0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Rave jaki jest,...

Rave jaki jest, każdy może zobaczyć w Katowicach. Relacja z Mayday 2016

Karol Aurewicz

W tym roku po raz pierwszy w kilkunastoletniej historii polskiej edycji festiwalu w Spodku zaprezentowali się artyści jedynie ze światka techno. Czy wyszło to imprezie na dobre?

Mayday organizowany jest w Polsce od 2000 r., a w Niemczech od 1991 r., wybrałem się jednak na ten festiwal po raz pierwszy dopiero w tym roku. Ściągani w poprzednich latach do Katowic artyści raczej nie budzili mojego entuzjazmu, a sam festiwal celował w inną publikę. Tym razem jednak nie dało się dyskutować z grafikiem, który bez ogródek obiecywał, że „będzie się działo”.

Powód mojej wizyty na Mayday jest więc prozaiczny, lecz nie ja jeden stawiłem się w Spodku po raz pierwszy. Tegoroczny zestaw DJ-ów odzwierciedla zmianę w gustach fanów muzyki elektronicznej w Polsce, dokonującą się po cichu przez ostatnie lata. Aby zapełnić Spodek nie trzeba już zapraszać artystów z gatunków odnoszących globalny sukces komercyjny (EDM, trance, big room house), dorzucając jako kwiatek do kożucha kilku twórców muzyki mniej festiwalowej, a bardziej klubowej. W tym roku na Mayday królowało techno, wszystkich 21 artystów specjalizowało się właśnie w tym gatunku. I choć niektórzy nie pokazali swojej ambitniejszej strony, o rzewnych stadionowych hymnach z pogranicza popu i EDM-u można było zapomnieć.

We’re having big fun

Znajdujące się poza muzycznym mainstreamem techno zdążyło wytworzyć własny nurt główny i nurty poboczne. Gwiazdami głównej sceny Mayday 2016 byli DJ-e, którzy potrafią znaleźć się zarówno w klubach, hołdujących podziemnemu etosowi, jak i dużych halach. Wiedzą też, jak wzbudzić sympatię tych nie do końca pokrywających się widowni. Udało się i tym razem, wbrew obawom co do poziomu artystycznego. Główna scena Mayday celuje przecież w podobny klimat co Circus Tent na Audioriver, gdzie sety potrafią być zatrważająco nieciekawe. W tym roku muzycznie zdecydowanie wygrywa katowicki festiwal.

Na to pozytywne zaskoczenie zapracowali przede wszystkim Adam Beyer, Speedy J i Ben Sims. Z jednej strony cała trójka jest aktywna na scenie muzycznej od ponad 20 lat, można więc liczyć na ich doświadczenie. Z drugiej jednak strony profesjonaliści z takim stażem nie są w stanie od czasu do czasu uniknąć słabszego występu. Tym razem zwyciężyła dobrze pojęta rutyna. Beyer zaprezentował się poziom wyżej niż podczas zeszłorocznego Audioriver, grając bardziej dynamicznie. Udało mu się przykuć uwagę słuchaczy, a podczas występu sam najwyraźniej dobrze się bawił. Ben Sims żonglował utworami niczym na swoim studyjnym „Fabric 73”, od którego katowicki występ był nawet ciekawszy. Brytyjczyk nie wplatał tym razem w set irytujących utworów powtarzających w nieskończoność jedno hasło (np. „Wurk it”), które natychmiastowo niszczą nastrój nachalnością. Pędził oczywiście byle szybciej do przodu, znając bezlitosne wymagania stawiane DJ-owi o 5 nad ranem. Miał zmotywować topniejącą już publikę do przełamania zmęczenia i zadanie wykonał.

