0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > Państwo to za...

Państwo to za mało

Ze Zbigniewem Pełczyńskim rozmawiają Łukasz Pawłowski i Hubert Czyżewski

„Kraje, w których życie publiczne opierałoby się tylko na państwie, byłyby niesłychanie ubogie. Bez inicjatyw obywatelskich, oddolnych, nieformalnych, nie wyobrażam sobie normalnego rozwoju społeczeństwa i życia publicznego”.

Łukasz Pawłowski: Szkoła Liderów od czasu założenia w 1994 r. zajmuje się „wynajdywaniem i wspieraniem liderów różnych obszarów życia publicznego: w organizacjach pozarządowych, instytucjach samorządu terytorialnego oraz w partiach i organizacjach politycznych”. Organizuje wyjazdowe seminaria, wykłady, debaty. Dlaczego zdecydował się ją pan założyć?

Zbigniew Pełczyński: Było oczywiste, że po upadku komunizmu Polska będzie potrzebowała wielu ludzi zaangażowanych w życie publiczne, zdolnych, z entuzjazmem, chętnych do działania, których talenty powinny być rozwinięte. Nie mogły się one rozwijać w czasach PRL, bo ten ustrój wykluczał wszelkiego rodzaju niezależne inicjatywy, samoorganizacje, działalność poza kontrolą państwa. Dlatego zastanawiałem się, co można zrobić, by w Polsce uruchomić jakiś system szkolenia.

Poza tym miałem w głowie przykład Uniwersytetu Oksfordzkiego, z którym byłem związany przez ponad 40 lat i gdzie różnego rodzaju organizacji jest bardzo wiele. Studenci zakładają kluby, organizują debaty, wyłaniają się liderzy, tworzą się komitety. Cały uniwersytet tchnie zaangażowaniem w sprawy publiczne. A w Polsce pustka – były wówczas jakieś młodzieżówki partyjne, kilka organizacji pozarządowych. Ale nawet ludzie zaangażowani byli amatorami, nie mieli doświadczenia.

ochojska

ŁP: Szkoła Liderów otrzymywała duże wsparcie finansowe z zagranicy. „Wiadomości” TVP, które od kilku tygodni emitują krytyczne materiały na temat niektórych NGO-sów, sugerują, że taka organizacja siłą rzeczy nie jest niezależna, ale stanowi narzędzie realizacji interesów zagranicznych.

Nonsens. W krajach rozwiniętych tego rodzaju organizacje mogą być finansowane ze źródeł krajowych, bo takie środki są dostępne – nie brakuje zamożnych ludzi, przedsiębiorstw, dużych fundacji. W Polsce po roku ’89 nie było ani ludzi z pieniędzmi, ani możliwości rozwinięcia tego rodzaju działalności bez środków zewnętrznych. Już wtedy zauważyłem, że pojawiały się różne szkolenia amerykańskie, czy brytyjskie, których organizatorzy zdawali sobie sprawę z konieczności wypełnienia luki społecznej i obywatelskiej po komunizmie. Były one często wspierane przez różnego rodzaju fundacje zagraniczne i rządy, którym zależało na tym, żeby demokracja w krajach postkomunistycznych się rozwijała.

Hubert Czyżewski: W jaki sposób pan zdobywał środki?

Dla mnie problemem było nie to, skąd wziąć pieniądze, tylko jak znaleźć odpowiedniego sponsora. Miałem wielkie szczęście, bo przypadkowo spotkałem w Warszawie pewną panią, Węgierkę, która od roku prowadziła Instytut Społeczeństwa Otwartego (Open Society Institute) w Budapeszcie. To była inicjatywa George’a Sorosa, dla którego społeczeństwo otwarte ma kolosalną wagę, nie tylko w polityce, ale i kulturze i wszystkich sferach działania społecznego. Przyjechała do Polski z workiem pieniędzy, żeby szukać dobrych inicjatyw, które mogłaby wesprzeć. Ja miałem inicjatywę – szkolenie młodych liderów społecznych. Zapytała, ile potrzebuję pieniędzy. Po szybkiej kalkulacji powiedziałem, że 50 tys. dolarów. I tyle dostałem.

W każdej władzy jest pokusa ograniczania niezależności, żeby rządzić łatwiej, żeby prowadzić politykę bez trudności. To jest coś, co trzeba zwalczać.

Zbigniew Pełczyński

HC: Czy organizacje pozarządowe powinny mieć mechanizmy uniezależniające je od politycznych i biznesowych nacisków?

