Szanowni Państwo!
„Dobijamy do trzeciej dekady III Rzeczpospolitej. Zdarzyła nam się dziejowa niespodzianka – mamy pierwsze od 1795 roku pokolenie niepodległości”, pisze Jarosław Kuisz w swojej książce „Koniec pokoleń podległości”. To fakt, ale czy ten fakt znajduje jakiekolwiek odbicie w polskiej polityce? Niestety, wciąż dominują w niej spory rozpoczęte przez starsze pokolenia, w których przestaje się odnajdywać coraz liczniejsza grupa Polaków.
„Jeśli coś się we mnie zmienia, to głównie podejście do przeciwników politycznych z czasów PRL. Razem żyjemy w Polsce i razem powinniśmy o nią dbać”. To słowa premiera Mateusza Morawieckiego z jednego z ostatnich wywiadów. Zostawmy to, czy szef rządu naprawdę przechodzi jakąś przemianę i postanowił podzielić się tą informacją ze światem, czy – co prawdopodobne – łagodnieje jedynie na czas zbliżających się kampanii wyborczych (piszemy o tym w „Kulturze Liberalnej” w innym miejscu). Ciekawy jest sam fakt, że – niemal trzydzieści lat po upadku PRL – premier uznał temat swojego stosunku do części ludzi żyjących w minionym ustroju za ważny dla elektoratu!
Trzy dekady to czas dojrzewania jednego pokolenia. Pierwszego od czasów zaborów, które spędziło całe dzieciństwo i część dorosłego życia w wolnym kraju. Ludzie urodzeni po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego zdążyli już skończyć szkoły podstawowe, średnie, uniwersytety, pójść do pracy i – niekiedy – założyć rodziny. Dziś, żeby mieć jakąkolwiek pamięć tego, jak wyglądały polityka i codzienne życie w poprzednim ustroju, trzeba mieć czterdzieści lat. A i osoby w tym wieku pamiętają co najwyżej wieczorynkę, szkołę podstawową i zabawy pod blokiem, nie zaś walkę o niezależność z „przeciwnikami politycznymi”.
Mimo to polska polityka wciąż opiera się na sporach o przełom roku ‘89, stan wojenny, pierwszą „Solidarność”, a nawet żołnierzy wyklętych! Debaty polityczne coraz bardziej odrywają się od codziennych problemów i życiowych doświadczeń ogromnej rzeszy polskich obywateli. To miliony ludzi – wyborców między 18. a 44. rokiem życia jest według GUS-u ponad 15 milionów – którzy miniony ustrój znają jedynie z opowieści starszych, szkoły i… współczesnych politycznych dyskusji. Jak to się stało, że Polska polityka wciąż kręci się wokół PRL, chociaż „zwykli” ludzie w ogóle go nie pamiętają, a ich problemy leżą zupełnie gdzie indziej?
„Nasi politycy i ci, którzy najbardziej gardłują w internecie, sprawiają wrażenie, jakby ich głos był bardzo silny. A ten głos w istocie jest słaby. Ludzie, którzy się PRL-em nie zajmują, nie gardłują na ten temat. Nie piszą w sieci: «Ch***j nas to obchodzi” tylko odpuszczają», mówi muzyk i pisarz Paweł „Pablopavo” Sołtys (rocznik ‘78) w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. „W związku z tym mamy wrażenie, że wciąż wszyscy myślą tylko o tym, kto był agentem i «komuchem», chociaż tak naprawdę dla większości ludzi to jest nieważne. Dla mnie to też jest nieważne”.