Palmę pierwszeństwa tej nocy dzierżył jednak bezsprzecznie Speedy J. W latach 90. z równym zapałem tworzył techno i IDM z wycieczkami w stronę ambientu, by w tym stuleciu poświęcić się jedynie temu pierwszemu gatunkowi. Specjalizacja popłaciła. W Spodku Speedy J rozkręcił rave, na którym nie dało się ustać spokojnie w miejscu. Dokonał tego, czego można wymagać od najlepszych DJ-ów tej sceny: tchnął świeżość w niezmienne od zarania schematy gatunku. Dzięki niemu publika zachowywała się tak, jakby pierwszy raz w życiu stykała się z muzyką na okrągło budującą i wentylującą napięcie. Speedy J udowodnił wszystkim partaczom, że występując przed dużą publiką, nie trzeba bezwstydnie obniżać poziomu.

Kolejną gwiazdą głównej sceny był Len Faki. Odwiedził Mayday nie po raz pierwszy, a jego wejście na scenę wywołało tu i ówdzie okrzyki wiernych fanów. Zawiódł niestety oczekiwania. Sprawiał wrażenie jakby nie do końca potrafił się zdecydować, w którą stronę chce zwrócić swój set. Jedno należy mu jednak oddać: jego występ był najlepiej nagłośniony na całym festiwalu. Faki wzorcowo panował nad basem, nie pozwalając mu zagłuszyć ani jednego dźwięku o wyższej częstotliwości. Uderzał tylko tam, gdzie powinien. Perfekcyjne wyczucie!

Szkoda, że na Fakim nie wzorowała się ekipa nagłaśniająca boczną scenę, szumnie ochrzczoną mianem Showroom. Przez całą noc było tam słychać jedynie łupanie kick drumu, skutecznie zagłuszające wszystkie inne ścieżki. Przykładowo Gary Beck zaprezentował utwór „Backward”, który swą specyfikę zawdzięcza współgraniu sampli wokalu z pędzącym na złamanie karku rytmem. Niestety, w Spodku wokalu trzeba się było domyślać, ledwo dawał o sobie znać spod natłoku niskich częstotliwości. Dlatego ocenianie występów w Showroom byłoby jak relacjonowanie festiwalu rockowego, na którym słychać jedynie perkusję. Noc na bocznej scenie minęła pod znakiem zmarnowanego potencjału.

All Under One Roof Raving

Zachowanie festiwalowej publiki sugeruje jednak, że niedomagania nagłośnienia jej w zupełności nie przeszkadzały. Wygląda bowiem na to, że Mayday zdążył wychować sobie pokaźne grono fanów, którzy stawią się w Spodku bez względu na datę, pogodę czy dobór artystów. Po kilkunastu latach najwidoczniej nie tylko ufają organizatorom, ale uwielbiają samo wydarzenie. Mayday urósł dla nich do rangi święta. Czy w kolejce do wejścia na jakikolwiek inny polski festiwal ludzie wykrzykują i oklaskują jego nazwę? Gdzie co chwilę widać kogoś w festiwalowej koszulce? Dokąd wybierają się fani w specjalnie na tę okazję przygotowanych przebraniach? Podobny entuzjazm można zaobserwować chyba tylko w pociągach zmierzających na Woodstock.

Dzięki atmosferze ludowego święta na Mayday można zbliżyć się, na ile to dziś możliwe, do legendarnych rave’ów z przełomu lat 80. i 90. I to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Pomimo różnic klasowych czy światopoglądowych mamy okazję bawić się ramię w ramię z ludźmi, którzy żyją w tym samym kraju, ale odległych światach. Oznacza to jednak dla wszystkich stron wystawienie się na zachowania i estetyki, których na co dzień nie pochwalamy. I tak jednym trudno będzie znieść rozbuchane podkreślanie seksualności, inni nie będą mogli się nadziwić odzianym od stóp do głów w czerń młodzieńcom z plecakami „Pozdro techno”. Taka impreza stłacza Innych w jednym miejscu.

***

Na Mayday 2016 bawiło się prawie 10 tys. osób. Czy w przyszłości techno bez ogródek i ozdóbek również zdoła zapełnić Spodek? Oby tak się stało, bo Mayday to najlepsza w Polsce okazja, by posmakować masowego rave’u w całej okazałości i kiczowatości.

 

Festiwal:
Mayday 2016, 10 listopada, Katowice.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 411

(47/2016)
22 listopada 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj