Schetyna nie kontroluje partii?
Weźmy pierwszy z brzegu przykład. „Nie ma w Polsce człowieka, z którym nie warto porozmawiać”, mówił w sobotę przewodniczący PO. „Na nikogo nie wolno się obrażać, nikogo nie wolno lekceważyć. Jeżeli kogoś nie przekonaliśmy, to znaczy, że to my musimy się bardziej postarać”. Trudno się z taką opinią nie zgodzić – partia polityczna, a tym bardziej przegrana partia, nie może pogniewać się na wyborców.
A jednak mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Schetyna wygłaszał swoje przemówienie, były sekretarz generalny Platformy Stanisław Gawłowski umieszczał na Twitterze grafikę rzekomo pokazującą natężenie alkoholizmu i przemocy domowej w Polsce z takim komentarzem:
„Mapka z sieci!! Jak porówna się mapkę z przemocą domową i alkoholizmem w rodzinie z mapką poparcia dla PiS to okaże się, że im większe poparcie dla PiS tym więcej nieszczęść. I odwrotnie, tam gdzie ludzie głosują na #PlatformaObywatelska to negatywne zjawisko występuje najrzadziej”.
W rzeczywistości mapa pokazywała poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich wyborach, ktoś dodał jednak do niej nową legendę z niezrozumiałymi wskaźnikami „przemocy domowej i alkoholizmu”. Gawłowski po jakimś czasie wpis usunął, ale to nieistotne. Ważniejszy jest cel, który mu przyświecał – pokazanie, że wyborcy PiS-u to alkoholicy i miłośnicy bicia członków rodziny. Trudno takie podejście pogodzić z wezwaniem Schetyny do przekonywania (z szacunkiem) nieprzekonanych wyborców.
I na tym polega jeden z problemów Platformy Obywatelskiej: rzekomo trzymający wszystko twardą ręką Schetyna – w zupełnie zasadniczych kwestiach – nie potrafi skłonić kolegów i koleżanek do zachowania spójnego przekazu. W rezultacie ugrupowanie, które ma poważne trudności z formułowaniem wyrazistych propozycji programowych, nawet kiedy jakąś myśl sformułuje, nie komunikuje jej konsekwentnie i spójnie.
Na tym polega jeden z najważniejszych problemów opozycji: rzekomo trzymający wszystko twardą ręką Schetyna – w zupełnie zasadniczych kwestiach – nie potrafi skłonić kolegów i koleżanek do utrzymania spójnego przekazu. | Łukasz Pawłowski
Jeśli Schetyna chce przekonać do siebie wyborców w ciągu kilku miesięcy, musi nie tylko znaleźć atrakcyjne postulaty (o sobotniej konwencji w „Kulturze Liberalnej” pisał już Tomasz Sawczuk). Musi je także w intrygujący sposób powtarzać. Tak, żeby przeciętny obywatel, niespecjalnie interesujący się polityką, zaczął Platformę (lub szerzej: opozycję) z owymi propozycjami kojarzyć. Jeśli przewodniczący będzie mówił jedno, a Gawłowski i jemu podobni coś dokładnie odwrotnego, to PO może od razu rozejść się do domów.
Co zamiast 500+?
Najważniejszą kwestią, w której opozycja powinna wypracować spójne stanowisko, wydaje się stosunek do wprowadzonych przez PiS transferów socjalnych. „Dopóki kierownictwo sypiącej się Koalicji Europejskiej nie odpowie sobie na to pytanie”, pisze Piotr Zaremba w „Polska Times”, „wszelkie apele o bardziej wytężoną pracę i o niezałamywanie rąk pozostaną jedynie ornamentyką”.
Schetyna zdaje się ten problem rozumieć. Podczas swojego wystąpienia raz jeszcze powtórzył, że „nic co jest dane [przez rząd – przyp. red.], nie będzie odebrane”. Dodawał jednak, że państwo ma też inne zadania, jak „ratowanie życia na SOR-ach, dostęp do lekarza specjalisty i te długoterminowe – jak edukacja dzieci i ich przyszłość” oraz „walka o czystość powietrza” czy dostęp do żłobków i przedszkoli.
Lider PO chce pokazać swoją partię jako tę, która poprawi jakość usług publicznych. To lepsza droga niż licytowanie się z PiS na szczodrość indywidualnych transferów gotówkowych, co zrobił niedawno Władysław Kosiniak-Kamysz, postulując przedłużenie wypłacania 500+ do końca studiów „dziecka”. Z prostej przyczyny – PiS w obietnicy kolejnych przelewów będzie po prostu bardziej wiarygodne.
Jeśli jednak właśnie obietnica naprawy służby zdrowia, edukacji i stanu powietrza ma być podstawą kampanii, to opozycja potrzebuje nie tylko konkretnych pomysłów. Musi nieustannie o nich mówić, a do tego potrzebna jest w partii minimalna wspólnota przekonań w tej kwestii oraz dyscyplina. Tych na razie nie ma i koło się zamyka.
Chodźmy! Ale do kogo?
