw kontrargumentów. Na jakiekolwiek sprzeciwy wobec gorączkowych, nieprzygotowanych racjonalnie reform odpowiada się np. stwierdzeniami o „układzie, elitach czy grupach nacisku, które walczą”. Dalej: „…bo koalicja PO–PSL też tak robiła”. Wreszcie, gdy już naprawdę nie wiadomo, co powiedzieć, pada przesławne: „To sprawa polityczna”.

W zeszłym tygodniu sytuacja się jednak zmieniła. „Czarny protest” przeciwko zaostrzaniu prawa aborcyjnego wyprowadził na ulice tysiące obywatelek i obywateli. Wygodne malowanie wizji „PiS kontra reszta świata” przestało być przekonujące, skoro w protestach wzięły udział kobiety i mężczyźni jak dotąd niezaangażowani politycznie, zaś krytyka partii Kaczyńskiego pojawiła się także po prawej stronie. Redaktor Terlikowski ogłosił nawet w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, że dla niego „dobra zmiana” się skończyła.

Czy to pierwsza duża porażka PiS-u od wyborów? Wydaje się, że tak. Jakkolwiek nie były to pierwsze masowe demonstracje w ostatnich miesiącach, tym razem PiS się ugiął. I jak się wydaje, przegrał politycznie – pod kilkoma względami.

Po pierwsze, przegrał, bo wymazać z pamięci tego, że szeroka mobilizacja protestu jest możliwa i potencjalnie skuteczna, już się nie da. Przegrał, bo tym razem na ulice wyszły właśnie zupełnie nowe grupy. Elektorat negatywny PiS-u, który przez wiele lat tak skutecznie organizowała Platforma Obywatelska, miał się w 2015 r. rozsypać. Sztandar „straszenia PiS-em” niesie wciąż KOD, ale dla wielu grup jest to jednak synonim politycznego obciachu. Strajk i protesty 3 października to jednak inne grupy – co odnotowała także prawicowa prasa. To grupy, które PiS potrafił dotąd trzymać na dystans.

Po drugie, PiS przegrał, ponieważ chcąc obłaskawić swój żelazny, konserwatywno-katolicki elektorat, zawiódł go ostatecznie i chyba w pewnej mierze oszukał. Jednogłośnie przyjęty do dalszych prac projekt całkowitego zakazu i penalizacji aborcji autorstwa blisko związanej ze środowiskami PiS-u organizacji Ordo Iuris został odrzucony wbrew „wolności sumienia” posłów parlamentarnej większości – i to w takim pośpiechu, jakby na Wiejskiej się paliło.

O tym, jak bardzo PiS podpadł konserwatywnym środowiskom, najlepiej może świadczyć nagrana niedługo po głosowaniu pogadanka ministra Antoniego Macierewicza dla Telewizji Trwam. Mimo niewątpliwego krasomówczego talentu ministra, jasne jest, że albo Prawo i Sprawiedliwość okazało słabość, bo wycofało się rakiem z popieranego wcześniej stanowiska z przyczyn taktycznych. Nie chciano pogłębiać niezadowolenia, które wymknęło się spod kontroli. Albo też PiS (jako całość) nigdy tego projektu i idei za nią stojących nie popierał, a wykorzystał jedynie w politycznej grze, którą – sądząc po protestach z 3 października – źle zaplanował. Albo i to, i to, jeśli brać pod uwagę zapał Macierewicza i innych do nagłego gaszenia politycznego pożaru.

Po trzecie, PiS nie miał strategii komunikacyjnej na czas kryzysu. O tym najlepiej chyba świadczyła usunięta z facebookowego profilu partii grafika, atakująca opozycję za wykorzystywanie „delikatnej sprawy” aborcji do „cynicznych celów politycznych” i sugerująca, że to destruktywna i pozbawiona programu opozycja wyprowadziła Polki na ulicę, na co PiS „nie pozwoli”.

Rozpaczliwy ton tych krótkich zdań oraz próba zaklinania rzeczywistości, to coś, czego ze strony większości parlamentarnej od czasu zeszłorocznych wyborów nie widzieliśmy. W marketingowo-politycznej walce od dłuższego czasu PiS wiódł prym, umiejętnie lansując krótkie, ostre i skuteczne komunikaty ustawiające dyskusję oraz spychające PO i inne ugrupowania do defensywy. W sporze o Trybunał Konstytucyjny to opozycja – choć ma rację – musi przygotowywać sążniste wyjaśnienia, które gubią uwagę części czytelników już przy pierwszym powtórzeniu słów „ład konstytucyjny państwa”. Teraz po raz pierwszy PiS oddał inicjatywę i krótkie hasła musiał zastąpić słowną ekwilibrystyką.

Jak PiS zareaguje na dzisiejsze protesty Związku Nauczycielstwa Polskiego? Czy te ostatnie pęknięcia świadczą o głębszych problemach rządu i partii Jarosława Kaczyńskiego, czy to tylko chwilowa słabość? A może oddolny protest – omijający zinstytucjonalizowaną opozycję, ale za to, jak w 2006 i 2007 r. Dolina Rospudy, oparty na teoretycznie niepolitycznej platformie – jest jaskółką nowego klimatu politycznego w Polsce?

To, że „czarny protest” przeciw PiS-owi poparły osoby dotąd obojętne na polityczne awantury, tak czy inaczej, otwiera nowy rozdział w tej kadencji parlamentarnej.

Anna Materska-Sosnowska w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim przekonuje, że politycy PiS-u dobrze wiedzieli, jaka jest opinia większości społeczeństwa na temat zaostrzania prawa aborcyjnego. To co ich zaskoczyło, to rzeczywista skala protestu zorganizowanego w tak krótkim czasie. Demonstracje odbyły się w wielu miastach, a ich echem były liczne zagraniczne reakcje mediów, a także debata w Parlamencie Europejskim. Według Materskiej-Sosnowskiej to były realne powody zmiany stanowiska PiS-u o 180 stopni.

Na słabości opozycji, takie jak brak pomysłu na siebie i forsowanie zbędnych pomysłów w rodzaju likwidacji CBA oraz IPN-u, wskazuje Jarosław Flis. Opozycji brakuje nowych twarzy, takich jak w przypadku PiS-u Beata Szydło czy Andrzej Duda, które mogłyby stworzyć nową politykę i zagrozić Prawu i Sprawiedliwości. Flis wskazuje, że podczas nieobecności Tuska to ten duet wygrał z Bronisławem Komorowskim i Ewą Kopacz.

Z kolei Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej” pisze o tym, jak „czarny protest” powinien przyczynić się do przemyślenia nie tylko słabnących sondaży poparcia dla PiS-u, lecz także refleksji na temat przyszłości III RP. „PiS może przewrócić się o własne nogi, Jarosław Kaczyński nie jest politykiem wszechmocnym, zaś Prawo i Sprawiedliwość jest tyleż straszne, co śmieszne. Ale najważniejsze, że pokonać PiS to za mało. Wszak chodzi nie o to, aby zmienić władzę, ale o to, aby było lepiej” – pisze.

Życzymy udanej lektury!

Kacper Szulecki, Jarosław Kuisz