Jest jesień 1956 roku. Na Węgrzech trwa powstanie przeciwko władzy ludowej. To, co zachodnioniemiecka kronika filmowa nazywa „walką o wolność”, wschodnioniemiecki dziennik „Neues Deutschland” określa mianem prowokacji węgierskich faszystów. Osiemnastolatkowie z przemysłowego miasteczka Stalinstadt – wzorcowego projektu dla enerdowskiej klasy robotniczej – konfrontują obie wersje, słuchając potajemnie radia RIAS nadawanego z Berlina Zachodniego. Nie wierzą propagandzie NRD i postanawiają uczcić ofiary powstania na Węgrzech minutą ciszy w klasie. Początkowo nic nie wskazuje na to, by ich akcja wywołała poważniejsze reperkusje. Po kilku dniach machina się jednak rozkręca. Kuratorium wszczyna dochodzenie w sprawie działań kontrrewolucyjnych na terenie szkoły, a kontrolę w Stalinstadt osobiście nadzoruje minister oświaty. Uczniom grozi niedopuszczenie do matury, która dla wielu z nich jest jedyną szansą na awans społeczny. Oni sami jednak nie chcą donosić na siebie nawzajem. Czują się solidarni: „Nigdy jeszcze nie byliśmy jedną klasą, tak bardzo jak dziś” – krzyczy jeden z bohaterów.

Materiały prasowe Aurora Films

Ta historia wydarzyła się w rzeczywistości w podberlińskiej miejscowości Storkow. 50 lat później jeden z jej uczestników, Dietrich Garstka, opisał ją w głośnej książce „Das schweigende Klassenzimmer” [Milcząca klasa]. Lars Kraume, reżyser znany głównie z filmów telewizyjnych, postanowił zaadaptować ją na potrzeby kina. Film miał premierę na festiwalu Berlinale w 2018 roku, w sekcji pozakonkursowej. Został wówczas życzliwie przyjęty przez widownię, lecz późniejsze reakcje krytyki były zróżnicowane. Jak zwykle w wypadku filmów historycznych, przedmiotem dyskusji był stosunek do przeszłości. Nie muszę dodawać, że film Kraumego był okazją do publikacji drugiego wydania książki – oczywiście w wersji promocyjnej, z plakatem filmowym zamiast oryginalnego zdjęcia klasowego na okładce.

Spontaniczna minuta ciszy dla uczczenia poległych powstańców węgierskich zmieniła bieg biografii całej klasy. | Magdalena Saryusz-Wolska

Kwiatki do kożucha

Książka Garstki jest kompilacją własnych wspomnień, wypisków z raportów Stasi, cytatów z ówczesnych mediów i rozmów z kolegami i koleżankami. Reżyser miał więc do dyspozycji bogaty i zróżnicowany materiał, który mógł w stosunkowo łatwy sposób zaadaptować na scenariusz. A mimo to przydał i tak już pełnej napięcia historii dodatkowego dramatyzmu. Oryginalne Storkow było zapewne za mało wyraziste, więc przeniósł akcję do Stalinstadt (dziś Eisenhüttenstadt, przy granicy z Polską), by wyeksponować kulisy NRD. Dodał także kilka postaci, między innymi wujka jednego z chłopców, u którego uczniowie mogą słuchać zakazanego radia. Wujek mieszka sam, jest podstarzałym gejem (co zostaje powiedziane wielokrotnie w różnych kontekstach), a gdy aresztuje go Stasi lokalny pastor nie kryje oburzenia. „Czy wiesz, jak źle w naszych więzieniach traktuje się homoseksualistów?” – pyta swojego pasierba. Czemu ten wątek – z pewnością historycznie istotny, ale zupełnie niezwiązany z sytuacją protestujących uczniów – ma służyć? Do końca filmu nie udało mi się odnaleźć odpowiedzi na to pytanie.

Pasierb pastora to również postać nadmiernie udramatyzowana w stosunku do pierwowzoru. Chłopak jest rozdarty między dwoma systemami wartości: biologiczny ojciec był komunistą, który zginął w obozie koncentracyjnym, ojczym zaś jest pastorem, który zamiast walki dąży do kompromisu. Tego typu życiorysów było w NRD sporo – nie zawsze napięcie tworzyło się na linii ojciec–ojczym, ale zdarzało się, że dzieci dorastały w rodzinach, w których panowały odmienne poglądy na socjalizm. Historie takie nadają się na osobne filmy, ale w „Milczącej rewolucji” to nic innego jak kwiatek do kożucha.