Kolejny problem to sprecyzowanie wyborców, do których opozycja chce dotrzeć. Dziś anonimowi politycy Koalicji Europejskiej krytykują przegraną kampanię do PE i twierdzą, że „dobrą kampanię poznaje się po stanie butów”, ponieważ jeśli te są „znoszone, jest dobrze” . Niby słusznie, ale buty można znosić zarówno idąc w przemyślane i wybrane z góry miejsca, jak i kręcąc się w kółko. Samo chodzenie zwycięstwa nie zapewni, trzeba też wiedzieć, gdzie chce się dojść. A z tym – jak donosiła „Gazeta Wyborcza” zza kulis kampanii – jest w Platformie problem:
„Pytamy w PO, czy w sztabie była tablica, na której rozpisano kto, dokąd, z jakim przekazem którego dnia jedzie. – A co, myślicie, że to Ameryka? – słyszymy”.
Do kogo więc chce dotrzeć opozycja? Do tej pory wydawało się, że Koalicji Europejska to przede wszystkim partia ludzi w wieku „KOD-erskim”, czyli 50 lat i więcej. To właśnie osoby w tym wieku najchętniej uczestniczyły w marszach Komitetu Obrony Demokracji, a później w marszach partyjnych. To również takie osoby pamiętają PRL i „walkę z komuną”, do której kierownictwo PO lubi się odwoływać. Nawiasem mówiąc, trudno się dziwić – to czasy ich młodości i formacyjne doświadczenia polityczne. Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazały jednak, że opozycja wygrywa nie wśród Polaków najstarszych, ale tych w wieku między 30. a 49. rokiem życia.
Może więc skupić się na tych grupach wyborców? Taką decyzję sugerują zapowiedzi „odmłodzenia” partii czy koncentracji się na takich problemach jak edukacja (to trzydziesto- i czterdziestolatkowie mają dzieci w wieku szkolnym) i walka ze smogiem (wciąż chyba ważniejsza dla młodszych wyborców). Ten wybór niesie jednak ze sobą także pewne ograniczenia. Między innymi powinien skłaniać do porzucenia – tak kuszących dla wielu polityków – odwołań do PRL, komunistów i Okrągłego Stołu.
Niestety, sam Schetyna ma z tym problem. Podczas ostatniego przemówienia wzywał do jednoczenia opozycji, odwołując się – a jakże! – do wyborów czerwcowych sprzed 30 lat.
„Polityków, którzy kandydując w 1989 roku, robili sobie zdjęcia z Lechem Wałęsą, dzieliło wiele. Ale schowali ambicje, stali razem, zmienili Polskę, dali nam wolność”.
Słynne anglosaskie powiedzenie mówi, że kiedy jedynym narzędziem, jakie masz, jest młotek, każdy problem zaczyna wyglądać jak gwóźdź. Dla wielu polityków opozycji tym „młotkiem”, którym bezskutecznie próbują wyklepać rzeczywistość, są doświadczenia z PRL. | Łukasz Pawłowski
Tymczasem od 2015 roku powtarzamy w „Kulturze Liberalnej”, że zmagania z Prawem i Sprawiedliwością to nie walka z „komuną”. Jakkolwiek kuriozalnie to brzmi, wielokrotnie zwracali na to uwagę publicyści z pokolenia trzydziesto- i czterdziestolatków, choćby Michał Szułdrzyński z „Rzeczypospolitej”. Ostatnio zaś ponownie pisał o tym w „Newsweeku” Adam Leszczyński „walka z PiS to nie jest walka z komuną”, a takie porównania zamiast w czymkolwiek pomóc, prowadzą na manowce. Dzisiejszym liderom wydaje się bowiem, że skoro toczą tę samą walkę, co przed 30 laty, powinni zastosować te same narzędzia. Nic bardziej mylnego: ani walka, ani przeciwnik, ani tym bardziej narzędzia nie są te same. Słynne anglosaskie powiedzenie mówi, że kiedy jedynym narzędziem, jakie masz, jest młotek, każdy problem zaczyna wyglądać jak gwóźdź. Dla wielu polityków opozycji tym „młotkiem”, którym bezskutecznie próbują wyklepać rzeczywistość, są doświadczenia z PRL.
Gdy słychać taki retro język, trudno uniknąć wrażenia, że ostatecznie całe gadanie o nowej przyszłości to marketingowy pic. A cały program opozycji – w istocie – sprowadza się do słynnego: „żeby było tak, jak było”.
To wszystko pokazuje, jak trudno będzie Schetynie zrealizować złożone przed kilkoma dniami obietnice. Tym bardziej, że jego przywództwo po przegranych wyborach bywało podważane. Kwestionowane zaangażowanie niektórych kandydatów w kampanię oraz ich wysokie pozycje na listach. Schetyna staje więc przed zadaniem równie trudnym – a zapewne trudniejszym – niż „sklejanie” Koalicji Europejskiej. Jeśli szybko się nie podniesie, jeśli nie utrzyma opozycji razem i nie narzuci wszystkim tych celów i tego języka, którym mówił w sobotę, to w październiku nawet na 38 procent poparcia nie ma co liczyć.