Zacznę tak, jak często zaczynają autorzy bardzo mi niesympatycznych tekstów: „Nie jestem przeciwko… (takim czy owym), sam mam przyjaciół wśród… (takich czy owych)” – no, a potem następuje potok słów, z którymi nie mogę się zgodzić, czasem nawet obrzydliwych. Ponieważ jednak chcę wyrazić sceptycyzm wobec światowego obalania pomników, więc czuję się w obowiązku zadeklarować, że:

– potępiam brutalność policji;

– jestem za realnym równouprawnieniem jakkolwiek naznaczonych przez naturę współobywateli;

– popieram manifestacje skatalizowane przez zamordowanie George’a Floyda;

– cieszy mnie, że biorą w niej udział nie tylko czarnoskórzy, ale również białoskórzy;

– nigdy nie przychodziło mi do głowy złożyć kwiatów pod jakimkolwiek pomnikiem generała Lee, ani pod pomnikiem handlarza niewolnikami Colstona w Bristolu (pomińmy, że ani w jednym, ani w drugim wypadku nie miałem okazji);

– ponieważ w wypadku owych działań historia funkcjonuje jako swoisty alfabet dla wyrażania treści odnoszących się do współczesności, więc jako historyka cieszy mnie, że nasza praca czemuś służy.

Niemniej jednak, jak już powiedziałem, nie jestem zachwycony obalaniem spiżowych postaci. Albo, jeżeli zaczynamy lustrację pomników, to trzeba iść dalej. Dlaczego oddawać w ten sposób sprawiedliwość „tylko” Czarnym? A Indianie? Ilu generałów stojących na pomnikach w USA zdobyło swoje szlify w walce z nimi? Gdy Jan Paweł II spotkał się w Brazylii z nieliczną już ludnością indiańską, Manoel Kaxinaua, Indianin z terytorium Acre, powiedział mu, że on i jego pobratymcy nie widzą powodów, by cieszyć się z odkrycia Ameryki przez chrześcijan. To wydarzenie – mówił – przyniosło im wydziedziczenie z własnej duchowości na rzecz innych doktryn oraz eksterminację w miejsce wolności. Mój komentarz: prawda, że zakonnicy, którzy uczestniczyli w kolonizacji Ameryki, bronili Indian. I co wymyślili? Sprowadzili Murzynów jako niewolników na swoje plantacje zamiast wykorzystywać czerwonoskórych. Nie wiem, jak wyrozumowali sobie, że to lepsze rozwiązanie. Czarni byli silniejsi, mniej umierali – ale zakonnicy musieli wymyślić najpewniej coś głębszego.

Kontynuujmy. Dlaczego przez obalanie pomników oddawać sprawiedliwość „tylko” czarnoskórym i – jak postuluję – Indianom? Może jeszcze warto pomyśleć o muzułmanach, których Europejczycy nie potraktowali dobrze ani w trakcie wypraw krzyżowych, ani w okresie dominacji nad ich terenem? Parę postaci historycznych czczonych w Europie za działania w tym kierunku znalazłoby się, nieprawdaż? Niejeden meczet w dzisiejszej Hiszpanii po reconquiście został przerobiony na kościół. Dzisiejsze stwierdzenia jakże licznej w Hiszpanii ludności muzułmańskiej, że zamiast budować meczety, mogłaby wrócić do swoich starych, wywołują naszą reakcję: „z czym do gościa?!”. Ale, jeśli rewidujemy historię i obalamy pomniki, to może warto by też o tym pomyśleć?