NGO-sy są złożone z ludzi, którzy mają pomysł na zrobienie czegoś dla dobra publicznego. Starają się zdobywać środki skąd mogą, pod warunkiem, że te środki nie uzależniają. Tak było w moim przypadku. Przez pięć lat dostawałem 50 tys. dolarów rocznie, czyli więcej, niż potrzebowałem na letnie szkoły. Zacząłem więc robić seminaria dla samorządowców. Później to się skończyło i trzeba było szukać sponsorów z biznesu oraz międzynarodowych organizacji. W ten sposób Szkoła Liderów jest finansowana teraz. Te organizacje organizują konkursy, a my bierzemy w nich udział. Czasem uda nam się wygrać, a czasem nie.

ŁP: Otrzymywali państwo wsparcie także od polskich władz.

W pewnym momencie przyszedł mi do głowy pomysł, żeby kształcić młodych liderów Polonii za granicą, bo nikt się nimi nie zainteresował. A jako że znałem ówczesnego marszałka senatu Bogdana Borusewicza, spytałem, czy nie byliby zainteresowani. Byli. Udało się stworzyć program, który Senat finansował przez kilka lat, a później został przejęty przez MSZ. Nie widzę w tym żadnego problemu.

wygnanski

ŁP: Ale dlaczego tych zadań, o których profesor mówi, od początku nie może wykonywać państwo?

Powód jest prosty: państwowe programy są tradycyjne, konserwatywne, biurokratyczne. Nikt wtedy w senacie nie pomyślał o programie wsparcia liderów polonijnych. Ja przekonywałem, że to ogromne pole do działania w interesie państwa. To jest kwestia wzajemnego porozumienia, znalezienia organizacji, która ma jakiś pomysł na działanie, i kogoś, kto akceptuje ten pomysł oraz ma środki na to, żeby go wspierać.

HC: Organizacje pozarządowe wnoszą kreatywność i elastyczność, której brakuje instytucjom państwowym?

Dokładnie, to jedna z kolosalnych zalet organizacji społeczeństwa obywatelskiego – nie są trzymane w sztywnych, formalnych strukturach. Jest tam więcej możliwości zgłaszania inicjatyw, rozwoju, eksperymentowania. Dzięki temu doskonale uzupełniają rząd. Kraje, w których życie publiczne opierałoby się tylko na państwie, byłyby niesłychanie ubogie. Bez inicjatyw obywatelskich, oddolnych, nieformalnych, nie wyobrażam sobie normalnego rozwoju społeczeństwa i życia publicznego.

ŁP: W Polsce jednak słowo „fundacja” wywołuje często negatywne skojarzenia – związane raczej z maszynką do gromadzenia pieniędzy niż z pomocą innym.

Tak się oczywiście zdarza. To jest problem najczęściej wielkich organizacji. Weźmy na przykład Oxfam. Został założony przez grupę ludzi przerażonych problemem głodu, którzy chcieli zbierać pieniądze i posyłać środki potrzebującym. To była idea, która się spodobała, i rzeczywiście, ta fundacja stała się taką maszynką do zbierania pieniędzy. Z czasem rosła, profesjonalizowała się, robiła się coraz bardziej biurokratyczna, zatrudniała coraz więcej ludzi. Takie instytucje tracą wtedy swoją ideę, wizję i elastyczność. Ale jest to naturalna tendencja i trzeba się z nią pogodzić, tak długo jak instytucje nie są zbyt pazerne i na cele administracyjne nie przeznaczają więcej niż, powiedzmy, 15 proc. donacji.

Ilustracje: Anna Krztoń

Ilustracje: Anna Krztoń

ŁP: Skoro organizacje pozarządowe są tak dobre, dlaczego, pana zdaniem, polskie media publiczne tak bardzo je atakują?

Jako obywatel brytyjski niechętnie oceniam bieżące wydarzenia w Polsce. Ale w tym wypadku jest dla mnie oczywiste, że za tym kryje się niechęć do niezależnych organizacji. Organizacji, które są poza kontrolą i wpływami rządu. Nawet jeśli te organizacje nie są wykorzystywane do jakichś akcji przeciwko rządowi, to zawsze pozostaje to poczucie, że trzeci sektor jest poza kontrolą. Podobnie było w Rosji, gdzie początkowo po upadku ZSRR działało wielu fantastycznych, zaangażowanych ludzi. Ale w końcu do władzy przyszedł człowiek z autorytarnym nastawieniem i postanowił podporządkować sobie te organizacje pod fałszywym pretekstem, że kryje się za nimi jakaś zagraniczna machinacja.

W każdej władzy jest pokusa ograniczania niezależności, żeby rządzić łatwiej, żeby prowadzić politykę bez trudności. To jest coś, co trzeba zwalczać. A wartością w demokracji są te organizacje pozarządowe, które kontrolują władzę, przedstawiają alternatywne propozycje, przekonują rządy do konkretnych działań. Przecież wiele z tego, co dziś robią rządy, zaczęło się właśnie od inicjatyw takich entuzjastów.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 411

(47/2016)
22 listopada 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj