Szanowni Państwo!

„Najostrzejsza eskalacja konfliktu pomiędzy opozycją i rządzącym Prawem i Sprawiedliwością od czasu przejęcia przez tę partię władzy w październiku minionego roku” – tak Reuters opisywał piątkowe protesty w polskim sejmie i pod nim. W podobnym tonie wypowiadały się inne agencje informacyjne oraz polscy korespondenci zagranicznych mediów. Zwracano uwagę na fakt, że głosowanie nad budżetem po raz pierwszy w historii III RP odbyło się poza główną salą obrad; przypominano także inne kontrowersyjne reformy rządu Beaty Szydło i związane z nimi protesty – próbę zaostrzenia prawa aborcyjnego, zmiany w prawie o zgromadzeniach czy konflikt z Trybunałem Konstytucyjnym.

Ze świecą można szukać relacji, której autorzy ze zrozumieniem odnosiliby się do działań polskiego rządu. I trudno się dziwić, kiedy nawet część dziennikarzy oraz polityków sprzyjających gabinetowi Beaty Szydło nie popiera bezkrytycznie ostatnich działań partii rządzącej. „Niezależnie od tego, kto w ostateczności zyska, fundowanie państwu tak wielu frontów jest co najmniej dyskusyjne. I próba poddania mediów przesadnych rygorom, i wykluczenie posła opozycji z obrad pod byle pretekstem. I wreszcie dziwaczne głosowania nad budżetem w nieprzystosowanej do tego sali”, pisze Piotr Zaremba, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „wSieci”.

„Idiotyczne plany wprowadzenia kolejnych ograniczeń dla dziennikarzy spowodowały zdecydowany protest reporterów od «w Sieci» czy «Gościa Niedzielnego» po TVN24 i «Gazetę Wyborczą». To nawet nie jest przykład zawodowej solidarności, to zdroworozsądkowa reakcja na zamordystyczne pomysły marszałka Kuchcińskiego” – to z kolei Robert Mazurek, felietonista tego samego pisma.

Wreszcie Kazimierz Ujazdowski, europoseł PiS-u, przekonywał, że choć „sił eskalujących konflikt jest więcej”, to „za obecny kryzys odpowiedzialność ponosi koalicja rządząca z Jarosławem Kaczyńskim na czele”.

Protesty opozycji i dziennikarzy to nie jedyny problem partii rządzącej. Do tego dochodzą jeszcze m.in. wątpliwości prawników co do legalności głosowania nad ustawą budżetową, jednym z najważniejszych dokumentów, jakie powinien uchwalić sejm. Brytyjski „Financial Times” na pierwszej stronie poniedziałkowego wydania pisze wprost, że polski budżet został najprawdopodobniej przyjęty nielegalnie. Takie opinie z pewnością nie pomogą w budowaniu wizerunku polskiego rynku jako stabilnego i przyciąganiu inwestorów.

Po co więc PiS otwiera kolejny front walki politycznej? „Wydarzenia ostatniego tygodnia świadczą o tym, że z równą bezkompromisowością PiS zabiera się do reform i do działań, które reformami trudno nazwać”, piszą Jarosław Kuisz i Karolina Wigura. Taki cel siłą rzeczy naraża PiS na konflikty z rozmaitymi środowiskami, ale w tym wypadku do konfliktu wcale dojść nie musiało.

Ustawę budżetową czy tzw. ustawę dezubekizacyjną PiS mógł przegłosować po wysłuchaniu głosów płynących z opozycji. Z kolei zmianę zasad pracy mediów w parlamencie można było wprowadzić na jednym z kolejnych posiedzeń, po konsultacjach ze środowiskami dziennikarzy. Dlaczego tego nie zrobiono?

„Kaczyński chce zreformować jak najszybciej jak najwięcej, bo po prostu jest autentycznym radykałem”, mówi Antoni Dudek w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. A forma, jaką przyjmują owe reformy, wynika zdaniem Dudka z dwóch cech myślenia Jarosława Kaczyńskiego. Po pierwsze, przekonania, że Polska właściwie nie zmieniła się od początku lat 90. i sformułowane wówczas przez szefa PiS-u krytyczne diagnozy są nadal aktualne. Po drugie, z przekonania, że państwem da się zarządzać za pomocą rozporządzeń wydawanych przez władze centralne. „Oni naprawdę wierzą, że jak coś zadekretują w ustawie, […] to wszystko się zmieni”, mówi Dudek.

Czy agresywna strategia przekłada się jednak na realizację postulatów zawartych pod hasłem „dobrej zmiany”? Irena Lasota w rozmowie z Jarosławem Kuiszem, mimo deklarowanej sympatii wobec programowych zapowiedzi PiS-u, z rezerwą odnosi się do ich realizacji – reformy instytucji państwa, poprawy jego bezpieczeństwa, polityki zagranicznej czy postulatu tzw. dekomunizacji.

„Dekomunizacja nie może polegać wyłącznie na zmianach nazw ulic z jednej na drugą. Prawdziwa dekomunizacja w Polsce nastąpi wówczas, gdy pojawią się prawdziwe konkursy na stanowiska, nie tylko te najważniejsze”. Problem jednak w tym, że – jak przekonuje Antoni Dudek – Jarosław Kaczyński w zarządzaniu krajem chce się oprzeć wyłącznie na własnych zasobach kadrowych, a otwarcie na zewnętrznych specjalistów uznaje za jeden z największych błędów poprzedniego rządu Prawa i Sprawiedliwości.

Ta oparta na skrajnej nieufności strategia skazuje partię rządzącą na dalszą eskalację konfliktu i ostatecznie porażkę. Wielką i budzącą niepokój niewiadomą wciąż pozostają jednak warunki tej kapitulacji.

Zapraszamy do lektury!

Łukasz Pawłowski


 

Stopka numeru:

Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja

Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Karolina Wigura, Jarosław Kuisz, Adam Puchejda, Jan Chodorowski, Julian Kania, Jakub Bodziony