A może byłoby warto pomyśleć o pańszczyźnianych chłopach? Tomasz Kajetan Węgierski, który trafił na Martynikę w 1783 roku, wprost zapytywał, czy los tamtejszych murzyńskich niewolników jest aby na pewno gorszy od „losu większej części europejskich chłopów”? Poza chłopami by się znalazło jeszcze parę grup społecznych, za których złe traktowanie inni stoją na pomnikach. A może warto by wspomnieć o stosunku Romana Dmowskiego do Żydów? Niedawno postawiono mu pomnik i zadedykowano największe skrzyżowanie w Warszawie. Czy przyczepić tam tabliczkę, że obok swoich zasług miał też antyzasługi? Taką tabliczkę wyjaśniającą przyczepiono już obok obrazów Karola de Prevôt (mord rytualny!) w katedrze w Sandomierzu i w analogicznym kontekście na Moście Karola w Pradze. Tylko strasznie dużo takich tabliczek należałoby umieścić na świecie przy obrazach i pomnikach… Przy ilu zaś wyniesionych na postumenty postaciach należałoby umieścić informację, że z jednej strony byli szlachetni i zasłużeni, a z drugiej – odwrotnie? Churchill był człowiekiem swoich czasów, a zatem był kolonialistą i równolegle rasistą, a jednocześnie odegrał wielka rolę w uratowaniu nas wszystkich podczas wojny. Nawet postać Kościuszki jest w niejednym punkcie dyskusyjna. Po prostu chyba nie było i nie ma człowieka jednolicie świetlanego. Nawet gdy był prawie świetlany, to też mógł nie spełniać kryteriów, jakie obecnie stawiamy wobec człowieka cenionego. Zawsze starałem i staram się uświadamiać studentom, ze obok wielu bohaterów historycznych nie chcielibyśmy dziś siedzieć, bowiem marnie się myli i rzadziej od nas zmieniali ubranie.

Kolejna sprawa: dlaczego ograniczać się do obalania pomników? Może warto pomyśleć o lustracji dzieł malarstwa? Już wspominałem o obrażających Żydów obrazach sandomierskich. Można jednak pójść dalej. Przecież właściwie feministki powinny występować przeciwko połowie malarstwa europejskiego jako przedstawiającego ciała kobiece – i to w takim kontekście, że nie ulega wątpliwości, iż to właśnie ciało jest ważne w obrazie. Nawet jeśli twórca namalował jakąś roślinkę we właściwym miejscu, bądź domalowano ją w następnych wiekach, to mało to zmieniało.

Dlaczego zaś zostawić bez lustracji literaturę piękną? Może warto by prześwietlić pisarza znanego pod nazwiskiem Szekspir? Są u niego niedobre treści antyżydowskie. A Tuwim z wierszem o „murzynku Bambo”? Nigdy bym czegoś takiego dziś nie napisał (pomińmy, że w ogóle bym żadnego wiersza nie napisał). Na poważnie: warto pamiętać, że wiersz Tuwima był antyrasistowski. Bambo to był przecież „nasz koleżka” – ale tekst ma cechy epoki.

Rozumiem, że przy wstrząsach politycznych trzeba się na czymś wyładować. Gniew musi się na czymś skupić i w sumie lepiej go skierować przeciw pomnikowi niż przeciw ludziom. Nie jestem jednak za robieniem historycznej pustyni z naszej przestrzeni. Raczej powinniśmy starać się ukazać dzieło w kontekście historycznym i traktować je jako materiał o sposobie myślenia w danej epoce. Zamiast obalania pomników wolę zaś zawsze budowę takich, których czyimś zdaniem brakuje. Zamiast eliminacji śladów jakiejś tradycji na rzecz innej, wolę dodanie tej innej do naszej. Może rozwiązaniem jest to przyjęte na Passeo de la Reforma w mieście Meksyk. Na jednym rogu tej ulicy stoi tam pomnik Kolumba, a na drugim Cuauthémoca, ostatniego obrońcy azteckiego Tenochtitlán. Kto chce, składa kwiaty, któremu z nich chce (sam, po prawdzie, nie złożyłem żadnemu, choć tam akurat miałem okazję). Prawda, nawet postawienie tych dwóch jakże różnych pomników, nie rozwiązuje kwestii rzeczywistego stworzenia miłującego się narodu metyskiego – jakim według własnej ideologii od dawna jest Meksyk. Może jednak lepiej tak niż inaczej, zwłaszcza w sytuacji, gdy ani historii się nie zmieni, ani żadna grupa nie wyniesie się na antypody? Co najważniejsze: może zamiast „polityki historycznej” państwa, dobrze przećwiczonej w ustrojach mało sympatycznych, lepsza jest różnorodność zdań?

 

Fot. Wikimedia Commons.