Szanowni Państwo!

„Nasz cel to polskie państwo dobrobytu” – stwierdził w swoim exposé premier Mateusz Morawiecki. „Dla nas solidarność to kamień węgielny polityki. To programy socjalne, których beneficjentami są wszystkie rodziny. Młodsze dzieci otrzymują 500 plus. Starsze, gdy idą do pracy, są zwolnione z podatku. Rodzice mają obniżony PIT, a dziadkowie trzynastą emeryturę”, mówił dalej premier. Zapowiedzi budowy „polskiej wersji państwa dobrobytu” pojawiały się już w kampanii parlamentarnej – wspominał o nich między innymi Joachim Brudziński, a także Jarosław Kaczyński, oceniając, że budowa polskiego modelu welfare state zajmie Prawu i Sprawiedliwości trzy kadencje. Od tej pory to hasło wśród polityków partii rządzącej jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Stanie się zapewne jednym z kluczowych elementów nadchodzącej kampanii prezydenckiej.

Wydaję się jednak, że w polskiej debacie publicznej niewiele osób używających tego określenia rozumie jego znaczenie. W „Kulturze Liberalnej” pisaliśmy już o tym, czy możliwy jest model polskiego państwa opiekuńczego, ale teraz wracamy do tego wraz z publikacją naszego raportu „Polskie państwo socjalne: prywatyzacja zamiast opiekuńczości”.

Opisujemy w nim różne modele państwa opiekuńczego oraz diagnozujemy, w który z nich wpisuje się obecnie Polska. Co ciekawe, autorzy raportu, Karolina Wigura, Jakub Bodziony i Jan Chodorowski, wskazują, że pod względem wysokości wydatków socjalnych – mierzonych jako procent PKB – nasz kraj zdecydowanie wyprzedza bogatsze państwa zachodnie, takie jak Holandia czy Irlandia, a niewiele brakuje nam do Niemiec.

Jak to możliwe?

W Polsce całkowite wydatki socjalne w 2019 roku wyniosły 21,1 procent PKB, podczas gdy Holendrzy i Irlandczycy przeznaczają na te same cele odpowiednio 16,7 i 14,4 procent PKB. Niemcy oraz uznawana za symbol szczodrego państwa opiekuńczego Dania wyprzedzają Polskę z wydatkami na poziomie odpowiednio 25,1 oraz 28 procent PKB.

Czy to oznacza, że Prawo i Sprawiedliwość spełniło swoją najważniejszą obietnicę jeszcze przed jej złożeniem? Niestety, to nie takie proste.

Jak pisze dr Łukasz Pawłowski we wstępnie do naszego raportu, uderzająca w porównaniu pomiędzy poszczególnymi państwami jest struktura wydatków na cele socjalne. „O ile Polska jest absolutnym liderem zestawienia, gdy idzie o sumy przeznaczane na emerytury (w 2014 roku było to 11,1 procent PKB wobec «zaledwie» 10 procent w Niemczech i 8 w Danii), to już pod względem wydatków na ochronę zdrowia nasi zachodni sąsiedzi wyprzedzają nas o ponad dwie długości (4,5 wobec 9,5 procent PKB), a Duńczycy niewiele od nich pod tym względem odbiegają (8,8 procent PKB)”, pisze Pawłowski.

Autorzy raportu wskazują, że „tradycyjne” państwa dobrobytu wielką wagę przywiązują do zapewnienia dobrej jakości usług publicznych, traktowanych jako narzędzie wyrównywania szans. Jednak w polskich warunkach mamy do czynienia przede wszystkim z szeroko rozumianymi transferami gotówkowymi. Zjawisko nie ogranicza się jedynie do emerytur, ale obejmuje także tak zwaną politykę rodzinną, która nad Wisłą jest zdominowana przez koszty programu Rodzina 500 Plus.

Problem w tym, że wraz ze wzrostem bezpośrednich transferów finansowych, które pomogły wielu rodzinom, nie poprawiła się jakość polskiej edukacji publicznej, transportu publicznego, czy opieki zdrowotnej. Przekazywanie gotówki obywatelom przez państwo może być zyskowne politycznie, ale nie zastąpi wysokiej jakości usług publicznych. Wydaje się, że polityka obecnego rządu, który na sztandarach ma hasła solidarności społecznej, może doprowadzić do odwrotnych skutków – rozpadu poczucia wspólnoty i… drugiej fali prywatyzacji. O zjawisku tym Pawłowski pisał już na naszych łamach: polega ono na tym, że obywatele, zamiast korzystać z usług publicznych (jak służba zdrowia czy edukacja), wyposażeni w pieniądze uzyskane od państwa, kupują te usługi na rynku prywatnym. Płacąc oczywiście znacznie więcej niż otrzymują od państwa w postaci transferów gotówkowych. Bo czy w przypadku poważnej choroby można prywatnie leczyć się lub poważnie kształcić dziecko za 500 złotych miesięcznie? Bez dokładania dodatkowych kwot?