To odklejenie języka polityki, zdominowanego przez jedno pokolenie, od doświadczeń kolejnych pokoleń jest tym bardziej niebezpieczne, że żyjemy w bardzo burzliwych czasach, które prawdopodobnie będą przełomowe nie tylko dla Polski, ale i dla całego świata, jaki znamy. Ważą się losy liberalnej demokracji, formy, jaką ma przyjąć Unia Europejska, relacji transatlantyckich oraz stosunków z Chinami. Przed nami wyzwania związane z masowymi migracjami, zmianami klimatycznymi i ochroną prywatności. Wszystkie te tematy nie funkcjonują w polskiej debacie publicznej lub funkcjonują w szczątkowej formie. „Od dłuższego czasu mam takie wrażenie, że moja córka przyjdzie do mnie za dwadzieścia lat w totalnie spieprzonym świecie i zapyta: «Jak k***wa mogliście do tego dopuścić?». Tego się boję”, mówi Paweł Sołtys.
Dokładnie tej kwestii – tego jak dzisiejsi trzydziesto-, czterdziestolatkowie spojrzą w oczy pokoleniu swoich dzieci i wnuków – poświęcony jest jeden z utworów Adama „Łony” Zielińskiego, jednego z najpopularniejszych polskich raperów. „Proszę dziadka, mam pytanie, dziadek pozwoli, powiedz, jak ty mogłeś wszystko tak spierd***lić?!” – tak zaczyna się utwór „Nie słuchać przed 2050”, nagrany przed ponad piętnastoma laty!
W rozmowie z Jakubem Bodzionym Zieliński (rocznik ‘82) przyznaje, że on i jego rówieśnicy są „raczej obojętni wobec polityki rozumianej jako walka dwóch postsolidarnościowych obozów PO vs. PiS. Oni nie mówią naszym językiem i zrobili wszystko, byśmy im nie ufali”. Pytany z kolei o swój stosunek do pokolenia pamiętającego czasy PRL, odpowiada: „Nie ma co zamykać uszu na takie głosy, ale oni nie zbudują nam państwa”. Tego musi dokonać kolejne pokolenie. „Jeśli ktoś, to właśnie młodzi lekarze zmienią opiekę zdrowotną na taką, w której da się i normalnie pracować, i normalnie leczyć”. Jak jednak to zrobić, kiedy mentalnie polska polityka wciąż tkwi w latach 80. i 90.?
„Blisko trzydzieści lat po upadku komunizmu potrzeba uwolnienia się od historii jest nadal paląca”, pisał niedawno na naszych łamach Padraic Kenney, amerykański historyk zajmujący się historią naszego regionu.
Kenney ma rację, bowiem narrację starszych pokoleń przejmują także politycy metrykalnie młodsi. Na przykład wspomniany już Mateusz Morawiecki (w roku 1989 miał 21 lat) z całą powagą mówi, że dziś toczy się walka trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB; Andrzej Duda (17 lat w 1989 roku) twierdzi, że Polska być może nie odzyskałaby niezależności trzydzieści lat temu, gdyby nie… żołnierze wyklęci, a Patryk Jaki (4 lata w roku 1989) przekonuje, że po upadku PRL „sądy i trybunały zostały w rękach postkomunistów”, którzy wywierają na nie wpływ do dziś.
Opowieści o „resortowych dzieciach” – niekoniecznie rodzonych, ale także „mentalnych” – sprawiają, że dyskusje o PRL i „postkomunistach” można toczyć bez końca, nawet jeśli dla rozwiązania realnych problemów, przed którymi stoi Polska (jakości powietrza, kosztów energii, systemu emerytalnego, przyszłości w UE), nie mają one najmniejszego znaczenia. Aż pewnego dnia dzieci obecnych dwudziesto-, trzydziesto- i czterdziestolatków przyjdą do nas z pytaniem: „Co w tym czasie robiliście?”.
Wejście w dorosłość pokolenia, które – jak pisze Jarosław Kuisz – sytuacji podległości nie pamięta wcale lub pamięta jedynie w szczątkowej formie, to potencjalnie ogromna szansa. Ale to pokolenie musi w końcu zabrać głos. Być może stanie się to w roku 2019.
Zapraszam do lektury!
Łukasz Pawłowski