Na początek oczywiste: Bartłomiej Sienkiewicz rozstał się z polską polityką w 2014 roku, po tak zwanej „aferze taśmowej”. Tygodnik „Wprost” ujawnił wcześniej nielegalne nagranie z restauracji Sowa i Przyjaciele, na którym Sienkiewicz rozmawia z ówczesnym prezesem NBP, Markiem Belką. Wśród wielu wątków rozmowy – Sienkiewicz przewidział między innymi presję na wzrost wynagrodzeń, która może utopić rząd Platformy – największą karierę (no dobrze, prawie największą) zrobił wyrażony przez ówczesnego ministra pogląd, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”.
Teraz ukazuje się książka Sienkiewicza, która nawiązuje tytułem do tamtych słów. Taśmy stanowią jednak dla autora jedynie punkt wyjścia do wyjaśnienia sensu owego słynnego już wyrażenia. Weźmy pierwszy fakt: do dziś nie ma pewności, kto był zleceniodawcą akcji podsłuchiwania ludzi władzy, a dziesiątki nieujawnionych taśm w dalszym ciągu pozostają w czyjejś dyspozycji.
Od teorii do praktyki
W pierwszej części autor wskazuje na trzy przykładowe obszary życia społecznego, w których ujawnia się niewydolność państwa. Przede wszystkim, szkoła w dalszym ciągu uczy według dziewiętnastowiecznych, autorytarnych wzorców. Dobre wyniki w rankingach PISA to złudzenie. Polska szkoła oducza demokracji, a panujące w niej relacje międzyludzkie reprodukowane są na kolejnych etapach życia, choćby w quasi-folwarcznych stosunkach pracy. Nasza polityka „w odniesieniu do edukacji robi wszystko, żeby nas ten współczesny świat omijał szerokim łukiem. Przy okazji produkując nieobywateli” [s. 43].
Po drugie, państwo polskie pozostaje instytucjonalnie uzależnione od Kościoła katolickiego. Prozaicznym przykładem jest tutaj znikomy odsetek cmentarzy komunalnych. Sprawy takie utrudniają odróżnienie, które potrzeby wynikają z realnego zaangażowania religijnego, które zaś praktyki społeczne stanowią jedynie wyraz odziedziczonego obyczaju: „Nowoczesne państwo XXI wieku nie ma prawa zakazywać lub nakazywać wiary, ale ma obowiązek realnie chronić wolność tego osobistego wyboru” [s. 48].
Wreszcie, w Polsce niepoważnie traktuje się prawo. Sienkiewicz posługuje się w tym kontekście przykładem kodeksu drogowego, który dotyczy codziennego życia bardzo dużej grupy osób. Nie dość, że panuje powszechne przyzwolenie na naruszanie jego norm, to państwo nie jest nawet w stanie stworzyć prostego i przyjaznego systemu znaków drogowych. Konsekwencje są realne: w wypadkach giną ludzie. Wystarczy przekroczyć granicę, a sytuacja na drogach wygląda inaczej.
Przykładów jest zresztą więcej – nie tak dawno okazało się, że w całej Polsce płoną wysypiska śmieci. Lokalne władze alarmowały o problemie z wyprzedzeniem, a mimo to przez długi czas nic się nie działo. Dlaczego? Służby państwa często działają w sposób chaotyczny i nieskoordynowany.
Sienkiewicz rozumie współczesne konwulsje polityczne w państwach Zachodu w kategoriach nie tyle kryzysu liberalizmu czy demokracji, co kryzysu państwa. Nastroje społeczne, które umożliwiły destrukcję państwa przez PiS, to fakty społeczne i należy się z nimi politycznie zmierzyć, bowiem „w pustkę po państwie wchodzą populiści, łudząc naprawą życia zbiorowego, a w praktyce sięgając po władzę absolutną i czyniąc z państwa partyjną wydmuszkę” [s. 66]. Polskie państwo od początku było słabsze, dlatego symptomy owego kryzysu ujawniają się u nas z większą mocą.
Sienkiewicz rozumie współczesne konwulsje polityczne w państwach Zachodu w kategoriach nie tyle kryzysu liberalizmu czy demokracji, co kryzysu państwa. | Tomasz Sawczuk
Bliżej ludzi
Sienkiewicz uważa więc, że musimy „wrócić do fundamentów”. Jedyną sensowną odpowiedzią na kryzys państwa może być przeforsowanie jego alternatywnej koncepcji. Autor „Państwa teoretycznego” otwarcie dystansuje się od tych, którzy albo denuncjują wyborców PiS-u jako nieracjonalnych, albo mówią, że zostali oni przekupieni przez władzę. Jak pisze, „ten typ argumentacji pasuje do jakiegoś Towarzystwa Byłych Ziemian czy innego stowarzyszenia typu Szlachta na Rzecz Bicia Chamów, a nie do obrońców liberalnej demokracji” [s. 63]. Z kolei, elity polityczno-publicystyczne powinny zrozumieć także, że spojrzenie ludzi na historię Polski i związane z państwem oczekiwania będzie się z czasem zmieniać: „pogarda niektórych obrońców demokracji wobec młodych jest porównywalna z tą wobec wyborców PiS-u i przynosi podobne skutki” [s 127].