Materiały prasowe Aurora Films

Lukrowanie historii

Każdy bohater w „Milczącej rewolucji” ma jasno określoną funkcję. Kurt, który zainicjował całą akcję i chce bronić honoru powstańców, jest synem przewodniczącego rady miasta, wiernego komunisty. Ten konflikt też musi być rozegrany. Theo jest pragmatykiem, szukającym wyjścia z sytuacji, żeby nie stracić jedynej szansy na awans. Wydaje mu się, że jego ojciec jest przykładnym robotnikiem w lokalnej hucie, ale z czasem okazuje się, że syn nie wie wszystkiego o jego przeszłości. Obaj chłopcy rywalizują o tę samą dziewczynę, Lenę – nie dowiadujemy się niczego o jej rodzinie, ale to uosobienie cnoty i honoru. Jest też Paul, dusza artystyczna, który także podkochuje się w Lenie. Świat dorosłych reprezentowany jest za to przez fanatyków (kurator oświaty i minister), pragmatyków (dyrektor szkoły) i cichych opozycjonistów (homoseksualista). Na tym tle najlepiej zarysowani są bohaterowie drugo-, a wręcz trzecioplanowi: nauczyciel o nazwisku Riegel, który nigdy nie pojawia się w centrum kadru, ale jest odpowiedzialny za całą aferę (warto uważnie śledzić tę postać), a przede wszystkim matki, usunięte w cień przez ojców.

Materiały prasowe Aurora Films

Oprócz konieczności dopasowania postaci do czytelnych schematów fabularnych, wyrazista konstrukcja postaci ma kontekst edukacyjny. Filmy takie jak „Milcząca rewolucja” nie goszczą długo na ekranach niemieckich kin, szybko trafiają do telewizji (zwłaszcza że producentem jest drugi program telewizji niemieckiej ZDF), przede wszystkim zaś wiodą drugie życie jako pomoce dydaktyczne. „Milcząca rewolucja” została zatem uzupełniona o broszurę do pracy z uczniami, którą można pobrać ze strony dystrybutora. Na przykładzie poszczególnych postaci i wątków uczniowie mają omawiać różne aspekty życia w NRD. Im więcej jaskrawych przykładów, tym większe prawdopodobieństwo, że nauczyciele języka niemieckiego, historii czy etyki (bo oni są adresatami broszury) zdecydują się na wykorzystanie „Milczącej rewolucji” na lekcji – tym bardziej, że film o osiemnastolatkach ma rzekomo zainteresować tę właśnie grupę wiekową wśród widzów.

Dodatkowe dramatyzowanie tej historii przez przeniesienie jej do Stalinstadt oraz dodawanie wyrazistych (ale mało wiarygodnych) postaci i motywów jest zupełnie zbędne. | Magdalena Saryusz-Wolska

Kłopot polega jednak na tym, że historia sama w sobie, taka jaka wydarzyła się w Storkow jesienią 1956 roku, jest wystarczająco dramatyczna. Spontaniczna minuta ciszy dla uczczenia poległych powstańców węgierskich zmieniła bieg biografii całej klasy. Fanatycy ślepo służący NRD poniżali ich, zastraszali, poddawali próbie ich lojalność wobec rodzin i przyjaciół. Życie większości z nich potoczyło się zupełnie inaczej, niż planowali przed tymi wydarzeniami. Dodatkowe dramatyzowanie tej historii przez przeniesienie jej do Stalinstadt oraz dodawanie wyrazistych (ale mało wiarygodnych) postaci i motywów jest zupełnie zbędne. Właśnie takie działania sprawiają, że zwykłej historii, która dzieje się na co dzień wokół nas, nie traktujemy wystarczająco poważnie. Zamiast dostrzegać złożoność procesów historycznych, oczekujemy jaskrawych podziałów i oczywistych motywacji. Przerysowane postacie zastępują rzeczywistych ludzi – jak na okładce książki Garstki.

 

Film:

„Milcząca rewolucja”, reż. Lars Kraume, Niemcy 2018.