Jakub Bodziony: Polska Akcja Humanitarna jest jedną z najstarszych i największych organizacji pozarządowych w Polsce. Czy po latach działalności ma pani poczucie sukcesu, czy może rozczarowania?
Janina Ochojska: Mam zdecydowane poczucie sukcesu. Kiedy zakładaliśmy PAH, nie sądziliśmy, że stworzymy coś aż tak trwałego. W przyszłym roku będziemy obchodzić 25. rocznicę powstania. Pomogliśmy i pomagamy milionom ludzi na całym świecie. Oczywiście, zawsze można powiedzieć: dało się zrobić więcej. Ciągle się uczymy. Zbudowaliśmy trwały związek, zarówno z pojedynczymi darczyńcami, jak i z biznesem. Mamy coraz więcej środków – w zeszłym roku pozyskaliśmy 66 mln zł.
JB: Czy to oznacza, że PAH byłaby w stanie przetrwać bez wsparcia finansowego ze strony państwa?
Jak najbardziej. Prawie nie korzystamy z krajowych środków publicznych – z wyjątkiem naszej akcji pomocy humanitarnej na Ukrainie. W tym roku braliśmy udział w konkursie MSZ na pomoc Ukraińcom przesiedlonym wewnątrz kraju z powodu wojny, wygraliśmy go i dostaliśmy finansowanie. Jednak na wiele obszarów, w których pracujemy, nie są przeznaczane żadne państwowe pieniądze. W dużej mierze opieramy się więc na instytucjach międzynarodowych i unijnych. Wpłaty od indywidualnych darczyńców to prawie 15 proc. naszych dochodów.
Tam gdzie nie ma polskiej państwowej pomocy humanitarnej, jesteśmy my, PAH, i budujemy w ten sposób wizerunek Polski. | Janina Ochojska
JB: Czy są państwo w takim razie organizacją niezależną? Każdy model finansowania organizacji pozarządowych może się spotkać z krytyką – albo z powodu uzależnienia od świata biznesu, albo od konkretnej opcji politycznej, albo, jak to ujęły „Wiadomości” TVP w swoim kontrowersyjnym materiale, od „obcych państw”.
Nie jesteśmy związani z żadną opcją polityczną. Nie startujemy w konkursach tylko dlatego, że państwo daje środki na pomoc w konkretnym kraju. Nie godzimy się na warunki, które nie odpowiadają naszym zasadom. Przykładowo – w ogóle nie bierzemy pieniędzy od producentów broni czy alkoholu. Kiedyś nie przyjęliśmy 60 tys. dolarów na program, który jest bardzo trudno sfinansować w Polsce – na edukację humanitarną – właśnie dlatego, że firma, która chciała go sponsorować, produkowała broń.
Emilia Kaczmarek: Domyślam się, dlaczego nie chcą państwo finansować akcji humanitarnych za pieniądze producentów broni, ale dlaczego odmawiają państwo także producentom alkoholu?
Jeśli producent alkoholu jako indywidualny darczyńca wpłaci pieniądze na nasze konto, to je oczywiście przyjmiemy. Nie wchodzimy jednak we współpracę z przedsiębiorstwami produkującymi broń czy alkohol. Kiedy zawieramy umowę z firmą, która chce zostać naszym darczyńcą-partnerem, to często dajemy jej także coś w zamian – na przykład przestrzeń reklamową na stronie akcji dożywiania dzieci „Pajacyk”. I jak to miałoby wyglądać? Po kliknięciu w brzuszek Pajacyka na naszej stronie ma się wyświetlać reklama broni albo wódki?
Nie chodzi o to, że ja sama nigdy nie piję alkoholu. Po prostu uważam, że dobra nie można tworzyć wszelkimi możliwymi sposobami. W naszym kodeksie etycznym ustaliliśmy, czego nie robimy i z kim nie współpracujemy.
EK: Wspomniała pani o akcji „Pajacyk”. Jeden z argumentów wysuwanych przeciwko organizacjom pozarządowym głosi, że niesłusznie wyręczają państwo z jego obowiązków. Czy np. dzięki programowi „500+” PAH nie będzie już musiał dożywiać dzieci w polskich szkołach?
Jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Kiedy w lipcu i sierpniu robiliśmy nabór na ten rok szkolny, liczba wniosków nie zmniejszyła się. Będziemy mogli to ocenić dopiero w przyszłym roku. Nie ukrywam, że chciałabym, aby w końcu w Polsce został wdrożony kompleksowy program dożywiania dzieci, tak by organizacje pozarządowe nie musiały się już tym zajmować.
EK: Czyli faktycznie PAH zastępuje państwo tam, gdzie nie spełnia ono dobrze swoich zadań?
Nigdzie na świecie państwo nie spełnia swoich zadań w stu procentach i organizacje pozarządowe wypełniają tę lukę. My przede wszystkim wypełniamy lukę w pomocy międzynarodowej. W Sudanie Południowym wybudowaliśmy ponad 700 studni – w przeciągu 10 lat co około pięć dni powstawała nowa studnia. I to jest po prostu „polska studnia” – bo na miejscu nikt się przecież nie zastanawia nad tym, czy tę studnię sfinansowało polskie państwo czy społeczeństwo. Tam gdzie nie ma państwowej pomocy humanitarnej, jesteśmy my i budujemy w ten sposób wizerunek Polski.