Sienkiewicz jest zdania, że podobne głosy kompromitują liberalną demokrację bardziej niż „cała telewizja Jacka Kurskiego” i martwi się, że nie były one kontrowane w liberalnych mediach. Pozostaje odnotować, że przynajmniej w „Kulturze Liberalnej” pisaliśmy o tym problemie wielokrotnie, krytykując na przykład pogardliwe stwierdzenia wobec beneficjentów programu Rodzina 500+.
Zdaniem Sienkiewicza, sytuacja nie jest jednak beznadziejna, ponieważ „o sukcesie człowieka decyduje wola. O sukcesie społeczeństwa – zbiorowa wola” [s. 120]. Do tego dochodzi siła „wiodących przedsiębiorstw polskiej gospodarki” oraz potencjał miast jako kół zamachowych dalszego rozwoju.
Najważniejszy chyba fragment książki dotyczy kwestii, która rzadko pobudza zbiorową wyobraźnię, a mianowicie… powiatów. Jeśli ludziom brakuje dzisiaj przekonania, że państwo spełnia swoje zadania w dostatecznym stopniu – że nastąpił jego zanik – to trzeba sprawić, aby znalazło się ono bliżej obywateli. Autor wskazuje dwa podstawowe pomysły, jak to zrobić.
Po pierwsze, państwo nie powinno się kończyć na szczeblu wojewody. W miejsce samorządu powiatowego powinna powstać umiejscowiona bliżej ludzi struktura rządowa. Zdaniem autora „Państwa teoretycznego”, obecny program samorządowy PO, który przewiduje likwidację nawet urzędu wojewody i przekazanie odpowiednich kompetencji samorządowi, nie tylko nie odpowiada dzisiejszym potrzebom, ale idzie w przeciwnym do nich kierunku.
Po drugie, potrzebna jest zmiana w komunikacji obywateli z państwem. Jak pisze Sienkiewicz, „to, co się rzuca w oczy w dotychczasowym politycznym dyskursie, wszystko jedno, czy dotyczy PiS-u, czy PO, to pewien sposób myślenia o wprowadzanych zmianach. Nie powstają one jako wynik konsultacji, dyskusji, obłaskawiania potencjalnych grup społecznych, których te zmiany będą dotykać lub którzy mają być ich beneficjentami” [s. 142]. Chodzi o doprowadzenie do stanu, w którym „zmiany przestają być gdzieś na górze dekretowane, a stają się oswojoną uprzednio rzeczywistością” [s. 143]. Taką nową rolę mogłaby podjąć właśnie inteligentnie zorganizowana terenowa administracja rządowa.
Po „Nowym Liberalizmie”
Sienkiewicz określa w tym kontekście mój „Nowy liberalizm” mianem książki idealistycznej, nie jestem jednak pewien dlaczego. Jeśli spojrzeć na trzy kierunki rozwoju polskiego liberalizmu, które w niej proponuję – „odnowić demokrację”, „przemyśleć konserwatyzm”, „odczarować ekonomię” – zgadzamy się właściwie w najważniejszych kwestiach. Sienkiewicz mówi o tym, że zmiany społeczne „idą od dołu”, a reformy polityczne muszą zostać komunikacyjnie przepracowane w świadomości społecznej, jeżeli system polityczny ma się cieszyć stabilnością. Mówi także o konieczności oddzielenia państwa od Kościoła oraz o pragmatycznym podejściu do polityki gospodarczej, które musi brać pod uwagę między innymi wymogi psychologii społecznej.
Podobnie, autor „Państwa teoretycznego” przekonuje, że chociaż dziejów III RP nie trzeba wyrzucać do kosza, pasywna strategia anty-PiS-u, która sprowadza się do obrony przeszłości, nie wystarczy do poradzenia sobie ze stojącymi przed nami wyzwaniami. Kryzys państwa to problem sięgający znacznie wcześniej niż rządy PiS-u, a jego znaczenie wykracza poza krajowy kontekst „dobrej zmiany”. Propozycje Sienkiewicza widzę zatem raczej jako jedno z możliwych dopełnień projektu zarysowanego w „Nowym liberalizmie” niż jako alternatywę.
Sienkiewicz zaczerpnął motto ostatniego rozdziału „Państwa teoretycznego” z książki Marka Lilli „Koniec liberalizmu, jaki znamy”, wydanej ostatnio przez „Kulturę Liberalną”: „Ludzie nie rodzą się obywatelami. Obywateli się tworzy”. Aby zbudować cywilizowane relacje społeczne, musimy mieć nowoczesne państwo, na którym można polegać i któremu można ufać. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
PiS nie odpowiada na to wyzwanie, ponieważ w odniesieniu do publicznych instytucji jego polityka polega przede wszystkim na zastąpieniu jednych elit innymi. Potrzeba nowego impulsu. Dawni koledzy Sienkiewicza nie spełniają jednak swojej roli. Paradoksalnie, najwięcej goryczy można wyczuć w słowach autora, zwróconych w stronę obecnej opozycji. „Taka Platforma Obywatelska, z takimi propozycjami programowymi ma bardzo ograniczone szanse na sukces” [s. 141], pisze były minister w rządzie Donalda Tuska.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Grzegorz Rogiński, KPRM.