Wystarczy przyjrzeć się obecnym cenom w stosownych placówkach, by udzielić negatywnej odpowiedzi.

O tym, co przez obietnicę budowy polskiego państwa dobrobytu rozumie prawica, opowiada nam Bartosz Marczuk, były wiceminister rodziny w rządzie Zjednoczonej Prawicy, a obecnie wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Jakubem Szewczenką. Pytany o największe sukcesy, Marczuk wskazuje poziom użłobkowienia, który w 2015 roku wynosił 11 procent, a w tej chwili ma sięgać już 25 procent. Ale ten program również jest realizowany „półprywatnie”, ponieważ państwo współfinansuje placówki prywatne i dopłaca rodzicom do czesnego. Chodzi o to, tłumaczy Marczuk, że tylko w ten sposób można szybko podnieść liczbę dostępnych miejsc w żłobkach. Wciąż są to jednak miejsca dostępne głównie dla bardziej zamożnych, bo, co oczywiste, wysokość czesnego dalece przewyższa państwowe dotacje. Zamiast zaoferować usługi publiczne, państwo daje ludziom trochę pieniędzy i każe sobie kupić te usługi na rynku prywatnym.

Dyskusja o polskim państwie dobrobytu zaktywizowała również lewicę. Adrian Zandberg, w popularnym wystąpieniu po exposé Mateusza Morawieckiego, jako jedną z największych porażek PiS-u wskazywał właśnie zapaść usług publicznych. Po reakcjach opinii publicznej i w samym obozie rządzącym, widać było, że to właśnie tej krytyki, wymierzonej w socjalne, rzekomo opiekuńcze państwo Kaczyńskiego, obawia się PiS. Jak stwierdził dr Krzysztof Mazur, były prezes Klubu Jagiellońskiego, a obecnie wiceminister rozwoju, „Zandberg to przejście od modelu «opozycji totalnej» do modelu «sprawdzam»”. A jeżeli PiS nie skoncentruje się na kwestiach poruszanych przez nową lewicę, w tym edukacji i opiece medycznej, to za 4 lata może stracić władzę właśnie na rzecz lewicy. To pytanie, czy lewica odbierze wyborców PiS-owi, było tematem naszej debaty, w której udział wzięli prof. Mirosława Marody z Instytutu Socjologii UW, współautorka książki „Społeczeństwo na zakręcie. Zmiany postaw i wartości Polaków w latach 1990–2018”, socjolog dr hab. Przemysław Sadura, współautor raportu „Polityczny cynizm Polaków” i dr hab. Jan Sowa, socjolog oraz kulturoznawca.

Co Lewica może zrobić, by odebrać wyborców PiS-owi?

W naszej debacie padły interesujące propozycje.

Zdaniem Mirosławy Marody, „lewica prawdopodobnie powinna zamaskować to, że jest lewicą, w tym zrezygnować z używania tej nazwy. Właściwie we wszystkich krajach respondenci mają problem z autodefinicją w terminach prawica–lewica. Badacze z uporem używają tego podziału, bo jest wygodny i umożliwia porównania z przeszłością. W konsekwencji jednak nasze pojęcia przestają odzwierciedlać rzeczywistość”.

W podobnym tonie wypowiadał się Przemysław Sadura, na podstawie swoich badań wskazując, że jeszcze niedawno komplet lewicowych postulatów, łączący program socjalny ekonomicznie, liberalny obyczajowo i mocno ekologiczny, popierało… 0,3 procenta społeczeństwa. Gdy tylko odejmie się któryś z tych tematów, poparcie rośnie.

Z tymi tezami nie zgodził się jednak Jan Sowa, według którego tylko wyrazista lewica ma szansę na pozyskanie nowych wyborców: „Jeśli jakaś polityka lewicowa ma szansę na odrodzenie, to musi być w przekonujący sposób antykapitalistyczna. Musi mieć wizję produkcji bogactwa w porządku postkapitalistycznym, który będzie opierać się na innych mechanizmach gospodarczych”, mówił Sowa.

Jednak niezależnie od tego, którą drogą pójdzie lewica partyjna, sam spór w kwestiach obyczajowych, ale również socjalnych, dopiero się rozpoczyna. Hasło polskiego państwa opiekuńczego będzie jego centralnym punktem. Żeby wiedzieć w ogóle, co to dziś znaczy – i o co w najbliższych latach i miesiącach będą spierać się politycy, potrzebna jest debata na realnych założeniach i finansowych możliwościach naszego kraju, a nie politycznych fantasmagoriach.

Na razie dominują fantasmagorie.

A jak analogiczne problemy z państwem opiekuńczym są omawiane innych krajach zachodnich? O to zapytaliśmy profesor Mary Daly, specjalistkę od polityki społecznej z Uniwersytetu w Oksfordzie. Jej poglądy przedstawimy na naszych łamach już w najbliższych dniach.

Zapraszamy do lektury nowego numeru i naszego raportu!

Redakcja „Kultury Liberalnej”