JB: Jednak w ostatnim czasie państwowe media przedstawiają organizacje pozarządowe raczej jako wroga społeczeństwa niż coś, z czego można być dumnym. Czy PAH nie obawia się ataku ze strony „Wiadomości”?
Nie oglądam telewizji i nie chcę komentować „Wiadomości”. Wiem jedno, znam Kubę Wygnańskiego, o którym mówi się w tych materiałach, od ponad dwudziestu lat. Od niego dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak ruch pozarządowy. Wiem, że Kuba nigdy nie wykorzystałby znajomości, by w nieprawidłowy sposób zdobyć jakiekolwiek fundusze. To człowiek kryształowo uczciwy.
JB: Czy spodziewa się pani, że sytuacja polskich organizacji pozarządowych może za jakiś czas przypominać tę, z którą mamy do czynienia w Rosji lub na Węgrzech? W Rosji organizacje otrzymujące finansowanie spoza kraju traktowane są wręcz jako „zagraniczni agenci”.
Wszyscy dziś koncentrują się tylko na tym, co dzieje się złego i przewidują najgorsze. Tymczasem różni ludzie w różnych czasach o różne rzeczy byli oskarżani, często bezpodstawnie. Nie przejmowałabym się zbytnio tym szumem medialnym. Trzeba po prostu robić swoje. I wyjaśnić Polakom, że nie ma nic wstydliwego w otrzymywaniu pomocy z zagranicy. Jako członkowie Unii Europejskiej mamy prawo do funduszy unijnych. Ile inwestycji – dróg czy oczyszczalni ścieków – mogliśmy przez te wszystkie lata zrobić właśnie dzięki pomocy z zagranicy!
Trzeba wyjaśnić Polakom, że nie ma nic wstydliwego w otrzymywaniu zagranicznej pomocy. Ile inwestycji – dróg czy oczyszczalni ścieków – mogliśmy przez te wszystkie lata zbudować właśnie dzięki pomocy z zagranicy! | Janina Ochojska
EK: Nie uważa więc pani, że nadeszły ciężkie czasy dla organizacji pozarządowych?
W moim odczuciu żadna z dotychczasowych opcji politycznych w Polsce nie pomagała organizacjom pozarządowym. Wszystko, co udało nam się osiągnąć, wymagało ogromnej pracy ze strony trzeciego sektora. Politycy nigdy nie byli specjalnie otwarci na te propozycje. Samo wprowadzenie możliwości odprowadzania 1 proc. podatku na organizacje pożytku publicznego wymagało ogromnego trudu. A ile czasu trwały prace nad ustawą o współpracy rozwojowej? 14 lat. To kilkanaście lat tłumaczenia politykom, dlaczego pomoc rozwojowa jest ważna, a takie prawo potrzebne.
JB: Jak pani zdaniem powinny reagować organizacje pozarządowe atakowane w mediach publicznych?
Uderzmy się we własne piersi. Zamiast ubolewać nad tym, że podano jakieś przekłamane informacje, które zaszkodzą środowisku, trzeba działać. Jeżeli zyskamy poparcie ludzi, to nie będziemy musieli zajmować się polityką. Musimy wypracować w społeczeństwie świadomość, że organizacje pozarządowe działają na rzecz obywateli. Ludzie słyszą: „dostaliśmy pieniądze” i myślą, że to coś podejrzanego. Nie wiedzą, na czym polega procedura konkursu, że pieniądze dostajemy na realizację konkretnego projektu, że to, na co możemy wydać te pieniądze, określa opisany wcześniej budżet. Ludzie nie mają także pojęcia o administracyjnej kontroli, jakiej poddawane są organizacje. A przecież te kontrole sprawiają, że nieuczciwe wydawanie pieniędzy prędzej czy później zostanie wykryte.
EK: Czy organizacjom pozarządowym w Polsce jest trudniej niż tym działającym na Zachodzie?
Zachodnie organizacje podobne do naszej mają oczywiście dużo większe fundusze niż my. Oni tworzyli swoje struktury i uczyli się przez wiele lat. Także w Czechach, zwłaszcza za czasów prezydentury Václava Havla, warunki do rozwoju sektora pozarządowego były bardziej sprzyjające niż w Polsce.
EK: A może Polacy po prostu nie lubią pomagać innym?
Zupełnie się z tym nie zgadzam. Czasami słyszymy, że Polacy na początku roku dają pieniądze na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, a potem już na nic innego nie starcza im pieniędzy. To nieprawda. W zeszłym roku, dwa czy trzy miesiące po finale WOŚP-u, miało miejsce trzęsienie ziemi w Nepalu – na pomoc ofiarom zebraliśmy 4 mln zł. Inna historia – pewna firma meblarska z Chojnic wpłaciła nam pieniądze na dwie studnie w Sudanie Południowym, ale później prezes tej firmy napisał, że niestety jego sytuacja finansowa nie pozwala mu na dalsze finansowanie studni. Obiecał, że jak tylko się poprawi, to wróci. I wrócił.
Potencjał polskiego społeczeństwa jest o wiele większy niż sądzimy. Jak śpiewał Wojciech Młynarski: „róbmy swoje”. Wierzę głęboko, że „robienie swojego” daje owoce.